Ziobro z powątpiewaniem powiódł
wzrokiem po zadowolonych, norkowych twarzach. Nie mógł uwierzyć, że zadawał się
z takimi idiotami o inteligencji dżdżownicy ryjącej w ziemi.
- Jakim durniem trzeba być, by
wymyślić wyścig po sklepie? - Zapytał.
- Nie trzeba być durniem, trzeba
być Tomem Hilde.
- Na jedno wychodzi.
- Chyba powinienem się obrazić,
kolego. - Tom zaśmiał się. - A przecież dzięki nam miałeś niezapomnianego
sylwestra!
Jedno spojrzenie na twarz Janka
wystarczyło, by Tom zorientował się, jaką gafę popełnił. Niezapomnianego. Też
coś. W pamięci Polaka istniałą się wielka, czarna plama, którą Hilde starał się
jak najdokładniej zapełnić różnymi momentami z wczorajszej nocy. I do tej pory
szło mu to całkiem sprawnie. A że Jan średnio chciał wierzyć w to, co mu
opowiadali to już inna sprawa.
- Co było potem?
- Ha! Jednak chcesz nas słuchać.
- Wykrzyknął tryumfalnie Hilde.
Polak zmieszał się.
- Skończyliście w takim
momencie... Tego się nie robi!
- Nie ma to jak budowanie
napięcia. - Rune uśmiechnął się. - Idę po kawę, chcecie?
Jan, Tom i Manuel pokiwali
gorliwie głowami, ale zaraz, niemalże jak na komendę, skrzywili się, przeszyci
tępym bólem. Kac dla żadnego z nich nie miał litości.
- No więc słucham.
Gdy Velta wrócił z czterema, do
połowy zapełnionymi kubkami mocnej kawy (bo jak tu niczego nie rozlać,
kiedy kubki są cztery, ręce dwie, a jest się Rune Veltą, który do
najzgrabniejszych osób bynajmniej nie należy?), skoczkowie rozparli się
wygodnie na ławce gotowi do dalszych opowieści.
- Severin wydawał się być
kompletnie załamany faktem, że cokolwiek ukradł...
***
- Sevi, wpadło ci coś do oka, że
udajesz wycieraczkę samochodową?
Niemiec pokręcił przecząco
głową, ani na chwilę nie przestając mrugać oczami. Mocno zacisnął usta, z
całych sił próbując zostać nieporuszonym. Ale jak to zrobić, gdy krzyk pełen
rozpaczy wzbiera się w twojej piersi, a łzy napływają do oczu z szybkością Wanka
dopadającego do tryumfującego kolegi, by zamknąć go w swoim mocnym uścisku? W
końcu Severin nie wytrzymał. Zgiął się w pół z cichym jękiem na ustach, cały
czas przyciskając do swojego torsu produkty, które wyniósł ze sklepu. Wciąż nie
mógł zrozumieć, dlaczego postąpił tak nikczemnie. Przecież mógł pójść nawet do
więzienia, a nie nadawał tam się kompletnie - no bo Sevi i tatuaże? To
coś niepojętego!
- Nie przejmuj się, to tylko
ogórki. - Hilde machnął obojętnie ręką, by pokazać koledze, że jego występek to
tylko drobiazg, który nie przyniesie żadnych konsekwencji. Jednakże Freund
wiedział swoje.
- Teraz to tylko kradzione ogórki. Na pewno mają tam
kamery, a ja jestem znany. Szybko odkryją moją tożsamość. Może już mnie
szukają? Podają rysopis do gazet, rozkleją po drzewach ogłoszenie o groźnym
bandycie z ofertą nagrody za jakiekolwiek informacje, pukają do moich drzwi?
- Przytulas!! - Wanki przerwał
wywód Severina i porwał go w swe silne ramiona, tuląc do siebie tak, jakby Sev
był szmacianą lalką. Blondyn pisnął cicho z bólu, próbując wyplątać się z objęć
kolegi, ale, jak wie każdy, kto choć raz doświadczył Wankowego przytulasa, było
to arcytrudne. - Nie smutaj. Na pewno rozwiążemy twój problemy.
