*breaking news*


czwartek, 26 lutego 2015

Sześć: To nie zabawa, to wojna.






- Andersie pewnie Andre Fannemelu, czy ty sugerujesz, że hejtowałem Jaśka? Moje Zioberko najmilsze? Nie ma mowy. - Dawid potrząsnął głową, by wyrzucić z siebie obrazy, jakie z mrocznych zakątków pamięci podrzucał mu mózg. Opowieść Fannisa była niedorzeczna, absurdalna wręcz. Nigdy nie kłócił się z Jankiem, nigdy. Nawet, gdy Jan niegdyś podczas długiej podróży do Sapporo zjadł jego ostatniego kabanosa. I to serowego! Nie gniewał się na niego, nawet, gdy Ziobro wręczył Dawidowi na urodzinowy prezent-kask z namalowaną podobizną Apoloniusza Tajnera. I to w negliżu! Oni po prostu się na siebie nie obrażali. Do wczoraj. Bo oto Dzióbi powoli przypominał sobie zawód, jaki malował się na twarzy Jana, gdy Dawid posądzał go o wszystkie strasznie rzeczy, jakich niby się dopuścił. Widział, jak dolna warga Janka zaczyna powoli drżeć, a on sam z niepokojącą prędkością zaczyna mrugać oczami.
Na wkładki Freunda!
- Po pierwsze nie mam na drugie imię Andre. Jestem bardziej oryginalny. - Fannemel wywrócił z irytacją oczami. - Po drugie, w końcu musisz wyjść z fazy zaprzeczania.
Dawid spojrzał na niego spod byka. Psycholog się jeden znalazł!
- Nie wiem, czy chcę słuchać dalszej części. Z tych nerwów wyrwę wszystkie włosy z głowy i będę łysy. ŁYSY, słyszysz?
- Weź na wstrzymanie, koleś. Jak chcesz, to mam jeszcze tą wódkę, którą kupiłem u Denisa...
- Och, zamknij się. - Dejvi z rozdrażnieniem wziął swoje narty i, cały się telepiąc, wykręcił się plecami do Norwega. - Muszę iść. Seria próbna. Nie mogę się spóźnić.
- Jak chcesz.
- Dokończymy później.
I nie oglądając się za siebie, ruszył powoli w stronę skoczni. Gdy czekał na swoją kolej wraz z innymi skoczkami w pawilonie, próbował zebrać wszystkie rewelacje z wczorajszej nocy w garść i odepchnąć je daleko od siebie. Ale one wracały za każdym razem. Jak jakiś cholerny bumerang. Nie mógł się skupić, przestać myśleć o całej tej sytuacji. Wciąż nie wierzył, że po tylu latach przyjaźni, kiedy wszystkie kryzysy pokonywali z Jaśkiem garścią zjedzonych żelków, w końcu się prawdziwie pokłócili. To, że Dejvi tego nie pamiętał, było niewielkim pocieszeniem, osładzającym gorycz tego pierwszego razu.
