*breaking news*


sobota, 24 października 2015

Siedemnaście: Prawda objawiona



Dawid postanowił się przewietrzyć i nie tylko dlatego, że w domku zaczynało pachnieć wczorajszym Jankiem. Dosłownie minuty dzieliły Kubacki mózg od eksplodowania z nadmiaru wspomnień, a to zdecydowanie nie było fajnym uczuciem. Dlatego odetchnął z ulgą, gdy znalazł się na świeżym powietrzu. Mróz przyjemnie szczypał go w policzki, pobliska wrzawa zagłuszała wyrzuty sumienia, wszędzie pachniało grillowaną kiełbasą i piwem. Na chwilę Dzióbao mógł oderwać się od przykrej rzeczywistości.
Oparł się o ścianę domku, przemykając wzrokiem po rozgrzewających się skoczkach. Większość z nich wydawała się być skacowana i zmięta, zupełnie, jakby ktoś wyssał z nich życie.
H5, też jestem, jakbym przeszedł przez pół świata bez chwili odpoczynku.
- Dawidzie.
Kubacki spojrzał w bok. Skrzywił się, gdy jakiś przebłysk przeciął jego umysł.
- O nie.
Pointner zaśmiał się złowrogo, po czym począł przypominać Dawidowi o jego kolejnych grzeszkach...
******
- Matoł. No idiota. Jak Apolla kocham, głupszego to ze świeczką szukać. - Mamrotał pod nosem Dzióbao, krążąc wokół ławki, na której spoczywał Janek. - Żeby zostać wywalonym z tak prestiżowej i ą ę imprezy!
Fakt, zostali wyrzuceni za drzwi, niczym prostacy zdecydowanie odstający od wyważonych Francuzów. Winnym był tylko Ziobro, który a) żarł (a nie rozkoszował się!) wykwintny, francuski ser; b) za zachłannie pił drogie wino; c) opluł gospodarza przyjęcia, mówiąc do niego jakimś wiejskim slangiem. I teraz, przez tego głupka, stoją przed hotelem Francuzów, czując się jak odrzutkowie i osoby niegodne towarzystwa.
Dawid miał ochotę ukatrupić przyjaciela.
- Marzyłem o tym, by dostać się do wyższej sfery.
- Dudniąc tani bimber? - Zauważył ironicznie Janek. Miał dość gadaniny Kubackiego, w końcu nic wielkiego się nie wydarzyło. Nie z takich imprez wylatywali. - Zresztą i tak nie ma lepszych melanży niż u Prezesa.
Kudłaty westchnął głośno.
- Nic nie rozumiesz. - Warknął przez zęby i usiadł obok Janka, chowając twarz w dłoniach i myśląc nad tym, jakby tu z powrotem dostać się na to prestiżowe przyjęcie tylko dla wybrańców.
Tylko, że żaden sposób na to nie istniał. Albo jesteś KIMŚ i masz wstęp na przyjęcie, albo sorry kochany, idź godać tym wiejskim żargonem do podwórkowej hołoty.
- Nie możemy po prostu wrócić do naszego hotelu, napić się szampana z Pieterem, odpalić karaoke i trochę poskakać po meblach? - Zasugerował cicho Janek. Nie przejmował się tym "uniesieniem się" Ronana, póki nie dotarło do niego, ile akceptacja Francuzów znaczyła dla Kubackiego.
- Będziemy musieli. - Mruknął Dzióbi, odrywając dłonie od twarzy i wzdychając teatralnie. Miało być dostojnie, a wyszło jak zawsze.
- No weź, to nie będzie takie katastrofalne. - Ziobro trącił kumpla w bok.
- Wiem. Zawsze dobrze się z wami bawię, tylko... Janek, czy ja już zawsze będę pił jakiegoś tandetnego ruskacza zamiast alkoholi z najwyższych półek?
- Cóż, poczekaj, aż wygrasz TCS na przykład. Co w tym sezonie na pewno się nie zdarzy, rano będziesz jak trup.