- Powinienem wrócić i to oddać.
- Stwierdził cicho Severin, gdy Andreas wypuścił go z objęć. - Wyjaśnię całą
sytuację. Tak zachowałby się każdy prawowity obywatel.
- Po prostu wszystko zjedz.
Pozbędziesz się najbardziej obciążających cię dowodów. - Podsunął Fannemel.
- Przeszła mi ochota na ogórki,
to raz. Dwa, monitoring. Z niczego się nie wymigam. Nawet nie chcę. Popełniłem
przestępstwo i teraz poniosę tego konsekwencje. - Oświadczył heroicznie Freund,
na co jego koledzy zareagowali z niemałym podziwem. W końcu nie co dziennie
spotyka się takich ludzi, jak Sev.
Ziobro aż z uznaniem pochylił
czoło przed niemieckim skoczkiem.
- Od dzisiaj jesteś, jako przykład
wszelkich cnót, moim największym idolem! Moje drugie dziecko nazwę na twoją
cześć.
Freund zarumienił się po
koniuszki uszów.
- To nie jest dobry pomysł.
Jestem przecież grzesznikiem, który ukradł coś ze sklepu. Nie możesz tak
skrzywdzić swojego potomka. A teraz wybaczcie, muszę iść naprawić krzywdy,
które wyrządziłem.
- Idę z tobą. - Odparł Wanki.
Przecież nie mógł zostawić przyjaciela w tak trudnej sytuacji.
- My w takim razie wracamy do
imprezowania. - Zdecydował Hilde, wzruszając obojętnie ramionami. Zawsze
wiedział, że Niemcy to dziwny naród i że bajlanda z nimi to po prostu
niewypały. Kiedy w końcu zapamięta, by trzymać się tylko z Polakami? Taki
Dzióbacki na przykład, toż to równy gość i do tańca, i do kieliszka. A skoro o
alkoholu mowa... Tom powoli zaczynał czuć, że trzeźwieje. Niedobrze.
Czas uzupełnić wilgotność!
***
- To, u kogo chcecie zrobić
burdel? Tylko wymyślcie kogoś, kto ma trochę alkoholu, bo aż mi w gardle
zaschło od tego uciekania.
Tom Hilde oczywiście szedł
na przodzie gromadki, gdyż, jak sam powiedział, jako jedyny nosił zacny tytuł
Specjalisty ds. Melanży i jako jedyny potrafił ogarnąć naprawdę dobre, wyrąbane
w Kosmos melo, które oprócz nieznośnego bólu w głowie, zostawia po sobie
wspomnienia, do których człowiek śmieje się jeszcze przez wiele lat.
- Walter Hofer. Ile widziałem u
niego szampanów! I nawet kawior ma. - Rozmarzył się Schlierenzauer. Jeszcze dwa
lata temu Walter zapewne zaprosiłby go na wspólną celebracją Nowego Roku, ale
jako, że ostatnio ich relacja osłabła i Greguś przestał być Walterowym
pupilkiem, Schlieri musiał zadowolić się jedynie kilkoma dodatnimi punktami doliczanymi
do jego skoku. - Pewnie założy dzisiaj swój gronostajowy płaszcz.
- Szkoda, że Apoloniusz dopiero
jutro przyjeżdża. U niego są najlepsze imprezy. - Ogłosił rezolutnie Ziobro,
kiwając głową w zamyśleniu. - Ostatnio Klimek tak się spił na Polowej pacie, że
biegał po Krupówkach w stroju Tarzana i wydawał jakieś dziwne godowe okrzyki.
Velta zakrztusił się własną
śliną.
- Właśnie to sobie wyobraziłem.
Trzy razy nie. Spaczenie psychiki na zawsze.