Ojej, Dawid zapomniał zapytać się Andersa o najważniejsze, a mianowicie, czy pogodził się z Jankiem. Rano Ziobro zachowywał się na tyle normalnie, na ile pozwalał mu kac, więc a) tak jak Dawid nie pamiętał ich kłótni; b) strzelili po kielichu na zgodę, a ich zgrzyt poszedł w niepamięć.
Swoją drogą, gdzie podziewał się ten matoł i dlaczego jeszcze nie meldował mu tego, czego się dowiedział. Bo zapewne czegoś się dowiedział. A może...
A może to było tak straszne, że Janek uznał, iż Dzióbi nie powinien o tym wiedzieć?
Tym bardziej Kubacki musiał poznać CAŁĄ prawdę, choćby miała go spaczyć psychicznie na całe życie. Dlatego blondyn obiecał sobie, że po konkursie serii próbnej, jak najszybciej odnajdzie Fannemela i wydusi z niego wszystkie informacje.
Tylko może wcześniej powinien wypić jakiegoś wajcenka na odwagę?
Tak, Dzióbacki bał się jak cholera tego, co może usłyszeć. Tego, co w nocy wyprawiał. Na samą myśl o tym, włoski na przedramionach stawały mu dęba niemal tak jak wyżelowane włosy na głowie Ronalda, a kolana miękły jak u nastolatki, która po raz pierwszy słyszy od swojego krasza wyznanie na k. Bał się, że zrobił coś, co przekreśliło jego przyjaźń z Ziobrem na wieki.
- Kac morderca zna czy nie zna serca? - Ktoś zaśmiał się nad Dawidem. Gdy Polak podniósł głowę, ujrzał nad sobą roześmianą twarz Andreasa Wanka, z którym to przyszło mu dzisiaj walczyć w parze KO. - Mam nadzieję, że zna. Liczę na wyrównaną walkę.
Kubacki westchnął głośną.
- Więc ty też coś wiesz? Kto ci wypaplał?
- Coś? Proszę cię. - Wank wydawał się być szczerze rozbawiony słowami Dejviego. - Zupełnie przypadkowo znalazłem się w samym oku cyklopa.
Blondyn pokiwał głową w zamyśleniu, powoli przyzwyczajając się do myśli, że połowa skocznego światka brała udział w tej sylwestrowej balandze i, co gorsza, widziała Dawida w stanie, w którym nikt nie powinien go oglądać. Doprawdy Kubacki nie wiedział, dlaczego jeszcze nic nie dotarło do Kruczka, ale był niewyobrażalnie wdzięczny tym tajemniczym mocom, które utrzymywały trenera w błogiej nieświadomości.
- Zgaduję, że teraz opowiesz mi swoją wersję wydarzeń?
Twarz Wankozaura rozpromieniła się szerokim uśmiechem.
- Cóż, patrząc na wiatr, jaki szaleje na skoczni... Mamy dużo czasu, który można dobrze zagospodarować.
- Jak dla kogo dobrze.
Wank zaśmiał się w odpowiedzi, po czym rozparł się wygodnie na plastikowym krześle i zaczął opowiadać.