- Kto wie, może kac mi pomoże.
- Oby.
Jednakże żaden z nich to nie wierzył; ranek nie będzie dla nikogo łatwy, więc nic nie przeszkadzało temu, by jeszcze trochę się zabawić.
***
Dejvi zapomniał już, jak polskie popijawy mogą być sympatyczne. Co prawda, zamiast przy winie i serach, siedział przy ojczystym piwie i śledziku, ale atmosfera była niewyobrażalnie ciepła. Ba, nawet Kot się nie fochał, tylko grzecznie pił wajcenka, przeglądając w telefonie zdjęcia jakiś lal. Dawid to rozumiał, w końcu każdy chciał mieć w swoim życiu tą jedyną petardę. W pewnym momencie jednak Maciek go zaskoczył. Wstał z krzesła, schował smartfona do kieszeni i dołączył do Jaśka i Pietera, którzy wyżywali się na karaoke. Brunet zabrał im mikrofon, zmienił piosenkę i po chwili wył kawałek z Titanica.
No kto by pomyślał, że Maciej to taki romantyk jest.
Kubacki musiał niestety opuścić występ Kota i iść otworzyć drzwi, do których ktoś dobijał się od kilku minut.
- A niech to Bardal przeklnie. - Wydusił tylko z siebie.
- No co? - Gość prychnął i przecisnął się obok Dawida, by wejść do pokoju. Jego przybycie zszokowała wszystkich, nawet Maciej przestał zawodzić. Przybysz uśmiechnął się tryumfalnie i położywszy na stole zgrzewkę Stiegli, rzekł:
- Co wy? Nigdy z Pointnerem nie piliście?
- A ma pan swoją chorągiewkę? - Zapytał nieśmiało Janek, po czym schował się za Żyłą.
Alex zaśmiał się rubasznie i wyciągnął zza pazuchy chorągiewkę, z którą, jeśli wierzyć plotkom, nigdy się nie rozstał.
- Natürlich. - I uderzył chorągiewką o ziemie.
Panowie Polacy patrzyli na to mini-przedstawienie jak zaczarowani, zupełnie jakby Pointner był iluzjonistą, który wyciąga z kapelusza królika albo przecina ładną panią na pół.
- Herr Alex, siadaj pan. - Dejvi podsunął austriackiemu eks-trenerowi krzesło, podał mu piwo, poczęstował śledzikiem. - Porozmawiajmy.
- Okej. O czym? O dziewczynie Apolla? Dobra sztuka.
Kubacki wywrócił oczami.
- O skokach.
- Phi. - Pointner prychnął, wykrzywiając twarz ironicznie. - Odkąd przeszedłem na emeryturę, nie zajmuję się skokami.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale!
O kurdełko,  może skokami się nie zajmuje, ale autorytarny jest jak dawniej.
Dawid jednak postanowił nie popuszczać. W końcu obok niego siedział jeden z największych trenerów skoczków narciarskich, ojciec miliona sukcesów. Blondyn MUSIAŁ poznać jego złotą receptę na piękną karierę. Po chwili namysłu obrał więc inną strategię i najpierw chciał upić Alexa. Dlatego wyciągnął spod materaca swoją tajną broń.
- Polska Żubrówka. - Oznajmił, stawiając na stole wódkę. Podczas skocznego tournee zawsze miał ją przy sobie, bo nigdy nie wiadomo, kiedy uda mu się wygrać jakiś konkurs. A gdy już to zrobi, to będzie świętować jak należy, przy polskiej wódce, wśród najbliższych ziomków.
Aż mimowolnie się wzruszył.
- Więc co porabiasz na emeryturze? - Zapytał po pierwszej kolejce.
- Wajcenki pewnie popijasz. Przytyło ci się. - Zaśmiał się Żyła, na co Alex zarumienił się.