- Powiedział człowiek, który
jeszcze do niedawna tańcem robił papkę z mózgu każdemu biedakowi, który tylko
się napatoczył. - Zauważył ironicznie Tom, na co Rune uśmiechnął się szeroko
niczym Marinus Kraus, z trudem powstrzymując się od skakania z radości.
- Jeszcze do niedawna! Więc
przyznajesz, że wymiatałem z chłopakami?
- Tego nie powiedziałem.
- Ale zasugerowałeś.
- Nie wspominaj lepiej o tej
sytuacji, bo wciąż jesteśmy na ciebie obrażeni.
- Widzę. Fannis mrozi mnie, MNIE,
swojego brata, który jako pierwszy dał mu do spróbowania ruskiej wódki, swoim
spojrzeniem. Więc jest źle.
- Rozważamy pozwanie cię do Sądu
Trenerskiego za kolaborowania z Austriakami.
- Sąd Trenerski jest z Austrii?
Tom prychnął niczym obrażona kotka.
Nie lubił, gdy Delta miał rację.
- W takim razie, gdy następnym
razem Vilberg będzie podcinał twoje końcówki zachęcę go, by popuścił wodze
wyobraźni i spełnił swoje skryte marzenia o bycie fryzjerskim wirtuozem.
- O nie! - Rune cicho pisnął,
jakby z troską przeczesując swoją czuprynę. Hilde to taki człowiek, który
potrafi każdego przeciągnął na swoją stronę, więc Vilberg pewnie nawet nie
zastanawiałby się nad słowami Toma, tylko zamieniłby Żółwiowy fryz na jakiegoś
czerwonego irokeza. Dlatego Velta postanowił, że to już czas najwyższy zacząć
się przymilać do kumpli i z powrotem wkupić się w ich łaski. Zresztą tęsknił za
atmosferą, jaka niegdyś między nimi była. Tęsknił za Tomem czyhającym na
niewinne duszyczki i za Fanniskiem obrażającym się za żarty z rodzaju metr
sześćdziesiąt w kapeluszu.
- Niech mu jeszcze hennę na brwi
zrobi, przydałaby mu się. - Wtrącił Fannemel, krytycznie przyglądając się
eks-kumplowi.
Hilde pokiwał głową.
- Najlepiej permanentne brwi.
Takie, dzięki którym zawsze będzie wydawał się wkurzony.
- Przecież ja jestem miły! -
Zaprotestował ostro Rune, zakładając na piersiach ręce i gromiąc spojrzeniem
pozostałe Norki. Zmienił zdanie, wolał kumplować się z Schlierenzauer,
Fettnerem i Ziobrą. Oni przynajmniej się z niego nie naśmiewali, co więcej byli
dla niego naprawdę mili, śmiali się z jego żartów i przyznali, że w tańcu
poczynił mega postępy i że drzwi do kariery tanecznej nie są dla niego
zamknięte. Dzięki nim poczuł się w pełni akceptowany.
- Chodźmy może do mojego pokoju.
Kofler chowa wódkę pod łóżkiem i myśli, że nikt o tym nie wie. Naiwny! Przed
Manuelem Fettnerem nic się nie ukryje. - Zaśmiał się Manu.
Wszyscy poparli pomysł Austriaka
i pognali w stronę hotelu zamieszkiwanego przez bandę z kraju Mozartu. Byli
zmęczeni konfliktem, jaki się wytworzył, lecz nikt nie chciał jako pierwszy
wyciągnąć pojednawczej dłoni. Jedynym słusznym wyjściem z tej sytuacji wydawała
im się wspólna libacja. W końcu nic nie tworzy takich więzi i nic tak nie
godzi jak wódka.
W pokoju zastali Koflera, który
leżał na swoim łóżku i trochę umierał. Schlieri zaśmiał się pod nosem. Czyżby
Andreasikowi zaszkodziło tych kilka piw, które wypił w klubie? I oni to Gregora
uważali za imprezową dziewicę? Wirklich?