***

- Wankiii!
I łup! Coś uderzyło w wystające ponad ramę łóżka nogi Andreasa. Andi prychnął pod nosem, po czym przekręcił się na drugi bok, ignorując hałasy dobiegające z drugiej połowy pokoju. Nie minęła minuta, a znowu coś wylądowało na chłopaku. I tym razem zabolało.
- Severin. - Fuknął ostro. - Przestań rzucać we mnie mannerami!
- Nie mogę spać. - Poskarżył się z głębokim smutkiem w głosie blondyn. - Mam niepohamowaną ochotę na kanapkę z pasztetem i ogórki kiszone. I maślankę truskawkową.
- Nie mówiłeś, że jesteś w ciąży.
- Idiota. - Skwitował krótko Freund i całkowicie zakrył się kołdrą, walcząc ze swoimi zachciewajkami. O tym, że Sev od czasu do czasu dostawał silnej chcicy na najróżniejsze produkty spożywcze w niemieckim środowisku było głośno. To właśnie dlatego Werner Schusta polecił, aby w hotelowych pokojach jego najlepszego zawodnika zawsze stała lodówka wypełniona najróżniejszymi smakołykami. Niestety tym razem organizatorzy się nie postarali, a zawartość tego chłodzącego urządzenia ograniczała się do niemieckiej kiełbasy, kilku puszek piwa i miski brązowego ryżu.
A Freundowy żołądek żądał ogórków kiszonych. W trybie natychmiastowym.
- Wanki. - Jęknął cicho Sevi. - Ja naprawdę nie mogę.
Andreas usiadł na łóżku, rozcierając zaspane oczy i próbując przywołać do siebie jakiegokolwiek racjonalne argumenty, które przemówią temu zębiastemu blondynowi do rozsądku.
- Sevi, jest prawie jedenasta. Jutro konkurs. Musimy się wyspać. Więc chodźmy spać i śnić o różowych jednorożcach, okej?
- Myślę, że będę śnił o ogórkach i pasztecie.
- Nienawidzę dzielić z tobą pokoju. Nie możesz zjeść mannera?
Wank nabrał w płuca powietrza, czekając na odpowiedź przyjaciela. W duchu odmawiał wszystkie modlitwy, których niegdyś nauczyła go babcia, drżąc jak młoda osika na silnym wietrze i wierząc, że Severin będzie na tyle rozsądny, że grzecznie zje mannera i pójdzie spać.
O jakże naiwny był.
- Posłuchaj, tutaj zaraz obok jest całodobowe tesco. To zajmie nam góra piętnaście minut. Obiecuję.
Choć w pokoju panowały egipskie ciemności, Andreas wiedział, że w tym momencie Sevik patrzył na niego spojrzeniem bezpańskiej myszki, pod którym uginał się każdy. W swoich myślach Wank nazywał ten wzrok anty-spojrzeniem Fannisa, gdyż był równie silny, co piorunujące łypnięcie Norwega, ale jakże słodszy! A Wank, wbrew wielu niechwalebnym opiniom, lubił lukierkowo-słodkie rzeczy.
No i się ugiął. Bo niby co innego miał zrobić? Przecież to była sprawa wagi państwowej - to od niego, Andreasa Wanka, zależało czy w jutrzejszym konkursie wygra chluba niemieckich skoków!
- Byle szybko. - Mruknął niemrawo i z ociąganiem wstał z łóżka.
W czasie, gdy Andi wciąż szukał swoich spodni, Sevi stał już przy drzwiach gotowy do wyjścia. Trochę marudził, że Andreas rusza się jak żółw-zwierzątko ("bo przecież żółw-człowiek potrafi być całkiem szybki, o czym nas Rune wielokrotnie przekonywał, jako pierwszy dopadając przekąsek, które dla skoczków przygotowują organizatorzy i wyjadając wszystkie kanapki z nutellą!", argumentował). W końcu Wank znalazł spodnie, ubrał ciepły sweter wydziergany przez jego przyszłą teściową i charakterystyczną, żółtą kurtkę. Założył jeszcze buty i oczywiście swoją ukochaną czapkę, z którą nawet w lato trudno było mu się rozstać, po czym wyruszył razem z Freundem po ogórki.
Takiego sylwestra to jeszcze nie miał, musiał przyznać.
Noc była pogodna, acz chłodna. Pustymi ulicami niosło się echo dyskotekowych łupanek, jakiś śmiałek puszczał gdzieś fajerwerki, choć do Nowego Roku została jeszcze dobra godzina. Wank naciągnął na uszy czapkę, myślami wciąż będąc w ciepłych łóżku. Scheisse, Severin czasami gwiazdorzy tak, jakby co najmniej samym Walterem Hoferem był.