- Szukam kochanki, bo żona nie chce ze mną współpracować. Na razie nikogo odpowiedniego nie mogę znaleźć, ale jak już znajdę, to uwierzcie, spalę to, co nadprogramowe. - Austriak zaśmiał się, klepiąc się po brzuchu.
- Masz wymagania jak nasza Kotałka? - Zapytał z uśmiechem Janek.
- Też chcesz mieć jakąś petardę?
- Taką dwadzieścia na dziesięć?
- Pewnie nie znajdziesz, co Maciek?
- Oh, przymknijcie się. - I stało się, Kot zmarszczył czoło, tupnął nogą, strzelił focha. A było tak miło!
- A potem dziwicie się, że skaczecie średniawo. - Westchnął Pointner.
Yes! Alex się przełamał i zaczął gadać o skokach. Teraz będzie już z górki!, Dawid mentalnie zacierał dłonie.
- Skaczemy słabo, bo - Dzióbacki podjął wątek - Maciej jest niewyżyty seksualnie?
Facepalm ze strony Alexa. Coś poszło nie tak.
- Pominę fakt, że Łukasz traktuje was za łagodnie. - Austriak cmoknął z niezadowolenia, na co Dawid prawie dostał skrzydeł. Zaraz pozna prawdę objawioną, a potem droga do sukcesu będzie już krótka.
asdfghjkl;
- Nie wierzycie w siebie. Gdyby nie tylko Maciej, ale również wy, jego najbliższe otoczenie wierzylibyście w to, że on pozna i wyrwie petardę to by to zrobił.
- Czyli przez tych frajerów jestem singlem? - Foch Kota się pogłębił.
Pięknie. Teraz będzie chodził obrażony, co najmniej do Planicy.
- Jak to przełożyć na skoki? - Dawid nachylił się ku Pointnerowi. Z nerwów trząsł się, jak tłuszczyk na ciele biegnącego Apoloniusza.
- Uwierzcie, że możecie wygrywać. Jednocześnie nie wyciskajcie na siebie presji. Zwycięstwa przyjdą, trzeba tylko uwierzyć, skupić się i nie oglądać się na innych.
- To jest za proste. - Zaprotestował Ziobro
Pointner zmroził go wzrokiem, więc Jan, jakby skurczywszy się, zarumienił się po koniuszki uszów. Wziął do ręki flaszkę i, aby zamaskować własne zawstydzenie, zapytał:
- To co? Następna kolejeczka?
***
Pijany Pointner to dziwny Pointner. Były trener austriackich skoczków podrygiwał w rytm polskiego disco polo, śmiejąc się ze swoich nieśmiesznych sucharów i opowiadając anegdoty ze skocznego światka. W końcu dotarł do pijackiego poziomu, na którym człowiek przestaje się wstydzić i opowiada o swoich problemach.
- To już nie chodzi o to, że mam grzybicę. Raczej o to, że boję się, iż odstraszy to moje potencjalnie kandydatki na kochankę.
Albo:
- To jest przerażające, ale zaczynam czuć się, jak Tom Hilde. Zapuszczam włosy i ciągle myślę o seksie. No właśnie, przeleciałbym kogoś. Idziemy do klubu?
Dawid chciał odmówić, naprawdę. W końcu historia nie mogła zatoczyć koła (po raz trzeci), bo to mogło źle się skończyć. Jednakże miał do Alexa jeszcze trochę pytań, dlatego stwierdził:
- Może być fajnie.
I poszli do klubu.
*******

Kolejny bardziej przejściowy i bez większego sensu, ale dobra wiadomość jest taka, że do sezonu został mniej niż miesiąc i wtedy patogennej weny powinno być więcej <3
I nie wiem, jaką piosenkę wrzucić, więc wrzucam "Freaks". Byle do Zako. <3

sobota, 10 października 2015

Szesnaście: Degustacje i inne takie


- Jeśli trener się o tym dowie... - Dawid wstrzymał oddech, przerażony wizją wściekłego Kruczka. - Na pewno się dowie. Sam widziałeś, jak skoczyłem w próbnej. Przecież on tutaj zaraz wparuje, będzie chciał wiedzieć wszystko, wymusi na mnie prawdę torturami! Pewnie już grzeje prostownicę i szuka po sklepie jakieś turbochemicznej odżywki do włosów.