- Wypijesz trochę wódki i od
razu ci się polepszy. - Tom poklepał po ramieniu zielonego na twarzy Andreasa.
Kofla wytrzeszczył na niego oczy. O nie,
nigdy więcej alkoholu! Ale, cóż, każdy wie, że praktyka dopisuje do takich
obietnic: do następnej imprezy, także
kilkanaście minut później zmartwychwstały Andreas krążył wokół kumpli, hojnie
polewając wódkę i zabawiając towarzystwo różnymi anegdotkami ze swojego życia.
- Pamiętam jak SMSKAK* pierwszy
raz otoczyło mój dom. Gregor wpadł wtedy do mnie cały spanikowany z podartymi
spodniami i błędnym wzrokiem...
- Chciały sprzedać moje ciuchy
na eBayu!
- Gdy do nich wyszedłem,
zdziwiłem się co niemiara. Normalnie kopara opadła mi do ziemi, a patrzałki
rozmiarem przypominały medale olimpijskie. Jakbyście zareagowali, gdyby w
waszym ogródku nagle pojawiła się cała żeńska populacja?
- Bez przesady. Na pewno nie
było ich tak wiele.
- Było. I to w każdym wieku. Od
trzech do dziewięćdziesięciu trzech lat. Każda miała transparent ze zdjęciem
mnie bez koszulki. Każda darła się, ile sił w płucach: Pokaż klatę, przystojniaku. Spanikowałem. Dlatego zabarykowałem się
razem z chłopakami w domu. Ale wiecie, co było najgorsze? Podeptały mój
ogródek!
- Taak, Kofler nieźle się przez
to zryczał.
- Ale koniec końców ta banda
okazała się całkiem kochana. Zrobiły konkurs Wiedzy o Andreasie Koflerze,
napisały kilka piosenek o mnie, ustanowiły Międzynarodowy Dzień Sexi Klata
Andreasa Koflera. Nawet moja mamusia je polubiła!
- A to zawsze ja byłem jej
ulubieńcem!
- Stare, dobre czasy. Wtedy Gregor
jeszcze uciekał przed Sandrą. Pamiętacie? Kiedyś już stali na ślubnym kobiercu,
ale niestety musieliśmy porwać Sandrowego Kabanoska.
- Oboje się zmieniliśmy.
Jesteśmy innymi ludźmi.
- Ach, przypomniała mi się
bunga-bunga z Palikotem u Berlusconiego. - Kofi otarł pojedynczą łzę. Czasami
tęsknił za tymi szalonymi latami wypełnionymi jednocześnie strachem i miłością
do SMSKAK, niezapomnianymi imprezami z Thomasem i Gregorem oraz patologią,
jakiej świat nie widział. To były dobre czasy. - Schlierenzauer tańczył na
stole i śpiewał piosenki Biebera...
- NIEPRAWDA!
- ... Morgenstern stawał się
mężczyzną, by skleić jakoś swoje złamane serce, a ja uciekałem przed jakąś
laską, która chciała się ze mną rozmnożyć i mieć małe Koflerki.
- Już od urodzenia miałyby twoją
klatę.
- Piękne czasy.
- Jeeej. - Słuchacze Andreasa
pociągnęli noskami, wycierając spłakane twarze w chusteczki. Historia Koflera
wzruszyła ich niebywale, chociaż nie pierwszy raz ją słyszeli.
Gdy Andi wyszedł tam, gdzie
nawet król piechotą chodzi, Tom postanowił zrobić dobry uczynek. Jak
stwierdził, równowaga w przyrodzie musi być, a on już dużo złego wyrządził i
teraz chciał to naprawić, uszczęśliwiając kogoś innego.
- Chłopacy! - Wybełkotał,
wszedłszy na krzesło. - Mam pomysł! Zadzwońmy po SMSKAK!
