*breaking news*


czwartek, 23 kwietnia 2015

Jedenaście: Pata w Gapa


- Chyba musimy już iść. Za chwilę nasza kolej.
Wank kiwnął głową i ruszył za Dawidem. Panowie wzięli swoje narty i schodkami zeszli w okolice belki startowej, gdzie kilku skoczków wykonywało ostatnie ćwiczenia przed swoimi skokami. Spotkali tam też Severina Freunda. Dawid szybko zauważył, że miłośnik wkładek jest jakiś przygaszony i niemrawy. Na jego twarzy nie gościł przyjazny uśmiech, a oczy miały sobie tyle smutki, że nawet w Dawidzie włączył się Syndrom Wanka. Jednakże pohamował chęć przytulenie Sevika i zamiast mocnego huga, zwyczajnie poklepał go po plecach.
- Bardzo mi przykro z powodu wczorajszej nocy. Musisz czuć się podle.
Freund uśmiechnął się ironicznie.
- Mówisz o kradziejstwie czy może o tym, jak mój przyjaciel okazał się bydlakiem?
Dawid nie mógł nie zauważyć ostrego spojrzenia, jakim poczęstował Andreasa Freund. Więc historia nie zakończyła się dobrze?
- Nie wiem, co ci powiedział Wank, ale ja bym mu nie uwierzył.
Wank prychnął.
- Więc powiedz nam, jak było.
- A żebyś wiedział, że to zrobię.

*****


- Mój mhroczny instynkt podpowiada mi, że coś tu nie gra. - Fannemel pokiwał głową z wszechwiedzącą miną, po czym, zorientowawszy się, że jego słowa na nikim nie zrobiły specjalnego wrażenia, tylko wzruszył ramionami.
- Nasza zagadka została rozwiązana, więc nie doszukuj się drugiego dna. - Odparł Bardal. - Złapaliśmy przestępców, po co komplikować życie twoimi przypuszczeniami?
- Wiedz, że za kilka chwil nie omieszkam się powiedzieć: a nie mówiłem. - Fannis uśmiechnął się szyderczo i przeniósł wzrok na zdezorientowanych Włochów.
Colloredo potarł twarz w głębokim zamyśleniu.
- Scuzi, jakich przestępców? O co chodzi?
- Nie pieprzcie głupot, tylko siadajcie i częstujcie się winem oraz makaronem. - Dodał Bresadola i szeroko rozłożył ramiona, w ten sposób prezentując suto zostawioną belkę i schodki w jej okolicach. - Sebastian jest naprawdę wybornym kucharzem.
- Jeśli mogę spytać - zaczął uprzejmie Severin - skąd wzięliście makaron?
Colloredo uśmiechnął się i wziął łyka wina.
- Dostaliśmy karteczkę, na której Roman Koudelka pisał, że pod swoim łóżkiem schował dla nas makaron i żebyśmy się śmiało częstowali. Koudi to taki miły człowiek.
- Dokładnie, nie traktuje nas z góry tylko dlatego, że skacze hmm, trochę dalej niż my.
Fannemel chrząknął dobitnie.
- A nie mówiłem? - Rzekł, wyraźnie akcentując każde słowo i posyłając Bardalowi wyważone spojrzenie.
Ziemniak wciąż nie był przekonany.
- Mogą kłamać.
Włosi prychnęli głośno.
- Po prostu porozmawiajmy z Koudelką. - Severin wzruszył ramionami. Był już zmęczony tą nocą. Najpierw kradzież, potem nieudolnie prowadzone śledztwo... Nie zdziwiłby się, gdyby zwieńczył swój upadek moralny ostrą libacją. Z Hildełą. I jakimiś dziewczynami.
O niee, zdecydowanie musi zająć czymś myśli, bo głupoty zaczynają przychodzić do tej jego blond łepetyny.