- Stary, nie panikuj. - Mruknął Ziobro. Próbował udawać opanowanego, by w ten sposób wesprzeć Dzióbiego, ale, szczerze mówiąc, telepał się jak tłuszczyk na ciele starych związkowców. - Wymyślimy jakąś historyjkę.
 - Wymówka ze zdechłą rybką ani malowanie płotu przyszłej teściowej tym razem nie przejdą. - Kubacki wydął usta. - Jestem zgubiony!
Wtem rozległo się głośno pukanie. Dawid wstrzymał oddech, w duchu odmawiając zdrowaśki, by jego śmierć była szybka i bezbolesna. Wiedział, że wściekły Kruczek to nie łagodny Kruczek.
Jednak rozczapirzona głowa, która po chwili pojawiła się w drzwiach domku nie należała do Łukasza. Tak samo, jak żółta kurtka z czarnym napisem "Deutschland" na plecach i twardy, niemiecki akcent.
- Guten Tag.
- Rysiek! - Z serca Dzióbiego spadł głaz wielki jak ego Kota. Z tego szczęścia miał ochotę wyściskać Freitaga, póki temu nie zabraknie tchu. Może pożyje jeszcze pięć minut!
Może w tym czasie wymyśli jakąś lepszą wymówkę.
- Przyniosłem ulotki, o których wczoraj wam mówiłem.
Albo dowie się kolejnych rzeczy, których powinien się wstydzić. Które sprawią, że trener tupnie nogą, zbełta, powyklina i wyrzuci z drużyny...
*
Norwegowie byli naprawdę zabawni, choć w piciu narzucali takie tempo, że Dzióbao szybko przywitał się z helikopterem w głowie. Tylko, że jakoś mu to nie przeszkadzało. Bo przecież było całkiem miło, a Dawidowe myśli nie pędziły ku presji, jakiej starał się codzienne sprostać. No i - co ważniejsze - znalazł nowych kumpli, takich, którzy nie śmiali się za każdym razem, gdy zaczynał rozmowę o rossmanowych promocjach lub nawijał o nowych, modowych trendach.
Nawet Janek patrzył na niego przychylniejszym okiem, gdy Dzióbi poruszał temat wpływu niskiej temperatury na kondycję włosów. A przecież na każdą kłakową wzmiankę reagował wręcz alergicznie!
Wszystko wreszcie się układało!
- Mogę się dosiąść?
Koło ich stolika zatrzymał się Richard Freitag. Kubacki przekręcił nieco głowę, zastanawiając się, czy w czasie tego Sylwestra spotkał się już z Niemcem. Cóż, w ciągu wieczoru przewinęło się przez jego życie wielu ludziów, ale zdecydowanie nie było wśród nich Ryśka. A dziwne, bo przecież skoczek od melanży nigdy nie stronił.
W każdym razie, Freitag otrzymał odpowiedź pozytywną i wraz ze swoim piwem przysiadł się do polsko-norwerskiej paczki.
- Musiałem wyrwać się z hotelu, bo Wanki i Sevik kłócą się jak stare małżeństwo. Nawet talerze i wkładki latają. - Wytłumaczył Niemiec, obracając w dłoniach butelkę heinekena i uśmiechając się nieco nerwowo. - Wiecie może, o co im poszło?
Każdy wlepił wzrok w coś, co nie było oczami Freitaga; Dzióbi okazał zainteresowanie własnym, poogryzanym paznokciom, Janka zainteresowała kula dyskotekowa, Tom kontrolował końcówki swoich włosów, Fannemel zaczął hejtować jakieś lale, które nie mogły oderwać od niego wzroku, a Velta... Velta po prostu gapił się w przestrzeń z totalnym nieogarem na fejsie.
- Czyli wiecie.