- Panienki? Jasne! - Anders błysnął
zębami w zawadiackim uśmiechu, jako pierwszy wyciągając z kieszeni telefon.
- Nie dla ciebie, kretynie.
Zauważyliście, jak Kofi za nimi tęskni? Skoro skoki ostatnio mu nie idą, to
niech chociaż chłopina ma coś z życia. Zakopmy na chwilę topór wojenny i zróbmy
coś dla niego, co?
Skoczkowie spojrzeli po sobie,
próbując ukryć wzajemną niechęć. Lubili Koflera, a propozycja Hilde wydawała im
się słuszna. Dlatego mimo wszystkich swoich zatargów, pokiwali głowami,
przystając na pomysł Hildeły. Gdy Kofla wrócił do pokoju, Fettner, który
posiadał numery wszystkich ważnych osobistości, dyskretnie wymknął się na
korytarz i zadzwonił, gdzie trzeba.
Jakieś dwie flaszki wódki
później, dziwny odgłos przerwał skoczkom zabawę, która polegała na pleceniu
Dawidowi i Tomowi warkoczyków. Wspólnymi siłami wydedukowali, iż coś uderzyło w
okno. Po krótkiej, acz burzliwej dyskusji, zadecydowali, że to Kofler, jako
gospodarz pokoju, wyjrzy przez okno i upewni się, że żaden koniec świata się
nie zaczął. Andi zdecydowanie nie zobaczył niczego trawionego ogniem
piekielnym, wręcz przeciwnie, pod hotelem stała cała gromada kobiet, dziewcząt
i dziewczynek, które ściskały transparenty i plakaty z jego podobizną oraz śpiewały piosenkę wychwalającą jego klatę. Kofelixa zapiekły oczy; nie minęła minuta
a po jego policzkach zaczęły spływać ogromne łzy. Nie wierzył, po prostu nie
wierzył. Myślał, że już nigdy nie zobaczy SMSKAK-esek czekających na jego
drobny striptiz, rozpływających się nad każdym jego gestem. Jednak życie
postanowiło go zadziwić i przyprowadzić jego kochane kobietki pod ten hotel.
Jak za starych czasów, pomyślał, obcierając dłonią mokre policzki,
po czym złapał za swoją kurtkę i szybko pognał do swoich fanek.
- KO-FI! KO-FI! KO-FI!
SMSKAK-eski również wybuchnęły
rzewnym płaczem, gdy obiekt ich najgłębszych westchnień wyszedł do nich niczym
król do własnych poddanych. Czy można piękniej zacząć Nowy Rok?
- Kochane moje! - Przemówił do
nich Andreas, a głos jego co chwilę łamał się niczym licha gałązka na silnym
wietrze. - Cieszę się, że was widzę. Tęskniłem za wami tak, jak Freund tęskni
za swoimi wkładkami!
Wrzask, jaki podniosły
fanki-piszczałki mógłby zapewne zbudzić całe Garmisch-Partenkirchen. Fakt, że
Kofi'ego nie cofnął ich dziki okrzyk, tylko spotęgował hałas, jaki powodowały
SMSKAK-eski.
- Jak one cię kochają.
Kofler odwrócił głowę i zobaczył
stojącego za nim Hilde. Tom skinął głową z uśmiechem, po czym pociągnął bruneta
do chłopaków. Schlierenzauer już trzymał w dłoniach swojego iphone'a.
- Zróbmy sobie selfie z SMSKAK!
I tak oto najlepszy Koflerowy
wieczór roku 2014 został uwieczniony.