Wreszcie dotarli do sklepu. Freund ekscytował się jak mała dziewczynka na widok wymarzonej lalki. O tak, ogórki były w tym momencie spełnieniem jego marzeń.
I nawet Wank wydawał się być jakby... podekscytowany? Energicznie kręcił głową na wszystkie strony, nerwowo machając rękami.
- Oni mają w tym sklepie te czadowe wózki elektronicznie, no wiesz, takie samochodziki. Ale nigdzie ich nie widzę. Ej, gdzie one są? Chcę je! - Wanki zatrzymał się i tupnął nogą z oburzoną miną.
- I tak jesteś na nie za duży.
- Nieeee.
- Andi, nie rób wiochy.
- Mógłbyś docenić, że szlajam się z tobą po nocach po jakiś durny pasztet. - Prychnął Wank i obraziwszy się poszedł dalej. - Skoro już tu jestem, to mógłbym chociaż sobie pojeździć!
- Jak dziecko. - Mruknął Severin i nie przejmując się bulwersem kumpla, popędził w te pędy w stronę ogórków. Ogórki nie pytają, ogórki rozumieją. Ale jakże wielkie było zdziwienie Niemca, gdy tuż przy półce z jego wymarzonymi przekąskami zobaczył te elektroniczne wózki, o których nawijał Wank, a w nich norweskich, polskich i austriackich skoczków.
- Cześć Sevi! - Wszyscy zgodnie wyszczerzyli zęby w stronę Niemca, robiąc miny niewiniątek.
Freund uśmiechnął się w odpowiedzi i już miał złapać za słoik ogórków z zamiarem jak najszybszego oddalenia się od tych chodzących (jeżdżących?) kłopotów, gdy zatrzymał go głos Toma Hilde.
Scheisse!
- Severin! Przyjacielu! Dobrze cię widzieć. - Norweg wygramolił się ze swojego pojazdu i objął blondyna ramieniem. - Widzisz, robimy mały wyścig i potrzebujemy obiektywnego sędziego.
Niemiec wybałuszył na niego oczy, wpadając w niemałą panikę.
- Ale ja... bo widzisz... czasu nie mam... Muszę zanieść te ogórki Schuście, bo jeszcze wyrzuci mnie z drużyny i tak...
- Sev? Masz już te swoje zakichane ogórki? Bo ja znalazłem twój pasztet. Serio, kiedyś ukatrupię cię za te zachciewajki.
Scheisse vol. 2.
Wank i jego wyczucie czasu! Severin, z natury bardzo łagodny gość, w tej chwili miał ochotę rozerwać tego olbrzyma na części. Hilde przecież już nie odpuści, a Sevik będzie musiał w męczarniach bawić się w sędziego, co jakiś czas rzucając tęskne spojrzenie w stronę swoich kulinarnych zapotrzebowań.
- I już wiem, kto ukradł mi wszystkie wózki. - Dorzucił z grymasem Andreas.
- Przecież jesteś za duży. - Wytknął mu Tom.
Wank parsknął z irytacją, dusząc w ustach soczyste przekleństwo. Z zazdrością zerknął na Fannemela, który z miną uradowanego sześciolatka nie mógł już doczekać się początku rajdu.
- Czasami żałuję, że nie jestem takim karłem jak ty.
- No to wszystko ustalone, Sev i Andi będą nam sędziować. Dzięki chłopaki, jesteście super. - Tom poklepał Freunda po plecach, nie przestając się szczerzyć.
Freund zmarszczył brwi, chwytając się swojej ostatniej deski ratunku.
- Chcecie prowadzić pod wpływem alkoholu? - Wytknął, patrząc się znacząco na Veltę, który ledwo mógł prosto usiedzieć w swoim wózku, zdecydowanie sukcesywnie walcząc z prawami grawitacji.
- Jeśli jesteście za trzeźwi do tej zabawy to coś mamy...
- Jakiej zabawy? To wojna! - Wtrącił Kubacki.
- Tak, Dejvi, oczywiście masz rację. - Tom pokiwał głową. - A oto zasady. Będziemy rywalizować w parach. Najpierw Fannis z Deltą, potem Dejvi z Janem, a na końcu ja i Schlierenzauer. Sorry, Fettner, ale odpadasz.
Manuel dzielnie przełknął rozczarowanie. W końcu był prawdziwym mężczyzną, nie mógł więc rozkleić się jak jakaś baba.
- Widziałem gdzieś tutaj takie ładne pompony. Poczirlideruję.
- Wszystko załatwione, więc możemy zaczynać. - Hildeł aż zatarł ręce z uciechy.