- To długa historia. - Westchnął Tom z miną kogoś, kto nie ma czasu na pierdoły. - Wiesz, jak to jest, Wank chciał dobrze, a wyszło jak zawsze. Ale teraz to nieważne. Napijmy się.
I się napili. A potem znowu i znowu. Aż Dejvi zapomniał, jak ma na nazwisko i każdemu - no okej, każdej nowo poznanej niewieście przedstawiał się, jako Michał Anioł. I flirtował! Walterze słodki, flirtował, jakby był zakochaną na zabój licealistką próbującą zdobyć aktualną miłość swojego życia. Szło mu, jakby co najmniej samym Hilde był, a kobiety, słodki niczym miód, lgnęły do niego z szybkością Usaina Bolta.
W życiu nie miał takiego powodzenia, jak tej nocy!
- Hej, Jungs, musicie wpaść do mojego Ferienhaus! - Richard objął ramionami Dawida i Janka, nieco chwiejąc się na nogach. Jego oczy lśniły od alkoholu, a włosy zaczęły żyć swoim życiem, niemiłosiernie się wijąc i odstając na wszystkie strony świata. - Mamy bardzo fajną ofertę dla sportowców! Dla was ze zniżką, meine Kollegen!
Kubacki wyswobodził się z objęć Niemca. O nie, wiedział, że jak Ryś zacznie ględzić o swoim Ferienhaus to nie poprzestanie na jednym zdaniu. Będzie mówić i mówić, aż nocy będzie mu mało.
- Wpadniemy, na pewno.
- Widoki są cholernie wunderbar! Naprawdę, lepszych w Niemczech nie uświadczycie. Nasz pensjonat wygodny, w okolicy znajdzie się bar z  schӧne paniami. Wszystko, co chcecie znajdziecie w Ferienhaus Freitag.
- Wierzymy ci na słowo...
- Ależ ja nie kłamię. Pojedziecie, zobaczycie...
- Wiemy, wiemy.
- Ale...
- Rysiek! Zobacz, jaka ładna dziewczyna.
Richard obrócił głowę, spoglądając na młodą kobietą siedzącą w kącie baru i sączącą kolorowego drinka.
- Okej, przyniosę wam jutro ulotki. A teraz idę zaprosić tę piękną damę, bo wiecie, mamy ładne apartamenty dla małżeństw. Jeszcze nie wiem, czy są, uh, wygodne. Muszę je wypróbować. I chyba wiem z kim.
- Idź już!!!
I poszedł.
- Jak myślisz, ile z nim wytrzyma? - Janek szturchnął Dawida w bok, z rozbawieniem patrząc jak Freitag, nawijając na palce swoje ciemne włosy i robiąc słodkie minki, próbuje uwieść dziewczynę.
Dzióbi obdarzył Niemca oceniającym spojrzeniem.
- Na pewno niedługo. Więc zwiewajmy.


Więc wyszli z klubu, kierując się w stronę hotelu. Noc była jasna, choć cholernie zimna. Śnieg skrzypiał pod nogami, echa śmiechów niesione ulicami Garmisch dźwięczały w uszach. Dawid niepewnie spojrzał na Janka.
- Nie będziemy rozpamiętywać naszej kłótni, prawda? Nie lubię się z tobą kłócić.
- Wiem, Dzióbi. - Ziobro uśmiechnął się lekko. - Oboje byliśmy idiotami, ale wiesz, jesteś moim przyjacielem i nikt tego nie zmieni.
Kubacki wyszczerzył zębami.
- Dobrze to słyszeć. - Powiedział. - Nie chce mi się jeszcze wracać do hotelu. W końcu to Sylwester, jej, nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz porządnie schlałem się w Sylwestra!
- Poczujesz to jutro i to bardzo mocno. - Zachichotał Janek. - Powinieneś pójść spać, jutro konkurs.