***

Znaleźli Koudelkę w hotelowej restauracji, gdy ten pił czeskie piwo i pałaszował knedle. Nie wyglądał, jak człowiek, który na swych barkach dźwigał grzechy wielkie jak ego Schlierenzauera. Wręcz przeciwnie, wyluzowany jak nigdy, pomachał w ich stronę i gestem zaprosił do swojego stolika.
- Co wiesz o makaronie? - SuperZiemniak postanowił od razu przejść do setna sprawy. Jeśli szybko przyszpili Romana, to może jeszcze zdążyć wypić przed-noworoczną lampkę szampana razem z Stoecklem.
Czech wydawał się zbity z pantałyku.
- Nie lubię makaronu.
- I dlatego dałeś go Włochom, rozumiem. Ale na litość walterowską, co złego zrobił ci Hayboeck?
- Oprócz tego, że ma ładne włosy. Aż mnie zazdrość zżera, kiedy je widzę. - Wtrącił Hilde.
- Nic nie mam do Hayboecka.
- W takim razie dlaczego - Bardal nachylił się w stronę Romana z groźną miną, próbując w ten sposób grać złą glinę - napisałeś liścik do Włochów, by wzięli makaron spod twojego łóżka?
Koudelka cały struchlał i począł się trząść. Nie wiedział, o co Bardal go oskarżał. Przecież cały wieczór grzecznie leżał w hotelowym spa i oddawał się odnowie biologicznej. A tu takie rzeczy... Cokolwiek się zdarzyło, na pewno nie on był tego sprawcą.
Wtem skoczek poczuł, jak ktoś uspokajającym gestem kładzie mu rękę na ramieniu. Koudi uniósł wzrok i spojrzał prosto w łagodne oczy Freunda.
- Uspokój się, kamracie. Jesteśmy tutaj tylko po to, aby wyjaśnić to i owo.
- Ja nic nie wiem, naprawdę.
- SuperBardalu, mogę coś zaproponować? - Kubacki niepewnie dotknął ramienia Norwega, posyłając mu nieśmiałe spojrzenie spod długich rzęs.
Bardal popatrzył na niego z właściwą dla superbohaterów rezerwą, ale przyzwalająco skinął głową.
Dejvi oblał się rumieńcem niczym młode dziewczę pierwszy raz widzące obiekt swych westchnięć w negliżu i spuścił skromnie wzrok onieśmielony prestiżem oraz władzą Bardala.
- Może powinniśmy jednak znaleźć Wanka? - Wyszeptał i jeszcze mocniej spąsowiał.
Anders zamyślił się. Zmarszczył czoło, potarł brodę, potem obdarzył Polaka wątpiącym spojrzeniem. Chrząknął, mruknął coś pod nosem i posłał spojrzenie w kierunku Freundem. Telepatia zawsze na propsie.
- No cóż, razem z Severinem pozytywnie rozpatrzyliśmy twój wniosek. A teraz powiedz nam, gdzie możemy go znaleźć.
Blondas zrobił wielkie oczy. To niemożliwe, że ze skromnego giermka noszącego ciężką broń SuperZiemniaka, nagle awansował na asystenta takiego bohatera! Serduszko Dawida wywijało salta, a rosnące ego wyzbyło go z wszelkich kompleksów. Skoczek chrząknął i wyprostował plecy, dumnie unosząc głowę, gotowy do odpowiedzenia Andersowi. Tylko, że... Na klatę Koflera, gdzie podziewał się ten wysoki Niemiec z humorkami bardziej zmiennymi niż baba w ciąży?
Myśl, Dejvi, myśli. Nie pozwól, by twoje szare komórki pokryły się pajęczyna tak, jak w przypadku Ziobera.
Jaś, auł!
Wtem nad głową Polaka ukazała się jarząca żarówka, zwiastująca nadejście pomysłu. Blondyn aż podskoczył z radości. Oto nadszedł jego czas, by zabłysnąć.
- Jest za pięć dwunasta.
- I co w związku z tym?
Kubacki nonszalancko przewrócił oczami. Co za tępe strzały! Znam to tylko z krążących legend, a mimo to, jako jedyny na to wpadłem. Mistrzunio!
- Północ. Nowy Rok. Fajerwerki. Wielka, coroczna balanga przed hotelem! Słowem, pata w Gapa.
Bardal zmierzył Dawida oceniającym spojrzeniem.
- Dawidzie, czas byś przejął śledztwo.