***
Nikt nie spodziewał się, że w
ciasnym, hotelowym pokoju Andreasa może zmieścić się aż tyle ludzi. Kto tylko
dał radę wepchnąć się do tego pseudo-apartamentu siedział, gdzie tylko mógł -
skrawek podłogi czy komoda, obojętnie - i już nie opuszczał tego miejsca, nawet
gdy pęcherz mocno dopominał się o wyprowadzenie go na spacer. Atmosfera była
iście sielankowa; w tle sączyły się elektryczna muzyka, której towarzyszył
dźwięk uderzającego o siebie szkła, od czasu do czasu ktoś wybuchnął gromkim
śmiechem, a ktoś inny próbował dorównać samemu Krzysztofowi Krawczykowi drąc
się wniebogłosy Zatańczyć ze mną jeszcze
raz (tak, to Janek popisywał się swym zawadiackim wokalem). Nawet Fannis
nie rzucał Velcie mrożących krew w żyłach spojrzeń, tylko grzecznie poczęstował
go bimberkiem, który kupił wcześniej u Denisa. Nawet Hilde na chwilę zapomniał
o własnej nienawiści do austriackich dzieci i grał z Schlierenzauerem w
kamień-papier-nożyce, a Dzióbi, jako jedyny klaskał Ziobrze, by Jaśkowa
samoocena wciąż oscylowała gdzieś pomiędzy Jestem-Tak-Zajebisty-Że-Nawet-Wellinga-Wymięka
a Nie-Ma-Lepszego-Od-Ziobry-Wspaniałego. Andreas natomiast słuchał opowieści
swoich dziewczyn, oglądał różne albumiki i wierzył w ich opowieści o tym, że
wciąż prężnie działają, tyle, że bardzo dyskretnie. Normalnie duma rozsadzała
serducho Koflera!
Wtem do pokoju wtoczył się
Michael Haybӧck z jak zawsze nieodłącznym Stefanem Kraftem u boku, po drodze depcząc
wszystkich, którzy blokowali mu dojście do swojej skocznej braci. Wreszcie
przecisnął się do epicentrum imprezy.
- W okolicy skończył się
makaron! - Wykrzyknął spanikowany, a jego twarz wykrzywiła się w ogromnym
grymasie bólu. Stefan przytulił go pokrzepiająco, ale na niewiele to się zdało.
Bez makaronu, Michi jutro nie będzie skakał. Zawsze tak to działało i nic nie
zapowiadało, by tym razem miało to się zmienić.
- Oto dzień dobroci dla łamagów.
Pomożemy ci! - Oświadczył dobrodusznie Hilde, zadziwiając tym wszystkich wokół.
- Sam bym zjadł trochę makaronu.
- Danke! - Michael otarł łzy i
mocno przytulił Norwega. Wreszcie zobaczył jakieś światełko w swojej rozwalonej
rzeczywistości.
Tylko kto wie, gdzie go to
światełko zaprowadzi...
***************
*SMSKAK - niezorientowanych odsyłam TU.
Z małym poślizgiem, ale siódemka jest! Trochę droga przez mękę. Trochę opowiadanie zaczyna żyć własnym życiem, a moje racjonalne "Hej, mało Dzióbiego! Przecież nie Norwedzy grają tu pierwszą skrzypce" jakoś nie może się przebić :x
A jeśli wciąż mało Wam Norwegów to zapraszam TUTAJ, gdzie pojawiła się moja krótka próba komediopisarstwa ;)
O matulu, od czego zacząć? Ugh, nienawidzę tego, że zawsze gdy chcę zacząć od tego, co najbardziej mi się spodobało, to i tak muszę zachwiać równowagę, bo nie da się mówić o wszystkim na raz.
OdpowiedzUsuńDobra, to jadę po prostu jak serce podpowie.
GRZECZNY I PRAWY SEV, MARRY ME. No rozwalił mnie, widzę Severina jako grzecznego, ułożonego obywatela, ale tutaj przebił samego siebie. Nic, tylko współczuć chłopczynie, bo de facto świat mu się zawalił, a wszystko w co wierzył zmieniło się w gruzowisko. Błagam, zbierz go w całość i sklej złamane morale pasztecikiem :c
Pragnę mieć przy sobie Wanka-Przytulasa zawsze i wszędzie. Koleś po prostu robi to, co powinno w pewnych sytuacjach się robić bez zastanowienia i zbędnych pytań. Zdecydowanie chcę takiego.