Blondyn westchnął głęboko, jakby nagle markotniejąc. Spojrzał na Jaśka smutnymi oczami, ręką potarł szorstki policzek. To chyba nadszedł TEN moment - taka krótka chwila, kiedy Dawid jest na tyle pijany, by uzewnętrzniać się każdej napotkanej osobie. Włącza wtedy w telefonie swoją emo playlistę, wyrzuca z siebie wszystkie troski, trochę użala się nad niesprawiedliwością świata, a potem popija swoje wyznania jakąś mocną gorzałą i na powrót jest wesołym Dzióbao, którego poczucie humoru nie zna granic.
Janie, ratuj się póki możesz.
Kubacki wyciągnął z kieszeni telefon, poszperał w nich trochę, a kiedy z głośnika wypłynęła piosenka Jeden Osiem "Jak zapomnieć", uśmiechnął się satysfakcją.
- O nie. - Jęknął cicho Ziobro.
- Posłuchaj. - Dawid usiadł na pierwszej napotkanej ławce i pociągnął kumpla za rękaw, by ten usiadł obok niego. - Na kochanicę Apolla, wszystko jest tak, jak być nie powinno. I to nie tylko dzisiaj, to tak... przez całe życie.
Janek wykrzykiwał twarz w grymasie i uniósł głowę, w duchu wręcz krzycząc do Tego na Górze o wręcz anielską cierpliwość do tego kudłatego barana. Bo z takim to naprawdę trudno wytrzymać, zwłaszcza, jeśli przebywasz z nim prawie dwadzieścia cztery na siedem.
- Co masz na myśli? Tylko - Ziobro rzucił blondynowi ostre spojrzenie - zero nawijania o włosach.
Dzióbao spochmurniał, ale grzecznie pokiwał głową.
- Bo ja skacze na lewo, wiesz? A jak nie skacze na lewo to za wysoko. Albo za krótko. Ewentualnie wszystko na raz. I tak mało czasu spędzam ze swoją dziewczyną, a jeśli już spędzamy razem czas to jemy i oglądamy tv. Tak jakbyśmy byli starym małżeństwem. Na litość kruczkowską, to już przecież Tajner ma bardziej urozmaicone życie miłosne łamane przez erotyczne.
- Cóż, nikt nie posiada w sobie tyle seksapilu, ile Apollo.
Dawid parsknął.
- Zawsze myślałem, że to ja jestem pierwszą twarzą polskiej drużyny w skokach narciarskich. A tu okazuje się nią sześćdziesięcioletni facet z nadwagą.
Jeden Osiem zamilkli, by po chwili mogła rozbrzmieć Verba i "Młode Wilki VI". Czyli robiło się coraz sentymentalniej, a tym samym coraz gorzej. Janek na samą myśl aż zadrżał i już począł szukać po kieszeniach czystych chusteczek, które będzie mógł podarować Dawidowi, gdy ten całkiem się rozklei.
Dzióbi zawsze płakał, przy "Młodych Wilkach".
- Czuję się nieszanowany. A ja tylko chciałbym, aby ktoś mnie podziwiał, by patrzył na mnie jak na superbohatera, który potrafi wzbić się w powietrze i pływać wśród chmur. Bożenko, jaka ta piosenka jest smutna.
- Chusteczkę?
- Jasne, dzięki. Jesteś najlepszy, wiesz? Chociaż ty jeden jesteś przy mnie, choć jestem chodzącą porażką.
- Eejj. - Janek szturchnął kumpla w bok, by trochę go rozweselić. - Ale nikt nie ma takich zdrowych i ładnych włosów jak ty.
- No racja. - Dawid uśmiechnął się przez łzy, po czym przełączył piosenkę na Rubika. - No co? Tamta mnie tak bardzo dołowała. - Wyjaśnił, gdy podchwycił zdziwione spojrzenie Ziobry.
Jan wzruszył ramionami.
- Możemy sobie poklaskać jak chcesz. I pośpiewać! Mówią, mówią, że mówią, że to nie jest miłość, nie.
- Ładnie wyciągasz, ale... - Dawid wykonał bliżej nieokreślony ruch głowy. Janek nie zrozumiał.