***

Coroczna balanga przed hotelem, jak sama nazwa wskazuje, stała się już niejaką tradycją konkursów przeprowadzanych w Garmisch-Partenkirchen. Na kilka minut przed północą niemalże wszyscy skoczkowie oraz niektóre charyzmatyczne osobistości skokowego światka schodzili (czołgali) się do niewielkiego ogródka, gdzie zachwycali się pokazem fajerwerków, doprawiali się polską wódką i próbowali nie zasnąć/nie zwymiotować w okryte chochołami krzewy różane. Bajlando zawsze było pierwsza klasa, a skoczkowie czekali na to wydarzenie niemalże tak samo niecierpliwie jak na patę w MO czy kultową Planicę - nawet jeśli większość wspomnień z sylwestrowej nocy stanowiły czarne dziury. Pikanterii dodawał fakt, że cały melanż był organizowany w tajemnicy przed trenerami i trenerzy myśląc, że ich podopieczni grzecznie śpią w łóżkach, sami oddawali się objęciom Morfeusza.
Tego roku towarzystwo nie zawiodło. Dejvi, który był po raz pierwszy na gapowej pacie, aż oniemiał ze zdziwienia. O ile spodziewał się zobaczyć tutaj wystylizowanego Vilberga czy tańczącego makarenę Radika Żaparowa to o tyle widok wychillowanego Włodzimierza Szaranowicza zażarcie rozmawiającego z przywdzianym w królewską purpurę Walterem Hoferem wprawił chłopaka w osłupienie. Dzióbacki zbliżył się do panów na tyle, by usłyszeć, o czym rozprawiali. Schlierenzauer, wiadomo.
- Ależ Walti - Szaranowicz kategorycznie pokręcił głową - Mylisz się.
Dawid wstrzymał oddech, przerażony tym, co właśnie zrobił Włodzimierz. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie kwestionuje zdania Wielkiego Władcy, a jeśli już pojawi się taki śmiałek, zostaje od razu surowo ukarany. Kubacki z ogromnym smutkiem zaczął odmawiać zdrowaśki za duszę poczciwego komentatora, kiedy stała się rzecz nieoczekiwana - Hofer zaśmiał się perliście, przyjacielsko kładąc dłoń na ramieniu Polaka. Nie wyglądał, jakby właśnie podejmował decyzję o straceniu Szaranowicza na szubienicy!
- Włodku, przyjacielu, też kiedyś myślałem jak ty. Ale ostatnio Schlierenzauer strasznie mnie rozczarowuje. Nie potrafię zobaczyć w nim tego... Jak ty go określałeś?
- Młodego, zadziornego skoczka? - Podpowiedział Włodzimierz.
Hofer kiwnął głową, oczywiście wkładając w ten prosty gest tyle gracji, ile nakazuje dworska etykieta.
- Posypał się chłopak. Zdecydowanie nie jest jak wino.
- Mogę ci obiecać, że Gregor jeszcze nie raz cię zaskoczy i z powrotem zostanie twoim pupiiii... Dawid? Dawidzie, blond włosy aniele, co ty tutaj robisz? Nigdy nie widziałem cię na sylwestrowym przyjęciu. - Szaranowicz, dostrzegłszy młodego Polaka, rzucił mu się w objęcia. Jednakże jego uśmiech szybko został zastąpiony przez pochmurny grymas. - Powinieneś spać. Jutro konkurs. Co ty sobie wyobrażasz? Łukasz wie? Och biada ci, Dawidzie.
Kubacki westchnął głośno.
- To długa historia.
- Zresztą jesteś młody, wyżyj się. Kiedy, jak nie teraz?
- Życie zaczyna się po sześćdziesiątce. - Wtrącił Walter. - Już widzę przyjęcie w Falun. Motyw królewski, oczywiście. Mam nadzieję, Włodzimierzu, że zaszczycić mnie swoją obecnością.
- To będzie dla mnie zaszczyt tam być!
- Ekhm. - Dzióbao chrząknął. - Widzieli panowie może Wanka?
Hofer uśmiechnął się tajemniczo.
- Nie. Ale za to widziałem Petera Prevca. Nie wiedząc czemu, przyprowadził ze sobą królika w różowym ubranku.
- Na pięćdziesiąt dwa zwycięstwa Gregora, Gregor jest tutaj! Jaką on ma smukłą sylwetkę! I ten zadziorny błysk w oku! Walterze, czy ty to widzisz?
Dawid wywrócił oczami i zostawił hiberwentylującego Szaranowicza samego z Królem Walterem. Już miał podejść do swojej tymczasowej drużyny, gdy ujrzał wystającą ponad tłum głowę. Przez chwilę myślał, że to tylko ten wysoki Deschwanden, ale, gdy chłopak odwrócił się w stronę Dzióbiego, Kubacki dowiedział się, że jednak to nie Gregor.
Oto Andreas Wank się znalazł.
Dzióbao szybko pokonał dystans, jaki dzielił go od Bardala i kiwnął głową w stronę Niemca. Anders uśmiechnął się smutno, po czym pociągnął swoją bandę w kierunku Wieżowca. Na ich widok Wankowi całe życie stanęło przed oczami, a jego mina wyglądała zupełnie tak, jakby właśnie zobaczył Freitaga przemalowanego na blond.
- Andreasie. - Severin nie potrafił ukryć rozczarowania w głosie. Chciał wierzyć, że to nie jego kumpel uruchomił całą lawinę, ale najważniejsze dowodu świadczyły przeciwko niemu.
Dawid wziął głęboki wdech. Pałeczka należała do niego i skoczek czuł na swoich barkach słodkie brzemię odpowiedzialności. Teraz chciał jedynie usłyszeć od SuperBardala, że ten jest z niego dumny. Nie mógł tego spieprzyć, po prostu nie.
-  Andreasie Wank, czy to ty ukradłeś Hayboeckowi makaron, następnie schowałeś go pod łóżko Koudelki i napisałeś dwa liściki: jeden, że zostałeś porwany, drugi skierowany do Włochów, jakoby makaron był prezentem dla nich od Koudelki?
Ludzie wokół zaczęli odliczać sekundy dzielące ich od 2015 roku.
Dziesięć.
Dziewięć.
Osiem.
Siedem.
- Odpowiedz. - Zażądał twardo Kubacki.
Pięć.
Cztery.
Trzy.
Dwa.
- Zrobiłem to! - Krzyknął Wank, a niebo nad nim eksplodowało.