***

Gdy Andreas Wank machnął niebieskim ręcznikiem w jednorożce, który można było kupić w promocji za jedno euro, Velta i Fannemel wystartowali niczym rakiety. Jadąc przez pierwszy dział, pędzili łep w łep. Teoretycznie prędkość jaką udało im się rozwinąć, nie była wielka, aczkolwiek kierowców mających w krwi sporą ilość napoju bogów przyprawiała o helikopter w głowie i rewolucje w żołądku. Mimo to skoczkowie nieprzerwanie mknęli naprzód z zaciętymi minami. W końcu chodziło tu o honor całej drużyny!
- Be kwadrat minus cztery razy ace, Delta zrobi wszystko, co chce! - Darł się Fettner, machając kolorowymi pomponami na wszystkie strony i próbując zrobić jakiś efektowny wykop. - Mistrzem Sklepu zostanie Velta i będzie wielka feta!
- I tak przegrasz, Żółwiu! - Fannemel, wymijając Rune, posłał chłopakowi hejterskie spojrzenie.
Rune jednak zagryzł wargę zdeterminowany jak nigdy dotąd i dodał gazu, niemal dając się ponieść gorącemu dopingowi Manuela, który echem niósł się po sklepie.
- A znasz bajkę o wyścigu żółwia i zająca? - Zaśmiał się szyderczo Velta i zniknął z pola widzenia Andersa. Wreszcie przejął niebagatelne prowadzenie i naprawdę niewiele dzieliło go od wielkiego tryumfu. Wtem coś przykuło jego uwagę na tyle, że zatrzymał swój rydwan (oczywiście będąc pewnym, że Fannemel wciąż toczy się przez dział z makaronami) i dla rozprostowania kości, postanowił zrobić sobie krótki spacerek pod stoisko z gazetkami.
Na wąsy Małysza!
A więc nic mu się nie przewidziało, myślał, biorąc do ręki najnowszy numer Playboya, na rozkładówce którego znajdowała się kobieta, którą przecież znał. Co więcej, którą kochał całym swoim jedenastoletnim sercem! Tale Eriksson, kiedyś niski rudzielec z zawsze lepkimi rękami, a dzisiaj modelka światowej klasy rozbierająca się dla popularnej gazety dla panów. Świat zwariował!
Rune stał jak słup soli, wpatrując się w nieprawdopodobne zdjęcia Tale i wspominając jak pierwszy raz zabrał ją na randkę. Pojechali wtedy na rowerze Velty nad staw, gdzie skoczek uczył dziewczynę zakładać przynętę na wędkę i łowić ryby. Potem nawet cmoknął ją w policzek. To było naprawdę miłe wspomnienie. Ale potem znowu spojrzał na gazetę i poczuł się jakby uderzył go grzmot. Jak to możliwe, że ludzie aż tak się zmieniają?
Kiedy Delta stał i poddawał się filozoficznym rozmyślaniom, na metę wyścigu wjechał Anders Fannemel.
- Hasta la vista, frajerze!

***

- Jedno jest pewne, wygra Polak. - Orzekł poważnie Andreas, zajmując swoje miejsce i ściskając w dłoniach niebieski ręcznik.
- I to ten, który wygląda jak anioł. - Dodał Kubacki.
- Dejvi, dajże już spokój. Przecież wiesz, że jesteś moim najlepszym...
- Dość, Ziobro. Po prostu pogódź się z porażką.
Janek westchnął, powoli godząc się z losem.
- To się jeszcze okaże.
I na znak Wanka wystartowali.
- Niech te blond włosy poprowadzą cię na podium, Dzióbi! - Krzyknął Fannis.
- Janek, nie daj się zwieść ładnym panią na gazetach! - Przestróg Ziobrę Rune. Lepiej uczyć się na błędach cudzych niż własnych.
- Zwolnijcie, muszę wierszyk ułożyć! - Oburzył się Fettner, który próbował pisać coś na nieco rozwiniętej rolce papieru toaletowego. - Pędzi Ziobro jak błyskawica, Hilde zaraz się posika! Choć nieee, coś nie pasuje... Uh, ciężkie życie artysty. Pędzi Ziobro jak błyskawica, na nic śliczne Dawida lica!
Kubacki zacisnął ręce na kierownicy, zawadiacko wchodząc w zakręt. Nagle stracił panowanie nad pojazdem, obróciło nim kilkakrotnie i zanim blondyn zdążył powiedzieć konstantynopolitańczykiewiczówna, już leżał w stercie jakiś ciastek. Powoli dźwignął się na nogi i otrzepując się z resztek jakiś wafelków, zauważył, że wjechał w paletę mannerów. Cóż, jak już się wywalać, to chociaż epicko.
- The winner is Jan Ziobro. - Usłyszał tylko z daleko głos Severina Freunda i, aby ukoić swoją spotęgowaną rozpacz, wgryzł się w mannera.