- Że niby okna z ram wypadają? No bez przesady.
- Nie. - Dawid zaśmiał się. - Czas zmienić Rubika na Matta Pokorę i odwiedzić hotel Francuzów. I może wreszcie zacząć słuchać kogoś na czasie, wiesz 1D, Sarsa i takie tam.
Wina! Dużo wina!, pomyślał tylko Ziobro i dał porwać się Dzióbackiemu.
***
- Roquefortu?
- Co?
Jan spojrzał podejrzliwie na Ronana Lamy Chappuisa, który stał przed nim z wielkim uśmiechem na twarzy i kawałkiem jakieś dziwnej masy w ręce. Śmierdzącej masy, trzeba dodać. Polak skrzywił się i aby ukryć niechęć, wziął potężny łyk wina ("najlepszego wykwintnego wina, lepszego w całej Francji nie znajdziesz" - Descombes Sevoie 2k15).  Hej, przecież żadnych żabich udek czy innych ślimaków nie będzie jadł, mowy nie ma. Jeszcze się potruje i cały dzień spędzi w łóżku, raz po raz biegając do toalety, zamiast dopingować orzełków na skoczni.
- Sera, ignorancie. - Ronan fuknął, obdarzając go pełnym wyniosłości spojrzeniem. Odwrócił się na pięcie i dumnie odszedł w stronę Kubackiego.
Niedobrze, czyżbym złamał etykietę królewską?
Z poczuciem winy podszedł do stołu, który uginał się od dziwnych, francuskich przystawek i butelek z winem. Krytycznie prześlizgnął wzrokiem po tych wszystkich - okej, niech im będzie - wspaniałością, po czym zatrzymał spojrzenie na czymś dziwnym, białym i w niebieskie plamki.
To niby ser? Capi jak majtasy Bieguna.
Jan zacisnął palcami lewej ręki nos, do drugiej dłoni biorąc kawałek tego, eh, sera. Zamknął oczy, zmówił zdrowaśkę i wziął porcję roquefortu do ust. Przez chwilę chciał zwrócić przeżuwany kawałek i wypić całą butelkę Château Calon-Ségur rocznik 1996, aby pozbyć się tego ostrego, nieprzyjemnego posmaku, póki nie zorientował się, że w sumie ten ser nie jest taki zły. Właściwie smakował mu. O Klemeńku wciąż rosnący, przecież to smakuje, jak olimpijski medal wywalczony latami treningów, hektolitrami krwi oraz potu. Niebo w gębie!
Skoczek pożarł cały talerz, nie przejmując się tym, że prawdopodobnie tak nie wypada. Bo jak żreć taki wykwintny ser, jakby był jakimś kawałkiem kiełbasy wiejskiej? Toż to powinno się stać w szanowanym towarzystwie i rozpływać się nad walorami smakowymi tego ósmego cuda świata. Jednakże Janek pieprzył to. Nie mógł powstrzymać się przed pochłonięciem każdego kawałka roquefortu. Z ustami wciąż wypchanymi serem pobiegł do Ronana, który spojrzał na niego z przerażeniem.
- W pytę ten wasz ser! - Pochwalił Ziobro, a nabiałowe okruszki poleciały prosto na wykrochmalony kołnierz Francuza.
Ronan zaczerwienił się po koniuszki uszów, nawet nie próbując kryć odrazy.
- Cóż to za zniewaga!
I w tym momencie Janek poczuł, że koniec świata jeszcze nigdy nie był bliższy.

************

No cześć po - o rety - prawie trzech miesiącach!
Przepraszam za tak długą nieobecność i, aby chociaż w małym stopniu ją zrekompensować, starałam się, by rozdział był odrobinę dłuższy niż te ostatnie. Całość okazała się średnia, ale bardzobardzobardzo potrzebuję nowego sezonu. Rozumiecie, nie? :(
W ogóle... jesteście tutaj, prawda?
Halo?