**********

Bam! Zagadka rozwiązana, pata może trwać dalej :D


sobota, 11 kwietnia 2015

Dziesięć: Drużyna B




- Jak ktoś mógł porwać Wankiego?
- Też się nad tym głowię. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach kasiorki za niego nie zapłaci, a bez Andreasa o wiele spokojniej jest w niemieckim teamie. Schusta pewnie ucieszył się jak Freund po dobrym żuciu.
Alexander Stoeckl był właśnie w drodze ku gnieździe trenerskiemu, kiedy zatrzymał go głos swojego podopiecznego. Trener skończył przeżuwać bułkę i obtarłszy rękawem usta, skierował swoje kroki ku Kółku Podwórkowych Plotkar. Widok Hildełowej twarzy sprawił, że z Papowego umysłu szybko ulotniła się myśl o serii próbnej i o tym, że za minutę osiem będzie musiał machnąć chorągiewką pierwszemu ze swoich skoczków, a przed oczami stanęło mu kilka zdjęć, które budziły w zazwyczaj łagodnym Alexandrze chęć mordu na osobie Toma.
- Tomie Hilde, tłumacz się. - Zagrzmiał ostrym barytonem, zatrzymując się obok norweskiego skoczka i rzucając mu mrożące krew w żyłach spojrzenie godne Fannemela. - Dostałem twoje snapy!
Tom, który przecież znany jest z tego, że smaku wstydu nie zna, jakby zażenował się zaistniałą sytuacją i spuścił smętnie głowę. Dobrze wiedział, co trener zobaczył na snapach od niego i zdecydowanie nie był z tego dumny. To stawiało go w niezbyt dobrym świetle, a przecież chciał, by Stoeckl spojrzał na niego, jak na kogoś, kto nie jest tylko imprezowiczem i zawodowym wyrywaczem lasek. Halo, tutaj ważyła się jego przyszłość w drużynie!
Na pudełko Evensena, dlaczego musiałem wysłać mu te snapy???
- To nie tak, jak trener myśli. - Wydukał, spuszczając głowę.
- A jak? Niby to nie przez was ta winda na skoczni chodzi dzisiaj jakby chciała, a nie mogła?
- Ja opowiem! - Delta, jako pierwszy prymus drużyny norweskiej już uniósł rękę gotowy opowiedzieć Papie wszystko, co zdarzyło się poprzedniej nocy, choć sam był we wszystko zamieszany. Jednak chłopak uznał, że przyznanie się do win będzie potraktowane ulgowo i jedynie przyniesie mu samych zysków.
- Także słucham.
I Velta zaczął opowiadać.

***

- Wiecie co? Ja nie mogę żyć w takiej nieświadomości. Chcę wiedzieć, co się stało! - Janek rzucił karty na stół i założywszy ręce na piersiach, obdarzył kolegów twardym spojrzeniem.
Hilde tylko prychnął pod nosem, a Schlierenzauer spojrzał na Ziobrę z rozbawieniem.
- Wyduś to z siebie. Jesteś zazdrosny.
Jan poczerwieniał na twarzy, upodobniając się kolorystycznie do pomidora dojrzewającego w hiszpańskim słońcu. Mimo to zaprzeczył ruchem głowy.
- O co niby?
- O to, że Dejvi pomaga SuperBardalowi, a ty nie. - Gregi posłał Polakowi zwycięskie spojrzenie, dumny z tego, że tak szybko dobrał się myśli skoczka i rozebrawszy je, dotarł do tych najintymniejszych. Może i był z jedną kobietą od... cóż, dawna, ale to wcale nie znaczyło, że Schlieri wypadł z gry i nie potrafił już nawet włożyć ręki pod inną spódniczkę.
- Bzdura.
- Ma rację. Jesteś zazdrosny. I zły na Dawida za to, że wymyśla jakieś problemy i nie umie ci wybaczyć. - Poparł Schlierenzauera Manuel.
- Ale i na to znajdzie się rada. - W tym miejscu postanowił wtrącić się Tom. - Co prawda, mamy mały konflikt interesów, w końcu grasz w przeciwnej drużynie, ale powiedzmy, że za małą opłatą...
- Do rzeczy.
Norweg błysnął zębami w firmowym uśmiechu, już czując w rękach słodki ciężar swojej nagrody. O tak, Tom Hilde doskonale potrafił zagrać tak, by każdy tańczył do jego melodii. Może wyjąwszy Veltę, on był w tej kwestii niereformowalny. Do dzisiaj. Cholerny Schlierenzauer. Czy on zawsze musi wygrywać?
- Flaszka polskiej wódki i masz mają pomoc.
Ziobro przez chwilę lustrował spokojną twarz norweskiej skoczka, próbując prześwietlić jego zamiary. Jednak znał uwielbienie Toma do polskiej wódki, dlatego wyciągnął do niego dłoń.
- Zgoda.
I tak powstała konkurencyjna jednostka Ochotniczego Pogotowania Rzeczy Straconych.