***

- No to jeden jeden. - Tom Hilde posłał przebiegły uśmiech w stronę Gregora Schlierenzauera, pewnie wsiadając na wózek.
Schlieri nonszalancko wzruszył ramionami.
- Fetti, powiedz mu.
Manuel wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, po czym odnajdując właściwy kawałek papieru toaletowego, przeczytał coś pod nosem. Następnie wstał z ziemi, otrzepał kolana i wymachując kończynami, zaczął recytować:
- Hilde tylko na kobietach się zna, długie włosy - oto wszystko, co ma. Gregor zwycięzcą jest urodzonym, we wszystkim człowiekiem niezwyciężonym. Go Gregor, Go Gregor.
Ten uroczy wierszyk został zwieńczony gwiazdą wykonaną przez Fettnera oraz przeciągłym prychnięciem Toma. Proszę was, mam więcej zalet niż włosy.
- Powodzenia. Niech wygra najlepszy. - Gregor podał Hildziakowi rękę, po czym zasiadł za kołem swojego wyścigowca.
Andreas Wank tradycyjnie stanął kilka metrów przed nimi i uniósł do góry ręcznik.
- Cztery... Trzy... Dwa... Jeden... i...
- STOP!!!
Nim Wanki dał znak i nim zawodnicy wystartowali, zza regału z konserwami wyszedł Severin Freund. Jego mina wyrażała skrajną desperację, a całe ciało wręcz drżało. Niemiec tulił do siebie ogórki, pasztet oraz maślankę i z zaciętą miną oświadczył:
- Przerwa. Potrzebuję przerwy. Potrzebuję jedzenia.
- I wkładki do tego? - Zadrwił Hilde, na co Wank klepnął się w czoło. On jeden wiedział.
- Wkładki? - Oczy Sevika zeszkliły się. - Wanki, z tego wszystkiego zapomniałem wziąć ze sobą wkładek! Zawsze mam je przy sobie!
Andi zrobił jedyną rzecz, jaka przychodziła mu do głowy - przytulił swojego przyjaciela najmocniej jak się dało, mając nadzieję, że w ten sposób uchroni go od całkowitego rozsypania się. Myślenie to było może naiwne, acz przyniosło efekty. Severin jakby poweselał i Andreas był pewien, że jak tylko Sevi zje ogórka, wszystko wróci do normy.
- To co? Piknik? - Zapytał Rune i już miał odkręcić słoik z nutellą, którą sobie przytargał, gdy powstrzymały go słowa Freunda.
- Trzeba za to najpierw zapłacić, co nie?
- Serio?
Sevi pokiwał kategorycznie głową. Zawsze działał zgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami i nie wyobrażał sobie, by łamać jakiekolwiek prawa.
- Wiedziałem, że mogą być jakieś opóźnienia z przeprowadzaniem konkursu, bo chłopcy są ewidentnie pijani, mnie to nie dotyczy, bo mam już tak wprawioną głowę jak Rosjanie, ale że będą jakieś opóźnienia przez trzeźwego człowieka? - Zdziwił się Tom.
- Trzeźwy człowiek nie śpiewa "majla hi", jakby obdzierali go ze skóry i palili żywym ogniem! - Wtrącił naburmuszony Dejvi. Wciąż nie mógł pogodzić się z porażką, jaką doznał.
Tom tylko przewrócił oczami.
- Wy nic nie wiecie. - Westchnął głęboko Severin i już miał pójść w kierunku kasy, gdy zza zakrętu wypadło dwóch potężnych ochroniarzy z łysymi głowami.
Tom Hilde bał się łysych ludzie, dlatego jako pierwszy krzyknął:
- Uciekamy!!!
Więc uciekli. Razem. Bez żadnych podziałów i niesnasek. Wreszcie byli jedną drużyną, wreszcie zapomnieli o wszystkim, co ich poróżniło. A ponoć mówi się, że to wódka łączy ludzi. Tom Hilde jednak ośmieliłby się powiedzieć, że bardziej niż wódka, ludzi łączy wspólny cel. A ich teraźniejszym celem była ucieczka przed tymi dwoma olbrzymami na sterydach. O Walterze, łysi ludzie śnili mu się po nocach zdecydowanie za często. Ale co może poradzić na to, że jego największą fobią jest lęk przed wyłysieniem?
Łysy Tom? Trzy razy nie. To, by przeszło wszelkie pojęcie.
Dysząc i śmiejąc się wniebogłosy, zatrzymali się kilkadziesiąt metrów za tesco.
- Prawie jak w ogólniaku! - Zaśmiał się Kubacki. No proszę, nawet jemu zrobiło się lżej na serduszku.
- Chłopcy! - Tę sielankę przerwał poważny głos Freunda. Wszyscy zerknęli na niego ze zdziwieniem. Blondyn przez chwilę tulił do siebie swoje zachciewajki, po czym śmiertelnie poważnym głosem orzekł - Chyba to ukradłem...