Czy muszę mówić, jak bardzo mrożący krew w żyłach wzrok Fannisa mnie jara?
To dobrze, że nie.
SMSKAK WRÓCIŁO DO ŻYCIA (JAWNEGO), TO JAK REUNION SNÓW, POWSTANIE NAJPIĘKNIEJSZEJ IDEI WSZECHŚWIATA I POWRÓT DO STARYCH, DOBRYCH CZASÓW! Jaram się prawie tak jak sam Kofelix, bo w sumie wychodzi na to, żem była na pacie w Ga-Pa. Jeny, jak tak czytałam niektóre wspominki to zaraz po ponownym przeczytaniu 'du bleibst' idę czytać SMSKAK, bo ostatnio jak chciałam odświeżyć to sobie to mi nie wyszło <3
Jeny, czy ja muszę więcej mówić? Kocham to ponad życie, chcę by ta noc trwała wiecznie. Im więcej wątków, tym lepiej. Makarony popieram, jak trzeba to niech i do Adamo się teleportują. Czuję, że ta noc będzie przełomowa. Może nawet Janne Ahonen się uśmiechnie, może Domen wyśle gratulacje Peterowi, może Roman zdradzi tajemnicę powiewającego niczym flaga jęzora w czasie lotu.
Wszystko się może zdarzyć i to najbardziej kocham w tym opowiadaniu <3
osz kurwa, ale się rozpisałam ;___________;
UsuńPrzeczytałam całość i jak zwykle umarłam po drodze 34353 razy, tyle razy zapłakałam ze śmiechu i tylko utwierdziłam się, że Pata w Gapa to jest mistrzostwo i zasługuje na jakiś medal, dwa lub milion medali, bo co tutaj zawitam, to humor od razu lepszy, nawet w taki szary i ponury dzień jak dzisiaj (na takie popołudnie przydałby się Wankozaur obok, co by hugnął, kiedy trzeba).
OdpowiedzUsuńO nie mogę, Sevi taki uczciwy i poprawny, ale i tak gdzieś po cichu liczę, że on jeszcze tej sylwestrowej nocy pokaże swoje dzikie i nieujarzmione niemieckie oblicze, aż Hildełowi włosy oklapną z wrażenia. Ale tak sobie tylko to wyobrażam i może lepiej niech to pozostanie w mojej chorej wyobraźni. :D
Jak wixa to tylko u Kofelixa. Btw. dzięki za nutę do tego rozdziału, będę mieć kolejną łupankę w głośnikach do katowania przez najbliższe kilka dni. A no i wiadomo, że makaron to rzecz święta i żyć bez niego się nie da, więc niech idą i go nakupią, co by Michi nie smutał.
Pozdrawiam i czekam na 8 :D
No nie mogę na niczym innym się skupić poza biednym Sevikiem, który popełnił taką straszną zbrodnię. Seeeevi, biedaku! Dobrze, że był przy nim Wank ze swoim "nie smutaj"!
OdpowiedzUsuńZwalasz z nóg, Cam. Kocham te wariactwa. :D
Mogę wypożyczyć Wanka na jakieś dwa miesiące...? Proooooooszeeeeeę...!
OdpowiedzUsuńBiedny Sevi, ale ja nie wiem co się w końcu stało z tymi ogórkami. Obawiam się, że skończyły jako dodatek do bimberku :P.
SMSKAK jeszcze nie jest mi znane, ale się upewniłam, że chyba to powinno być kolejne na mojej liście "do przeczytania na już" (co z tego, że powinnam czytać lektury przed marurą...).
Impreza przednia, ale masz rację - więcej Dzióbao. Więcej!
Makaron, makaron... czyżby znów wyprawa do sklepu?
Wiem jedno - na pewno będzie ciekawie :)
E_A
Kofler chowający wódę pod łóżkiem, Vilberg stylista fryzur i bunga-bunga z Palikotem u Berlusconiego. CO TY BIERZESZ DZIEWCZYNO? BO JA TEŻ TO CHCĘ. Zaryczałam się jak zwykle, to opowiadanie robi mi życie! Zachowanie Seva mnie rozczuliło, taki porządny chłopak i jak zwykle przez durne pomysły Tuma musi cierpieć :| Wixa u Kofelixa też przednia. No i mam nadzieję, że kryzys makaronowy zostanie rozwiązany... Boję się tylko pomyśleć, co tam się jeszcze mogło wydarzyć !
OdpowiedzUsuńKOOOCHAM! Pisz Cam więcej i częściej!
xo
hahah jak zwykle rozdział idealny! i pojawili się Michi i Kraft! ale miła niespodzianka! <3 już nie moge sie doczekac tego co oni będą tam wyrabiać w następnym rozdziale haha może jeszcze Wellinger się pojawi kiedyś? byłoby miło haha :D
OdpowiedzUsuńnie wiem jak wy, ale ja za rok spędzam sylwestra z chłopakami nie ma opcji, żeby takie rzeczy mnie omijały!
do następnego :*
Jej. Ja nie wiem jak to możliwe, że po każdym rozdziale sobie myślę, że bardziej perfekcyjnego być nie może, a Ty z każdym kolejnym wymiatasz coraz bardziej.
OdpowiedzUsuńGrupa imprezowiczów się rozszerza i wszystko jest piękne, oj tak.
I tylko Sevi taki biedny, że aż bym go przytuliła, ale przecież Wanki zrobi to lepiej.
Więc ja sobie grzecznie poczekam na kolejny.
Uwielbiam Twój geniusz, Cam. ;**
Jezuniu, ale zaliczyłam karygodny poślizg. Czy urodziny to wystarczająco dobre wytłumaczenie? Bo umierałam jak Kofi przed norkowym nalotem.
OdpowiedzUsuńMoralność pana Freunda jest zwyczajnie nie do pobicia. Ja się pytam skąd to się bierze? I jak to się leczy? Bo jak już Wankowe przytulasy nie działają...
Tomowi alko zamieszało w tym małym móżdżku czy jak, bo tako milutki się zrobił? Mniemam, że długo to nie potrwa, bo inaczej zacznę się bać o naszą poczciwą Hildełę.
Jestem ciekawa jak bardzo skrzywisz mentalnie Michaelka, bo to mój absolutny skoczny faworyt.
Czekam na więcej tego cuda :*
Ehh ten Michi naiwniak, liczy że im tylko o nudelki tu chodzi. Już widzę Toma imprezującego o makaronie do poranka.
OdpowiedzUsuńI ten Kofi, który przypomniał mi jak sobie czytałam SMSKAK, Boziu kiedy to było. No zbyt szybko ten czas leci.
No a na koniec się bardzo będę domagać, proszę dokończ wątek sevciowej moralności<3 Bo kocham tego prawego obywatela jak nigdy. I muszę wiedzieć jak wyglądało to jego wyznanie win. Choć może Wanki zrobił przytulasa i wszystkie grzechy przez sklep wybaczone.
Kocham<3
Genialne! Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Absolutnie kupiłaś mnie tym opowiadaniem. Trudno mi jest wyrazić cokolwiek innego, ręce same składają się do oklasków. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz czytałam coś bardziej śmiesznego :D Łzy leciały mi po policzkach podczas czytania.
OdpowiedzUsuńNie mogę cię doczekać kolejnego. Pisz częściej! :))
Wybacz opoznienie, ale szkola skutecznie organizuje mi czas...
OdpowiedzUsuńMatko, po kazdym rozdziale mam rozjebany mozg i nie wiem co napisac, bo to jest takie zajebiste, ze slow brakuje ^^.
Rozdzial swietny, czekam na kolejny.
Pozdrawiam serdecznie i zycze duzo weny :*