***

- Niemożliwe, że za tym wszystkim stoi Wank. Co prawda, lubi krzywdzić bandy reklamowe, ale nie ludzi. Na litość Kruczkowską, co z tym światem jest nie tak?
Tom wzniósł oczy do nieba, zirytowany naiwną wiarą Jaśka w ludzkość. Czas pozbawić młokosa złudzeń. W końcu ileż można żyć w mydlanej bańce, gdzie wszystko jest biało-czarne? Świat nigdy taki nie był i nigdy nie będzie, ot co.
- Info od Bardala, wierz lub nie, ale tak jest. Wank jest winny.
- Pewnie pozazdrościł Hayboeckowi Krafta. Każdy chciałby mieć w swoim życiu takiego Stefana, którego można by było przytulać, ile wlezie. Raj dla Wanka. - Stwierdził Rune, kiwając smutno głową. - Cieszę się, że nikt nie pozazdrościł mi Fanniska i nie ukradł mu zapasów brunostu. Znaczy... Wtedy, kiedy wszystko było jeszcze okej.
Fannemel prychnął, po czym nie omieszkał się posłać Żółwiowi swojego sławnego hejterskiego spojrzenia.
- Na nic twoje słowa, kolego. Stan wojny trwa.
Velta wzruszył jedynie ramionami z miną "tylko próbowałem" i powrócił do picia swojego piwa (które chłopcy sobie przytargali tak na poprawę myślenia).
Wtem do pokoju wpadł niczym wicher rodem ze skoczni w Kuusamo Fettner, który został wcześniej oddelegowany na zwiady. W końcu nikt nie ma takich dojść jak Manuel Fettner, człowiek wiedzący o każdym kichnięciu Martina Kunzle i znający każdą słabość Jana Matury.
- Alarm! Alarm! - Zawył. - Porwali Wieżowca.
- Ale jak to?
- O kurańko.
- I cały plan poszedł się jebaa...
- Nie przeklinaj przy mnie.
- A tak, zapomniałem, jakie to mistrzowskie uszy bywają wrażliwe.
- Zazdrośnik.
- Bufon.
- Rozpustnik
- Heeej, ogarnijcie dupy, mamy sprawę do załatwienia.
- Myślcie, jak porywacze. Gdzie można przetrzymywać takiego wysokiego skoczka. - Fettner postanowił przejąć stery. - Fannis, ty chodzące epicentrum zła i mhroczności, gdzie byś schował Wankiego?
Fannemel, usłyszawszy komplement, jakim obdarował go Austriak, napuszył się niczym paw i z własnego szczęścia aż urósł o kilka centymetrów. Cieszył się, gdy ludzie zauważali potencjał, jaki w sobie miał i jaki miał w planach jeszcze nie raz wykorzystać. O tak, świat będzie u jego stóp i nie zmieni tego nawet Jego Mość Walter Hofer.
- Pewnie gdzieś na skoczni. - Nonszalancko wzruszył ramionami, próbując zachować rezon. - Kto by tam szedł w środku nocy?
- Tylko ten, kto lubi fajerwerki. Wiecie, jak świetnie niebo musi wyglądać stamtąd? - Velta uśmiechnął się do własnych wyobrażeń.
- A wiecie, kto lubi fajerwerki? - Jasiek przełknął głośno ślinę, przypominając sobie pewną rozmowę, jaką niegdyś odbył przy wódce i śledziku. - Wank.
- Nasza zajebista dedukcja aż mnie onieśmiela. - Hilde zaklaskał dłońmi radośnie niczym dziecko czekającego na urodzinowy prezent. - No to chodźmy.

***

Do północy zostało zaledwie kilkanaście minut. Każdy ze skoczków bez wątpienia chciałby być w innym miejscu i z innymi ludźmi, ale skoro sytuacja zmusiła ich do udania się w stronę Grosse Olympiaschanze i ocalenia ludzkości... Czasami po prostu trzeba ponad swoje potrzeby przedłożyć potrzeby ogółu.
Jednak wciąż mając gdzieś w głowie myśl, że to nie jest noc jak każda inna, drużyna B postanowiła, że w międzyczasie poświętuje rychłe przyjście 2015 razem z Panem Tadeuszem, którego Janek wspaniałomyślnie wykradł Sobczykowi.
- W 2015 zostanę mistrzem świata! - Oświadczył poważnie Delta, stojąc na jakimś kamieniu i patrząc się z wyższością na resztę.
- Chyba w grze w kółko i krzyżyk. - Zadrwił Tom, na co Rune obruszył się wielce i zszedłszy ze swojego pseudo-podestu, smętnie zwiesił ramiona.
Ziobro postanowił nieco podnieść Żółwia na duchu.
- Rune, powinieneś porozmawiać z Dejvim. On też jest niedoceniany.
- Ja jeszcze im wszystkim pokażę. - Wysyczał Norweg i zacisnął dłonie w pięści. O tak, ci parszywi pff przyjaciele jeszcze będą pić za jego zdrowie i jego medale, on już tego dopilnuje. I wtedy zdziwią się, gdy usłyszą, kto zaśmieje się ostatni! Jak żółwie kocham, tak będzie!
- A ty, Janie? Co zrobisz w 2015? - Zwrócił się do Polaka  Kofler.
Skoczek zamyślił się. Miał wiele planów na ten nadchodzący rok. Musiał wyremontować pokoik dla córeczki, wymyślić jak ozdobić kask na mistrzostwa, co by wszyscy go podziwiali, chcąc potem, aby Jasiek też im takie czadowe malunki na kaskach robił (a wiadomo - pampersy drogie, przydałby się jakiś dodatkowy dochód). Jednakże w tej chwili jego największym marzeniem była tylko jedna osoba, która rozumiała go jak nikt inny i która zawsze służyła mu radą, browarkiem i ramieniem, na którym mógłby się wypłakać, gdy wszystko zaczynało się walić i zamieniać w proch.
- W 2015 pogodzę się z Dejvim. - Powiedział na głos, z trudem powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Tak bardzo brakowało mu tego rozczapirzonego blondasa, że serce mu się krajało, a żołądek skręcał się nielitościwie.
Gdy tylko się pogodzimy, wyściskam go jak Wank swoich ziomków. Zasłużył na to! A ja tak rzadko mu mówię, ile dla mnie znaczy. Niedziwne, że zwątpił we mnie i w moją przyjaźń.
- A ja się ustatkuję! - Wykrzyknął rezolutnie Hilde i mocniej przytulił już prawie pustą butelkę, rozkoszując się zdziwionymi spojrzeniami reszty. - Oczywiście żartuję, haha. - Dodał po chwili, śmiejąc się ze swojego kawału tak głośno, jakby usłyszał co najmniej suchary Strasburgera.
Schlierenzauer prychnął.
- Każdy wie, że do końca swego marnego żywotu będziesz lowelasem z piątką kotów i chorobą weneryczną. - Austriak obdarzył Toma lodowatym spojrzeniem.
- Ej, ej, ej. - Fannemel pchnął Gregora. - Tylko ja mogę patrzeć na Hildeła w ten sposób.
Gregor ponownie prychnął i - dla lepszego efektu - teatralnie wywrócił oczami. Norwegowie! Więcej z nimi problemów niż pożytku. A zachowują się jakby z cyrku uciekli. Nic tylko by się bili. Ale ich ten Stoeckl rozpuścił, normalnie ręce i narty opadają. Zwykła hołota, ot co!
Skoczkowie wreszcie dotarli na skocznię. Upewniwszy się, że nikt nie chował się i nikt nikogo nie chował w domkach dla zawodników, zgodzili się, że trzeba przeszukać pomieszczenie dla skoczków oraz okolice belki startowej.
- Gorzej, gdy ktoś zabrał lasię na romantyczną randkę na belkę... Oh wait, przecież są z nami dwaj najwięksi absztyfikanci. - zaszydził Gregor, znacząco patrząc na Hilde i Fettnera. - Pewnie wasze małe mózgi zapchane rozpustnymi myślami nie znają słowa absztyfikant, więc dla waszej ciemnoty, ujmę to dosadniej: zbereźnicy.
- A ja to co? - Oburzył się Fannemel. Przecież rwie dziewczyny nie gorzej niż ogrodnik chwasty. Wystarczyło, że skinął palcem, a przestrzeń wokół niego zapełniała się krótkimi sukienkami i czerwonymi ustami. Także, jak można było go tak bezczelnie pominąć?
- Co wy tu robicie?
Skoczkowie odwrócili się i aż zamarli na chwilę. Oto przed nimi stali Bardal, Freund i Kubacki, a ich miny nie zwiastowały niczego dobrego.
- Przyszliśmy się napić. - Wybełkotał Hildeł i uniósł do góry pustą już flaszkę. - Romantyczne chlanie na belce startowej. Gregory na to leci.
- Idiota.
- A ja mam inne zdanie. - Bardal zmierzył spojrzeniem swoich drużynowych kumpli. Znał ich jak własne narty i ich kłamstwa wyczuwał na kilometr. - Rune?
Velta zaczerwienił się po koniuszki uszów, a Tom wiedział, że wpadli. Rune zawsze czuł respekt przed SuperZiemniakiem, co wykluczało ukrywanie przed nim różnorakich faktów. Na kalesony Pyry, przecież ten matoł opowiedział Andersowi nawet o swoich problemach z suchą skórą na piętach!
- Chcemy tylko pomóc i znaleźć Wanka.
No to po ptokach.
- Wracajcie do hotelu lub idźcie się narąbać jak żule spod sklepu. Tę sprawę zostawcie superbohaterom.
- Nie. - Spokojnie zaprzeczył Gregor. Jeśli Schlierenzauer chciał coś zrobić to nikt nie miał prawa mu w tym przeszkodzić. Chłopak odwrócił się i wcisnął przycisk. Kiedy drzwi windy się rozsunęły, wszedł do środka, a za nim cała hołota.
- Nie chcę nic mówić, ale tu może jechać tylko cztery osoby, a nas jest... dziesięć? - Dawid oderwał wzrok od instrukcji wiszącej tuż obok panelu z guziczkami i przesunął niepewnym spojrzeniem po twarzach kolegów.
- Oj tam.
- Hej. - Tom wyciągnął z kieszeni telefon. - Ustawcie się ładnie. Co to za pata bez przypałowych fot?
- Okej.
Skoczkowie zaczęli szczerzyć się do telefonu Toma, jak Hofer na widok krótkofalówki i robić coraz głupsze miny. Oczywiście Hilde musiała również powysyłać snapy, więc zrobiwszy zdjęcie, na którym Fannis odpycha chcącego się przytulić Veltę, a Severin nerwowo żuje swoje rękawiczki, podpisał je Winda Wolińskiego i wysłał wszystkim swoim snapowym przyjaciołom. Gdy kręcił filmik, który zamierzał wstawić na My Story, coś parsknęło i winda przestała sunąć w górę.
- Oops, utknęliśmy.
- Mam klaustrofobię. - Wyszeptał przerażony Dzióbacki i, aby nie przytulać się do Jaśka, który już rozłożył ramiona, przytulił się do Severina. W końcu też Przyjaciel, nie?
- A wy jeszcze się nie nauczyliście, że z moimi superkalesonami możecie czuć się bezpiecznie? - Bardal westchnął zirytowany, po czym z całej siły przywalił w przyciski. Winda znowu zaczęła jechać w górę, a Andersowi zabito brawo. Ten to jednak 12/10 jest.
W poczekalni nikogo nie było, więc skoczkowie postanowili sprawdzić belkę. A tam działy się rzeczy, o którym nie śniło się nawet Norwegom.
- No hejka. - Davide Bresadola zamachał ręką, po czym dolał wina do swojej lampki. - Chcecie się poczęstować? Colloredo nagotował makaronu jak dla wojska.

*********** 

No hejka. Przybyłam z rozdziałem. I patrzcie, więcej Jaśka i nawet Dejvi dostał kwestię do powiedzenia - postępy! Tak poza tym wciąż zapraszam TUTAJ, gdzie klimaty całkiem inne. I zachęcam do dzielenia się w komentarzach propozycjami, kto powinien pojawić się w dalszych patach. Nóż widelec, a natchnięcie mnie (PS. Często to się wam udaje!).
Bywajcie zdrowo i szczęśliwe. Bye. <3


niedziela, 5 kwietnia 2015

Dziewięć: na tropie zbrodni



- O Bardalu i jego kalesonach krążą legendy. Dlatego kupiłem podobne swojej córeczce.
- Cóż. - Tom chrząknął, próbując zdusić w sobie komentarz na temat mody dziewczęcej. - Nie od dzisiaj wiadomo, że Bardal to największy z największych. Wszakże kto jak nie on, tak popsuł Schlierenzauerowi zamek w kombinezonie, że nawet taśma klejąca nie pomogła? Kto zmusił samego Waltera Hofera do popierdzielania z siekierką? Kto zjadł wszystkie mannery Koflerowi, by ten spieprzył drużynówkę? Kto zdradza wszystkie tajemnice Tadziowi ze skijumping? Kto wymyślił kwestię "Potknąłeś się o próg" do reklamy Play'a?
- To był Anders? - Zdziwił się Jasiek, nagle nabierając do tego skaczącego Ziemniaczka ogromnego sentymentu. - Toż to kwestia mojego życia! Krążą plotki, że dzięki niej otrzymam w tym roku Oscara!
Hilde tylko rozłożył ręce z miną "Przecież to oczywiste".
- Ponoć Bardal był pierwszym człowiekiem, który rozśmieszył Ahonena. - Wyszeptał Rune, nadając całej sytuacji podniosłości. - I to on podpowiedział Kotowi jak ułożyć grzywcię, by leciały na niego gimhotki.
- Człowiek o tysiącu twarzy! - Podsumował krótko Fettner.
- Czyli to nie takie dziwne, że Severin akurat do niego pobiegł. - Jasiek powoli zaczynał rozumieć całą sytuację. Sevi, jako najbardziej prawy obywatel świata i Bardal - superbohater w ciele zwykłego skoczka, to mistrzowski duet, któremu nawet mroczne niczym Fannisowe spojrzenie zagadki nie straszne. Z taką ekipą Hayboeck musiał odzyskać swój makaron, innego wyjścia po prostu nie było.
- Więc... Co było dalej? - Jasiek nawet nie próbował kryć zaciekawienia. Rozparł się wygodniej na ławce i popijając mocną kawę w skupieniu słuchał opowieści, jaką skryła sylwestrowa noc.

***

- Michaelu Hayboeck, zaprawdę powiadam, twój makaron zostanie uratowany.
Michi poderwał do góry głowę, nie wierząc własnym oczom. Oto sam Bardal w swoim czadowym stroju Supermana stał przed nim w całej swojej cudownej okazałości i obiecywał uratowanie jego makaronu. W cieniu Andersa skromnie chował się Freund, nawet nie próbując przyćmić blasku Norwega. Nagle nadzieja rozbudziła serce Hayboecka; chłopak słyszał różne opowieści o niesamowitych czynach tego nadludzkiego Ziemniaka i wiedział, że jeśli Bardal się czegoś podejmie to nie spocznie, póki nie osiągnie wyznaczonego celu. I jeszcze ma do pomocy Sevika! Michi mógł odetchnąć z ulgą.
- Nie wierzę! Dożyłem momentu, kiedy na własne oczy zobaczę SuperBardala w akcji! - Dejvi rzucił na stół swoje karty, po czym, onieśmielony podszedł do Norwega. - Czy mogą ci jakkolwiek pomóc?
Bardal kiwnął głową.
- Możesz nosisz worek z moimi narzędziami.
Dzióbacki z nieopisaną radością przyjął od skoczka jego tobołek. Wciąż nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Oto spełniały się jego najskrytsze marzenia.
- Proponuję zacząć od przeczesania pokoju Hayboecka. - Zwrócił się do Andersa Severin. Norweg zgodził się z nim i razem udali się do austriackiej sypialni. Oczywiście gromadka gapiów ruszyła za nimi; patrzenie na cuda, jakich dokonał SuperBardal było zawsze niesamowitym przeżyciem.
Anders i Severin dokładnie przeszukali pokój, zacząwszy od walizek zawodników, skończywszy na tak popularnej wśród Austriaków przestrzeni pod łóżkiem. I to właśnie tam Freund znalazł podejrzanie znajomo wyglądający papierek po miętówce. Blondyn nie miał żadnych wątpliwości, co do osoby, która go tam, zapewne przez nieuwagę, pozostawiła, albowiem tylko jeden człowiek jadł te ohydne cukierki pachnące gorzej od studzienki kanalizacyjnej.
Wank!
Sevi znalazł się między młotem a kowadłem. Co robić? Zdradzić własnego przyjaciela? Uchronić go? Z bolącym sercem Niemiec podjął decyzję. Litera prawa musi wygrać.
Dlaczego Wanki dopuścił się przestępstwa? Oh warum?
- To Andreas Wank. - Orzekł wreszcie Severin, nawet nie podnosząc wzroku z nad podłogi. Było mu wstyd za własnego przyjaciela.
- Dawidzie, tomahawk. - Powiedział spokojnym głosem Bardal.
Kubacki ze swoistym wzruszeniem i niesamowitą podniosłością wyciągnął z worka małą siekierkę i niemal z namaszczeniem podał ją swojemu idolowi.
Severin ze strachem spojrzał na broń.
- Andersie...?
- To koniecznie, Severinie. Chodźmy.
I poszli.

***

Andreas Wank kończył upychać makaron pod łóżkiem Romana Koudelki, gdy jego uszów dobiegł znajomy głos. Wziął z szafki Czecha szklankę i przyłożywszy ją do drzwi, zaczął nasłuchiwać. Szybko wydedukował, że korytarzem szedł Severin w towarzystwie Bardala.
- Wanki, to tak naprawdę dobre stworzenie. Nie mam pojęcia, dlaczego tak karygodnie postąpił.
- Ta niemiecka krew, pff.
- Ziemniaczku drogi, proszę, poskrom swoje nacjonalistyczne poglądy.
- Wierzę w stereotypy, co chcesz.
- W horoskopy może również?
- Oczywiście. Rano przeczytałem, że uratuję ludzkość i proszę, co robię? Ratuję ludzkość! A przynajmniej tą trzymającą kciuki za Hayboecka.
- A co pisali o rybach?
O Pointnerze Krzyczący i Koflerze Klatą Świecący, czy to Dzióbacki?, zdziwił się Wank. Nie myślał, że Sevik weźmie sobie do pomocy aż tylu ludziów. Przecież sam dałby radę, jest najlepszym z najlepszych.
- Hmmm, że spotka cię przygoda życia. I żebyś uważał na włosy.
- Świetna mi tam przygoda życia. Janek mnie zdradził, mi świat przed oczami wiruje i chodzę pokonując wszystkie prawa grawitacji, a we włosach mam mannery! W dodatku zaprzyjaźniłem się z Tomem Hilde, więc moja nienaganna reputacja legła w gruzach, delikatnie mówiąc. I nie chcę myśleć o tym, z jak ogromnym kacem się rano obudzę.
- Typowy Polak.
- Dawidze, doprawdy, zachowuj się profesjonalnie. Mamy robotę do zrobienia.
- Okej.
Jeszcze przez chwilę Wanki słyszał oddalający się tupot stóp, po czym z powrotem na korytarzu zapanowała cisza. Niemiec odetchnął z ulgą i opuścił pokój Czecha. Niech Walterowi będą dzięki, że Wieżowiec nie został przyłapany na gorącym uczynku. Teraz został mu do spełnienia jeden punkt z jego listy: zniknąć.

*

- Nikogo nie ma.
- Niemożliwe. Wprawdzie Wanki mówił, że ma coś do załatwienia, ale myślałem, że chodzi mu o sen. Gdyby mógł, przespałby życie.
- Uciekł. Czyli naprawdę to zrobił.
Severin westchnął ciężko, po czym usiadł na łóżku Andreasa. Wszystkie poszlaki wskazywały, że to Wank dokonał tak strasznej zbrodni, a Freund przecież nie mógł kłócić się z tak oczywistymi wskazówkami. Ale... Coś mu nie pasowało. Bo Wanki, mimo nielicznych grymasów i złości, był potulny jak baranek, który najchętniej przytuliłby każdego człowieka na świecie. Wtem łapka Severina na coś natrafiła. Mężczyzna niechętnie podniósł jakąś klejącą się od miętówek kartkę, na której ktoś kurzym pismem napisał informację, która zatrzęsła światem Severinem. To nie mogła być prawda, po prostu nein.
- SuperBardalu, mamy problem. Andreas Wank został porwany przez porywacza makaronu...


*********

O Severinie wkładki gryzący i tak pięknie Kryształową Kulę wznoszący, w jakich bólach i mękach ten rozdział został pisany, to chyba nikt się nie dowie. Ale jest! Bylejaki i krótki, ale jest. Z następnym może będzie łatwiej.
A tymczasem Wam, moje najdroższe chciałam złożyć najserdeczniejsze życzenia. Żebyście przeżyły święta w przyjemnej, rodzinnej atmosferze, żeby śnieg przestał sypać z nieba (gdzie był, jak były skoki w Polsce?) oraz by zajączek był hojny. Wesołego jajka!