*****************

ufff. Zdecydowanie wypiłam więcej wina aniżeli czwartkowa ustawa przewiduje, ale rozdział został dokończony i jest to rozdział a) który jest prawdopodobnie najdłuższy w historii bloga; b) z którego, powiedzmy jestem zadowolona.
A poza tym, jestem bardzo glücklich, że Sevi został Mistrzem Świata! <33

PS. I zapraszam tutaj, gdzie pojawił się jednopart o Ryśku, a gdzie może niedługo pojawi się COŚ: achtung--achtung.blogspot.com

13 komentarzy:

  1. Przez ten rozdział jeszcze bardziej zatęskniłam za Huggozaurem. Cholera, niech on wraca do PŚ, bo mi brakuje jego kochanej, Wankowej mordki. :( Ciążowe zachcianki Przyjaciela... No cóż, zdarza się, a każdy sobie pojeść lubi, czyż nie? Chciałabym zobaczyć Fettnera czirliderkę, zamówiłabym go sobie w takiej formie na osiemnastkę czy coś :'). No ale że Dzióbi przegrał z Jaśkiem? To się w tej jego blond łepetynce aż nie mieści. Rozdział jak zawsze pełen paty, dzięki któremu co chwilę mam ochotę wybuchnąć śmiechem. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Sevik kradnie ten rozdział i niech ktoś tylko temu zaprzeczy! To takie dobre, uczciwe stworzenie. :D
    Rozwalasz, Cam, ale chyba powinnam już do tego przywyknąć. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie no, nie mogę :'D Sevik przebił w tym momencie wszystkich. Coś mi się wydaje, że jak go w sobotę zobaczę w telewizji i przypomni mi się to tu, to chyba nie wyrobię :D
    Mannery to widzę, że prześladują sponsorowanych dniami i nocami. W ogóle zresztą tyle tu żarcia, że aż się zrobiłam głodna ( ale w żadnym wypadku na ogórki kiszone ) ;)
    Wankozaurze, wracajże do PŚ, bo się stęskniłam za twoim żyrafim imejdżem :D
    Mistrzowska pata jak wczorajszy triumf Freunda :D
    Całus :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział super!
    Czytałam go kilka razy, cały czas się śmiałam. Severin i jego zachciewajki, wygrały wszystko.
    Wank i jego niebieski ręcznik w jednorożce. <3
    Ten cały rozdział czytając, nawet jak chcesz być poważny, no i tak nie możesz.
    Poprostu masz talent do pisania i oby tak dalej !
    Czekam na następny i dużo weny życzę :-)
    Pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. *kwiczę*
    *ze śmiechu, ofkors*
    Cóż dobre wino nie jest, złe, smaka robisz kobieto :P. A rozdział kwikogenny, nieśmiertelne wkładki & Manner, everyhwere Manner! Co do nawyków żywieniowych Sevcia, to nie rozumiem Waszego zdziwnienia - moja codzienna dieta wygląda tak samo. I nie, nie jestem w ciąży :D
    Biedny zawiedziony swoją pierwszą miłością BeKwadratMinus4RazyAC (rozszerzona matma podrawia :D), wyścig przedni, aż dziw, że dopiero pod koniec zechcieli ich wywalić :D. A Przyjaciel, taki porządny praworządny Niemiec... A tylko on coś podwędził. Przez przypadek, bo przez przypadek, ale jednak.
    Dlaczego mam wizję, że będzie chciał wrócić i oddać pieniądze za te ogórki...?
    Czekam na kolejny :)
    Weny!
    E_A

    OdpowiedzUsuń
  6. Miłość do Seva, tak bardzo. <33
    I tylko za Wankim tęskno, żeby Neumayer miał Niemców w drużynówce reprezentować to... Eh.
    No al po przeczytaniu sześciu rozdziałów pod rząd już nic mądrego nie powiem.
    Poza tym, że jesteś mistrzynią, co w zasadzie wiemy od dawna.
    Dziękuję i obiecuję punktualność od tej pory.
    ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak zwykle spóźniona, ale to wszystko przez szkołę :(

    Nigdy nie wiem co napisać, bo mam rozjebany mózg na atomy :)

    Nie wiem, skąd czerpiesz pomysły na to opowiadanie, ale mniejsza o to, bo to jest GENIALNE ♥ ♥ ♥

    Rozdział wspaniały, jak każdy poprzedni. Czekam na kolejny.

    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Boże dziewczyno , skąd Ty bierzesz na to wszystko pomysły?
    Uwielbiam tu zaglądać po ciężkim dniu..
    Pomaga , cholernie pomaga się zresetować...
    Ta łatwość przelewania słów na ekran , ta nostalgia w moim umyśle , która powoduje , że wszystko inne znika!
    Dziękuje!♥

    Ann.

    OdpowiedzUsuń
  9. No to ci się przydało to wino, bo naprawdę, rozdział mistrzowski, a Sev to go skradł :D
    Tak sobie myślałam, że fajnie by było znaleźć się razem z nimi w tym supermarkecie, ale z drugiej strony... Nie wiem, czy bym wytrzymała. I psychicznie, i fizycznie.
    Zżera mnie ciekawość, co Sevik zrobi z faktem, że ukradł smakołyki! ♥

    OdpowiedzUsuń
  10. Hahaha :D Severin i jego zachcianki :P
    Co za bitwa ;)
    zapraszam: http://my-life-is-written-in-my-pen.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. hahahahahaha nie mogę przestać się śmiać, zryło mi to mózg totalnie, nie wiem skąd bierzesz na to wszystko pomysły, ale jest genialnie, jeżeli kiedykolwiek w życiu będę miała doła to na pewno tutaj zaglądnę żeby przeczytać ten rozdział jeszcze raz :D Sevi i jego ogórki wygrały rozdział, jak jutro zobaczę go na belce startowej to chyba zejdę ze śmiechu na kanapie, biedy Kubacki przegrał z Ziobrem ;c a taki Fettner to by mi mógł codziennie przed szkołą w krótkiej spódniczce tańczyć, od razu bym milion razy lepiej zaczynała dzień, ciekawi mnie co sie stanie z tym towarem Denisa, może chłopaki się podzielą nim z Sevim i Wankiem? tak, proszę, chcę zobaczyć nietrzeźwego Seviego, to dopiero będzie mistrzostwo świata haha :D
    pozdrawiam i czekam na następny! już nie mogę się doczekać, kto jeszcze będzie opowiadał Dawidowi swoją wersję sylwestrowej imprezy :P

    OdpowiedzUsuń
  12. kanapka z ogórkami to jeszcze ujdzie, ale żeby maślanka truskawkowa? i do tego jeszcze na złodzieja wyszedł! a człowiek by na pierwszy rzut oka pomyślał że freund taki niewinny. śpiewający fettner dudni mi w uszach. że to tesco jeszcze stoi w miejscu, to sukces! ^^

    OdpowiedzUsuń
  13. Mistrz, mistrz, mistrz!
    Zastanawiam się jak ja się dopiero teraz tu znalazłam:) No nie wiem, ale grunt, że się odnalazłam.
    Rozdział zdecydowanie tylko i wyłącznie Sevika!
    I iść z nimi teraz do sklepu to albo się wstydu nabawisz, albo nie wytrzymasz psychicznie i z mózgu zostanie masło. Co nie zmienia faktu, że mogłabym tam być. Także bardzo bardzo gratuluję pomysłu i to takie świetne, że... Wspaniałe!!
    Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń