*breaking news*


czwartek, 26 lutego 2015

Sześć: To nie zabawa, to wojna.






- Andersie pewnie Andre Fannemelu, czy ty sugerujesz, że hejtowałem Jaśka? Moje Zioberko najmilsze? Nie ma mowy. - Dawid potrząsnął głową, by wyrzucić z siebie obrazy, jakie z mrocznych zakątków pamięci podrzucał mu mózg. Opowieść Fannisa była niedorzeczna, absurdalna wręcz. Nigdy nie kłócił się z Jankiem, nigdy. Nawet, gdy Jan niegdyś podczas długiej podróży do Sapporo zjadł jego ostatniego kabanosa. I to serowego! Nie gniewał się na niego, nawet, gdy Ziobro wręczył Dawidowi na urodzinowy prezent-kask z namalowaną podobizną Apoloniusza Tajnera. I to w negliżu! Oni po prostu się na siebie nie obrażali. Do wczoraj. Bo oto Dzióbi powoli przypominał sobie zawód, jaki malował się na twarzy Jana, gdy Dawid posądzał go o wszystkie strasznie rzeczy, jakich niby się dopuścił. Widział, jak dolna warga Janka zaczyna powoli drżeć, a on sam z niepokojącą prędkością zaczyna mrugać oczami.
Na wkładki Freunda!
- Po pierwsze nie mam na drugie imię Andre. Jestem bardziej oryginalny. - Fannemel wywrócił z irytacją oczami. - Po drugie, w końcu musisz wyjść z fazy zaprzeczania.
Dawid spojrzał na niego spod byka. Psycholog się jeden znalazł!
- Nie wiem, czy chcę słuchać dalszej części. Z tych nerwów wyrwę wszystkie włosy z głowy i będę łysy. ŁYSY, słyszysz?
- Weź na wstrzymanie, koleś. Jak chcesz, to mam jeszcze tą wódkę, którą kupiłem u Denisa...
- Och, zamknij się. - Dejvi z rozdrażnieniem wziął swoje narty i, cały się telepiąc, wykręcił się plecami do Norwega. - Muszę iść. Seria próbna. Nie mogę się spóźnić.
- Jak chcesz.
- Dokończymy później.
I nie oglądając się za siebie, ruszył powoli w stronę skoczni. Gdy czekał na swoją kolej wraz z innymi skoczkami w pawilonie, próbował zebrać wszystkie rewelacje z wczorajszej nocy w garść i odepchnąć je daleko od siebie. Ale one wracały za każdym razem. Jak jakiś cholerny bumerang. Nie mógł się skupić, przestać myśleć o całej tej sytuacji. Wciąż nie wierzył, że po tylu latach przyjaźni, kiedy wszystkie kryzysy pokonywali z Jaśkiem garścią zjedzonych żelków, w końcu się prawdziwie pokłócili. To, że Dejvi tego nie pamiętał, było niewielkim pocieszeniem, osładzającym gorycz tego pierwszego razu.
Ojej, Dawid zapomniał zapytać się Andersa o najważniejsze, a mianowicie, czy pogodził się z Jankiem. Rano Ziobro zachowywał się na tyle normalnie, na ile pozwalał mu kac, więc a) tak jak Dawid nie pamiętał ich kłótni; b) strzelili po kielichu na zgodę, a ich zgrzyt poszedł w niepamięć.
Swoją drogą, gdzie podziewał się ten matoł i dlaczego jeszcze nie meldował mu tego, czego się dowiedział. Bo zapewne czegoś się dowiedział. A może...
A może to było tak straszne, że Janek uznał, iż Dzióbi nie powinien o tym wiedzieć?
Tym bardziej Kubacki musiał poznać CAŁĄ prawdę, choćby miała go spaczyć psychicznie na całe życie. Dlatego blondyn obiecał sobie, że po konkursie serii próbnej, jak najszybciej odnajdzie Fannemela i wydusi z niego wszystkie informacje.
Tylko może wcześniej powinien wypić jakiegoś wajcenka na odwagę?
Tak, Dzióbacki bał się jak cholera tego, co może usłyszeć. Tego, co w nocy wyprawiał. Na samą myśl o tym, włoski na przedramionach stawały mu dęba niemal tak jak wyżelowane włosy na głowie Ronalda, a kolana miękły jak u nastolatki, która po raz pierwszy słyszy od swojego krasza wyznanie na k. Bał się, że zrobił coś, co przekreśliło jego przyjaźń z Ziobrem na wieki.
- Kac morderca zna czy nie zna serca? - Ktoś zaśmiał się nad Dawidem. Gdy Polak podniósł głowę, ujrzał nad sobą roześmianą twarz Andreasa Wanka, z którym to przyszło mu dzisiaj walczyć w parze KO. - Mam nadzieję, że zna. Liczę na wyrównaną walkę.
Kubacki westchnął głośną.
- Więc ty też coś wiesz? Kto ci wypaplał?
- Coś? Proszę cię. - Wank wydawał się być szczerze rozbawiony słowami Dejviego. - Zupełnie przypadkowo znalazłem się w samym oku cyklopa.
Blondyn pokiwał głową w zamyśleniu, powoli przyzwyczajając się do myśli, że połowa skocznego światka brała udział w tej sylwestrowej balandze i, co gorsza, widziała Dawida w stanie, w którym nikt nie powinien go oglądać. Doprawdy Kubacki nie wiedział, dlaczego jeszcze nic nie dotarło do Kruczka, ale był niewyobrażalnie wdzięczny tym tajemniczym mocom, które utrzymywały trenera w błogiej nieświadomości.
- Zgaduję, że teraz opowiesz mi swoją wersję wydarzeń?
Twarz Wankozaura rozpromieniła się szerokim uśmiechem.
- Cóż, patrząc na wiatr, jaki szaleje na skoczni... Mamy dużo czasu, który można dobrze zagospodarować.
- Jak dla kogo dobrze.
Wank zaśmiał się w odpowiedzi, po czym rozparł się wygodnie na plastikowym krześle i zaczął opowiadać.

***

- Wankiii!
I łup! Coś uderzyło w wystające ponad ramę łóżka nogi Andreasa. Andi prychnął pod nosem, po czym przekręcił się na drugi bok, ignorując hałasy dobiegające z drugiej połowy pokoju. Nie minęła minuta, a znowu coś wylądowało na chłopaku. I tym razem zabolało.
- Severin. - Fuknął ostro. - Przestań rzucać we mnie mannerami!
- Nie mogę spać. - Poskarżył się z głębokim smutkiem w głosie blondyn. - Mam niepohamowaną ochotę na kanapkę z pasztetem i ogórki kiszone. I maślankę truskawkową.
- Nie mówiłeś, że jesteś w ciąży.
- Idiota. - Skwitował krótko Freund i całkowicie zakrył się kołdrą, walcząc ze swoimi zachciewajkami. O tym, że Sev od czasu do czasu dostawał silnej chcicy na najróżniejsze produkty spożywcze w niemieckim środowisku było głośno. To właśnie dlatego Werner Schusta polecił, aby w hotelowych pokojach jego najlepszego zawodnika zawsze stała lodówka wypełniona najróżniejszymi smakołykami. Niestety tym razem organizatorzy się nie postarali, a zawartość tego chłodzącego urządzenia ograniczała się do niemieckiej kiełbasy, kilku puszek piwa i miski brązowego ryżu.
A Freundowy żołądek żądał ogórków kiszonych. W trybie natychmiastowym.
- Wanki. - Jęknął cicho Sevi. - Ja naprawdę nie mogę.
Andreas usiadł na łóżku, rozcierając zaspane oczy i próbując przywołać do siebie jakiegokolwiek racjonalne argumenty, które przemówią temu zębiastemu blondynowi do rozsądku.
- Sevi, jest prawie jedenasta. Jutro konkurs. Musimy się wyspać. Więc chodźmy spać i śnić o różowych jednorożcach, okej?
- Myślę, że będę śnił o ogórkach i pasztecie.
- Nienawidzę dzielić z tobą pokoju. Nie możesz zjeść mannera?
Wank nabrał w płuca powietrza, czekając na odpowiedź przyjaciela. W duchu odmawiał wszystkie modlitwy, których niegdyś nauczyła go babcia, drżąc jak młoda osika na silnym wietrze i wierząc, że Severin będzie na tyle rozsądny, że grzecznie zje mannera i pójdzie spać.
O jakże naiwny był.
- Posłuchaj, tutaj zaraz obok jest całodobowe tesco. To zajmie nam góra piętnaście minut. Obiecuję.
Choć w pokoju panowały egipskie ciemności, Andreas wiedział, że w tym momencie Sevik patrzył na niego spojrzeniem bezpańskiej myszki, pod którym uginał się każdy. W swoich myślach Wank nazywał ten wzrok anty-spojrzeniem Fannisa, gdyż był równie silny, co piorunujące łypnięcie Norwega, ale jakże słodszy! A Wank, wbrew wielu niechwalebnym opiniom, lubił lukierkowo-słodkie rzeczy.
No i się ugiął. Bo niby co innego miał zrobić? Przecież to była sprawa wagi państwowej - to od niego, Andreasa Wanka, zależało czy w jutrzejszym konkursie wygra chluba niemieckich skoków!
- Byle szybko. - Mruknął niemrawo i z ociąganiem wstał z łóżka.
W czasie, gdy Andi wciąż szukał swoich spodni, Sevi stał już przy drzwiach gotowy do wyjścia. Trochę marudził, że Andreas rusza się jak żółw-zwierzątko ("bo przecież żółw-człowiek potrafi być całkiem szybki, o czym nas Rune wielokrotnie przekonywał, jako pierwszy dopadając przekąsek, które dla skoczków przygotowują organizatorzy i wyjadając wszystkie kanapki z nutellą!", argumentował). W końcu Wank znalazł spodnie, ubrał ciepły sweter wydziergany przez jego przyszłą teściową i charakterystyczną, żółtą kurtkę. Założył jeszcze buty i oczywiście swoją ukochaną czapkę, z którą nawet w lato trudno było mu się rozstać, po czym wyruszył razem z Freundem po ogórki.
Takiego sylwestra to jeszcze nie miał, musiał przyznać.
Noc była pogodna, acz chłodna. Pustymi ulicami niosło się echo dyskotekowych łupanek, jakiś śmiałek puszczał gdzieś fajerwerki, choć do Nowego Roku została jeszcze dobra godzina. Wank naciągnął na uszy czapkę, myślami wciąż będąc w ciepłych łóżku. Scheisse, Severin czasami gwiazdorzy tak, jakby co najmniej samym Walterem Hoferem był.
Wreszcie dotarli do sklepu. Freund ekscytował się jak mała dziewczynka na widok wymarzonej lalki. O tak, ogórki były w tym momencie spełnieniem jego marzeń.
I nawet Wank wydawał się być jakby... podekscytowany? Energicznie kręcił głową na wszystkie strony, nerwowo machając rękami.
- Oni mają w tym sklepie te czadowe wózki elektronicznie, no wiesz, takie samochodziki. Ale nigdzie ich nie widzę. Ej, gdzie one są? Chcę je! - Wanki zatrzymał się i tupnął nogą z oburzoną miną.
- I tak jesteś na nie za duży.
- Nieeee.
- Andi, nie rób wiochy.
- Mógłbyś docenić, że szlajam się z tobą po nocach po jakiś durny pasztet. - Prychnął Wank i obraziwszy się poszedł dalej. - Skoro już tu jestem, to mógłbym chociaż sobie pojeździć!
- Jak dziecko. - Mruknął Severin i nie przejmując się bulwersem kumpla, popędził w te pędy w stronę ogórków. Ogórki nie pytają, ogórki rozumieją. Ale jakże wielkie było zdziwienie Niemca, gdy tuż przy półce z jego wymarzonymi przekąskami zobaczył te elektroniczne wózki, o których nawijał Wank, a w nich norweskich, polskich i austriackich skoczków.
- Cześć Sevi! - Wszyscy zgodnie wyszczerzyli zęby w stronę Niemca, robiąc miny niewiniątek.
Freund uśmiechnął się w odpowiedzi i już miał złapać za słoik ogórków z zamiarem jak najszybszego oddalenia się od tych chodzących (jeżdżących?) kłopotów, gdy zatrzymał go głos Toma Hilde.
Scheisse!
- Severin! Przyjacielu! Dobrze cię widzieć. - Norweg wygramolił się ze swojego pojazdu i objął blondyna ramieniem. - Widzisz, robimy mały wyścig i potrzebujemy obiektywnego sędziego.
Niemiec wybałuszył na niego oczy, wpadając w niemałą panikę.
- Ale ja... bo widzisz... czasu nie mam... Muszę zanieść te ogórki Schuście, bo jeszcze wyrzuci mnie z drużyny i tak...
- Sev? Masz już te swoje zakichane ogórki? Bo ja znalazłem twój pasztet. Serio, kiedyś ukatrupię cię za te zachciewajki.
Scheisse vol. 2.
Wank i jego wyczucie czasu! Severin, z natury bardzo łagodny gość, w tej chwili miał ochotę rozerwać tego olbrzyma na części. Hilde przecież już nie odpuści, a Sevik będzie musiał w męczarniach bawić się w sędziego, co jakiś czas rzucając tęskne spojrzenie w stronę swoich kulinarnych zapotrzebowań.
- I już wiem, kto ukradł mi wszystkie wózki. - Dorzucił z grymasem Andreas.
- Przecież jesteś za duży. - Wytknął mu Tom.
Wank parsknął z irytacją, dusząc w ustach soczyste przekleństwo. Z zazdrością zerknął na Fannemela, który z miną uradowanego sześciolatka nie mógł już doczekać się początku rajdu.
- Czasami żałuję, że nie jestem takim karłem jak ty.
- No to wszystko ustalone, Sev i Andi będą nam sędziować. Dzięki chłopaki, jesteście super. - Tom poklepał Freunda po plecach, nie przestając się szczerzyć.
Freund zmarszczył brwi, chwytając się swojej ostatniej deski ratunku.
- Chcecie prowadzić pod wpływem alkoholu? - Wytknął, patrząc się znacząco na Veltę, który ledwo mógł prosto usiedzieć w swoim wózku, zdecydowanie sukcesywnie walcząc z prawami grawitacji.
- Jeśli jesteście za trzeźwi do tej zabawy to coś mamy...
- Jakiej zabawy? To wojna! - Wtrącił Kubacki.
- Tak, Dejvi, oczywiście masz rację. - Tom pokiwał głową. - A oto zasady. Będziemy rywalizować w parach. Najpierw Fannis z Deltą, potem Dejvi z Janem, a na końcu ja i Schlierenzauer. Sorry, Fettner, ale odpadasz.
Manuel dzielnie przełknął rozczarowanie. W końcu był prawdziwym mężczyzną, nie mógł więc rozkleić się jak jakaś baba.
- Widziałem gdzieś tutaj takie ładne pompony. Poczirlideruję.
- Wszystko załatwione, więc możemy zaczynać. - Hildeł aż zatarł ręce z uciechy.


***

Gdy Andreas Wank machnął niebieskim ręcznikiem w jednorożce, który można było kupić w promocji za jedno euro, Velta i Fannemel wystartowali niczym rakiety. Jadąc przez pierwszy dział, pędzili łep w łep. Teoretycznie prędkość jaką udało im się rozwinąć, nie była wielka, aczkolwiek kierowców mających w krwi sporą ilość napoju bogów przyprawiała o helikopter w głowie i rewolucje w żołądku. Mimo to skoczkowie nieprzerwanie mknęli naprzód z zaciętymi minami. W końcu chodziło tu o honor całej drużyny!
- Be kwadrat minus cztery razy ace, Delta zrobi wszystko, co chce! - Darł się Fettner, machając kolorowymi pomponami na wszystkie strony i próbując zrobić jakiś efektowny wykop. - Mistrzem Sklepu zostanie Velta i będzie wielka feta!
- I tak przegrasz, Żółwiu! - Fannemel, wymijając Rune, posłał chłopakowi hejterskie spojrzenie.
Rune jednak zagryzł wargę zdeterminowany jak nigdy dotąd i dodał gazu, niemal dając się ponieść gorącemu dopingowi Manuela, który echem niósł się po sklepie.
- A znasz bajkę o wyścigu żółwia i zająca? - Zaśmiał się szyderczo Velta i zniknął z pola widzenia Andersa. Wreszcie przejął niebagatelne prowadzenie i naprawdę niewiele dzieliło go od wielkiego tryumfu. Wtem coś przykuło jego uwagę na tyle, że zatrzymał swój rydwan (oczywiście będąc pewnym, że Fannemel wciąż toczy się przez dział z makaronami) i dla rozprostowania kości, postanowił zrobić sobie krótki spacerek pod stoisko z gazetkami.
Na wąsy Małysza!
A więc nic mu się nie przewidziało, myślał, biorąc do ręki najnowszy numer Playboya, na rozkładówce którego znajdowała się kobieta, którą przecież znał. Co więcej, którą kochał całym swoim jedenastoletnim sercem! Tale Eriksson, kiedyś niski rudzielec z zawsze lepkimi rękami, a dzisiaj modelka światowej klasy rozbierająca się dla popularnej gazety dla panów. Świat zwariował!
Rune stał jak słup soli, wpatrując się w nieprawdopodobne zdjęcia Tale i wspominając jak pierwszy raz zabrał ją na randkę. Pojechali wtedy na rowerze Velty nad staw, gdzie skoczek uczył dziewczynę zakładać przynętę na wędkę i łowić ryby. Potem nawet cmoknął ją w policzek. To było naprawdę miłe wspomnienie. Ale potem znowu spojrzał na gazetę i poczuł się jakby uderzył go grzmot. Jak to możliwe, że ludzie aż tak się zmieniają?
Kiedy Delta stał i poddawał się filozoficznym rozmyślaniom, na metę wyścigu wjechał Anders Fannemel.
- Hasta la vista, frajerze!

***

- Jedno jest pewne, wygra Polak. - Orzekł poważnie Andreas, zajmując swoje miejsce i ściskając w dłoniach niebieski ręcznik.
- I to ten, który wygląda jak anioł. - Dodał Kubacki.
- Dejvi, dajże już spokój. Przecież wiesz, że jesteś moim najlepszym...
- Dość, Ziobro. Po prostu pogódź się z porażką.
Janek westchnął, powoli godząc się z losem.
- To się jeszcze okaże.
I na znak Wanka wystartowali.
- Niech te blond włosy poprowadzą cię na podium, Dzióbi! - Krzyknął Fannis.
- Janek, nie daj się zwieść ładnym panią na gazetach! - Przestróg Ziobrę Rune. Lepiej uczyć się na błędach cudzych niż własnych.
- Zwolnijcie, muszę wierszyk ułożyć! - Oburzył się Fettner, który próbował pisać coś na nieco rozwiniętej rolce papieru toaletowego. - Pędzi Ziobro jak błyskawica, Hilde zaraz się posika! Choć nieee, coś nie pasuje... Uh, ciężkie życie artysty. Pędzi Ziobro jak błyskawica, na nic śliczne Dawida lica!
Kubacki zacisnął ręce na kierownicy, zawadiacko wchodząc w zakręt. Nagle stracił panowanie nad pojazdem, obróciło nim kilkakrotnie i zanim blondyn zdążył powiedzieć konstantynopolitańczykiewiczówna, już leżał w stercie jakiś ciastek. Powoli dźwignął się na nogi i otrzepując się z resztek jakiś wafelków, zauważył, że wjechał w paletę mannerów. Cóż, jak już się wywalać, to chociaż epicko.
- The winner is Jan Ziobro. - Usłyszał tylko z daleko głos Severina Freunda i, aby ukoić swoją spotęgowaną rozpacz, wgryzł się w mannera.

***

- No to jeden jeden. - Tom Hilde posłał przebiegły uśmiech w stronę Gregora Schlierenzauera, pewnie wsiadając na wózek.
Schlieri nonszalancko wzruszył ramionami.
- Fetti, powiedz mu.
Manuel wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, po czym odnajdując właściwy kawałek papieru toaletowego, przeczytał coś pod nosem. Następnie wstał z ziemi, otrzepał kolana i wymachując kończynami, zaczął recytować:
- Hilde tylko na kobietach się zna, długie włosy - oto wszystko, co ma. Gregor zwycięzcą jest urodzonym, we wszystkim człowiekiem niezwyciężonym. Go Gregor, Go Gregor.
Ten uroczy wierszyk został zwieńczony gwiazdą wykonaną przez Fettnera oraz przeciągłym prychnięciem Toma. Proszę was, mam więcej zalet niż włosy.
- Powodzenia. Niech wygra najlepszy. - Gregor podał Hildziakowi rękę, po czym zasiadł za kołem swojego wyścigowca.
Andreas Wank tradycyjnie stanął kilka metrów przed nimi i uniósł do góry ręcznik.
- Cztery... Trzy... Dwa... Jeden... i...
- STOP!!!
Nim Wanki dał znak i nim zawodnicy wystartowali, zza regału z konserwami wyszedł Severin Freund. Jego mina wyrażała skrajną desperację, a całe ciało wręcz drżało. Niemiec tulił do siebie ogórki, pasztet oraz maślankę i z zaciętą miną oświadczył:
- Przerwa. Potrzebuję przerwy. Potrzebuję jedzenia.
- I wkładki do tego? - Zadrwił Hilde, na co Wank klepnął się w czoło. On jeden wiedział.
- Wkładki? - Oczy Sevika zeszkliły się. - Wanki, z tego wszystkiego zapomniałem wziąć ze sobą wkładek! Zawsze mam je przy sobie!
Andi zrobił jedyną rzecz, jaka przychodziła mu do głowy - przytulił swojego przyjaciela najmocniej jak się dało, mając nadzieję, że w ten sposób uchroni go od całkowitego rozsypania się. Myślenie to było może naiwne, acz przyniosło efekty. Severin jakby poweselał i Andreas był pewien, że jak tylko Sevi zje ogórka, wszystko wróci do normy.
- To co? Piknik? - Zapytał Rune i już miał odkręcić słoik z nutellą, którą sobie przytargał, gdy powstrzymały go słowa Freunda.
- Trzeba za to najpierw zapłacić, co nie?
- Serio?
Sevi pokiwał kategorycznie głową. Zawsze działał zgodnie z ogólnie przyjętymi zasadami i nie wyobrażał sobie, by łamać jakiekolwiek prawa.
- Wiedziałem, że mogą być jakieś opóźnienia z przeprowadzaniem konkursu, bo chłopcy są ewidentnie pijani, mnie to nie dotyczy, bo mam już tak wprawioną głowę jak Rosjanie, ale że będą jakieś opóźnienia przez trzeźwego człowieka? - Zdziwił się Tom.
- Trzeźwy człowiek nie śpiewa "majla hi", jakby obdzierali go ze skóry i palili żywym ogniem! - Wtrącił naburmuszony Dejvi. Wciąż nie mógł pogodzić się z porażką, jaką doznał.
Tom tylko przewrócił oczami.
- Wy nic nie wiecie. - Westchnął głęboko Severin i już miał pójść w kierunku kasy, gdy zza zakrętu wypadło dwóch potężnych ochroniarzy z łysymi głowami.
Tom Hilde bał się łysych ludzie, dlatego jako pierwszy krzyknął:
- Uciekamy!!!
Więc uciekli. Razem. Bez żadnych podziałów i niesnasek. Wreszcie byli jedną drużyną, wreszcie zapomnieli o wszystkim, co ich poróżniło. A ponoć mówi się, że to wódka łączy ludzi. Tom Hilde jednak ośmieliłby się powiedzieć, że bardziej niż wódka, ludzi łączy wspólny cel. A ich teraźniejszym celem była ucieczka przed tymi dwoma olbrzymami na sterydach. O Walterze, łysi ludzie śnili mu się po nocach zdecydowanie za często. Ale co może poradzić na to, że jego największą fobią jest lęk przed wyłysieniem?
Łysy Tom? Trzy razy nie. To, by przeszło wszelkie pojęcie.
Dysząc i śmiejąc się wniebogłosy, zatrzymali się kilkadziesiąt metrów za tesco.
- Prawie jak w ogólniaku! - Zaśmiał się Kubacki. No proszę, nawet jemu zrobiło się lżej na serduszku.
- Chłopcy! - Tę sielankę przerwał poważny głos Freunda. Wszyscy zerknęli na niego ze zdziwieniem. Blondyn przez chwilę tulił do siebie swoje zachciewajki, po czym śmiertelnie poważnym głosem orzekł - Chyba to ukradłem...


*****************

ufff. Zdecydowanie wypiłam więcej wina aniżeli czwartkowa ustawa przewiduje, ale rozdział został dokończony i jest to rozdział a) który jest prawdopodobnie najdłuższy w historii bloga; b) z którego, powiedzmy jestem zadowolona.
A poza tym, jestem bardzo glücklich, że Sevi został Mistrzem Świata! <33

PS. I zapraszam tutaj, gdzie pojawił się jednopart o Ryśku, a gdzie może niedługo pojawi się COŚ: achtung--achtung.blogspot.com

piątek, 20 lutego 2015

Pięć: mamy kryzys, kryzys, kryzys


 (w tym miejscu bardzo serdecznie  pozdrawiam Madynkę :D)


            - Ojej. Podrywałem kogoś, kto ma na imię Hilde? Serio? Mateńko jedyna. Osz w mordę Murańki. - Dejvi nie dowierzał słowom Dimy. Nerwowo przeczesał dłonią swoje bujne włosy, kilkakrotnie mrugając oczami. Miał nadzieję, że to tylko jakiś porąbany sen, o którym zapomni wraz z pierwszymi dźwiękami budzika. Jednakże nic takiego nie miało się stać i Dawid dobrze o tym wiedział.
            - Chcesz powiedzieć "kurwa", co nie? - Wtrącił Fannis, z szerokim uśmiechem szturchając blondyna w ramię. - No ulżyj sobie. Swoją drogą, nie wiem, jak mogłeś podrywać Niemkę, która jest wegetarianką. Nie ufam Niemcom, którzy nie jedzą wurstów i/lub nie piją piwa.
            - A weź się odczep.
            - Taak. Teraz to się odczep, a wczoraj wspólnym bajlandom nie było końca, co?
            - O czym ty, do cholery, mówisz?
            Norweg uśmiechnął się tajemniczo, z wyższością patrząc na Kubackiego.
            - Pozwól, że uściślę historyjkę Dimy.
            Dzióbi przeraził się nie na żarty. Imprezy Norwegów zawsze pachniały rozpustą i grzechem, a ilość alkoholu, jaką pochłaniali wystarczyłaby na zaopatrzenie średniej wielkości sklepu monopolowego. Blondyn starał się trzymać się z daleko od tego typu pat, ale widocznie wczoraj coś mu nie wyszło. W sumie nie powinien być zdziwiony - i tak złamał w nocy tyle swoich życiowych reguł, więc jedna więcej nie robiła różnica.
            - No okej, słucham. Mam nadzieję, że to nic zdrożnego.
            -Na trzeźwo jesteś taki pretensjonalny! Zdecydowanie lubię cię bardziej, gdy chwiejesz się jak żul spod sklepu i opowiadasz historyjki o Pieterze. - Anders westchnął teatralnie.
            - Krasnal ma rację. - Przytaknął Dima.
            Kubacki nawet nie miał już sił, by się oburzyć. Oparł się o swoje narty i z pochmurną miną czekał aż Fannis zacznie opowiadać swoją wersję Dawidowego sylwestra. Chciał przelecieć Hilde, gorzej i tak nie mogło być.

***

            - Hildeł, drzesz się jak jeleń na rykowisku. - Kubacki westchnął i poprawił dłonią włosy, który irytująco często opadały mu na oczy. - I mylisz słowa!
            - Sam spróbuj śpiewać po rumuńsku, to zobaczymy czy z ciebie taki lingwista! - Tom parsknął z irytacją. No jeszcze tego brakowało, by dzieciak go pouczał. Jego? Toma, króla karaoke? Zniewaga i obraza majestatu! W końcu komu podczas konkursów karaoke ludzie najgłośniej biją brawo, jeśli nie Tomowi?
            (Niestety nikt nie śmiał powiedzieć Tomusiowi, że te oklaski to wyraz ulgi, jakim jest koniec piosenki i koniec wysłuchiwania jego prób śpiewania)
            - Denis, masz jeszcze tej wódki? - Fannis, nie zaprzątając sobie głowy sporami kolegów, podszedł do Rosjanina z pustym kieliszkiem. Przecież o suchym pysku nie będzie słuchał wyjącego Hilde i patrzył na rozdwojone końcówki Dzióbao. Ucieszył się jak dziecko, gdy Korni podzielił się z potrzebującym swoim magicznym alkoholem. Balsam dla serca i miód dla gardła po prostu.
            - Pijesz bez nas! - Hilde zaprzestał swojego monologu pod tytułem: "Śpiewam jak sam Radek Liszewski" i z wyrzutem spojrzał na Andersa, który przechylał kieliszek za kieliszkiem.
            - Twoje zdrowie! - Wybełkotał młodszy Norweg i z niemałą satysfakcją wypił kolejną porcję wódki.
            - Tak nie można! Fannisku, jesteśmy kompanami w piciu, o tym się nie zapomina! - Hilde ze złością wyrwał z rąk Denisa flaszkę i pociągnął kilka, sporych łyków alkoholu, po czym podał ją Kubackiemu. Dawid jedynie wzruszył ramionami i poszedł w ślady kolegi. Jak wszyscy piją to wszyscy. I tak był już tak nawalony, że było za późno na bycie odpowiedzialnym, a jedna kolejka w tą czy w tamtą nie robiła różnicy.
            - Koledzy, bo my dalej nie wiemy, gdzie Jasiek. - Dejvi w mig posmutniał i aby ukoić rosnącą tęsknotę za swoim najlepszym przyjacielem, wypił jeszcze trochę trunku. - Boję się o niego.
            Norwedzy spojrzeli na niego, jakby blondyn właśnie wyskoczył z tortu w totalnym negliżu. Na litość Gratzerowską, kto w środku zacnej popijawy wyskakuje z takimi niedorzecznymi sprawami? Przecież to nieludzkie.
            - Jan poszedł ciebie szukać, Dejvi. - Odezwał się z iście stoickim spokojem Denis. - Zdenerwował się na mnie, że stwierdziłem, iż swym pijackim bełkotem tylko kaleczy mój piękny, rosyjski język, wyklął mnie, zabrał mi z rąk flaszkę i poszedł w cholerę, do klubu znaczy się.
            - Biedny Jasiek, jest taki wrażliwy. - Dawid pokiwał ze smutkiem głową. - Dzięki Korni! Chłopcy, idziemy.
            Kubacki i Hilde zatrzymali się przed drzwiami, zorientowawszy się, że nie było z nimi Fannisa. Gdy się odwrócili, zobaczyli jak Anders wciskał w rękę Rosjanina plik banknotów, po czym wziął od niego dwie flaszki najmocniejszej wódki Denisa.
            - No co? Może się przyda. - Mruknął cicho Fannemel, gdy zauważył pytające spojrzenie kolegów. No cóż, kolejny który nie mógł oprzeć się wytworom Kornilova, nic nadzwyczajnego.
            Gdy trzech muszkieterów dotarło (znowu) do klubu, coś ich zaniepokoiło. Stanęli w kącie, czujnie obserwując tłum, jaki otaczał parkiet. Nie minęła minuta, a z głośników popłynęły dźwięki tanecznej muzyki, a cała sala rozbłysła kolorowymi światłami kuli dyskotekowej. Kilka dziewcząt już ściągało staniki, inne mdlały z zachwytu i pożądania. Chłopcy wytężyli wzrok, chcąc zobaczyć, co to takiego działo się na tym parkiecie, że tyle niewiast wręcz hiperwentylowało. To, co zobaczyli przeszło ich najśmielsze przypuszczenia. Oto Schlierenzauer, Fettner, Ziobro i Velta zgodnie tańczyli pośrodku sali, wykonując trudną i zjawiskową choreografię godną samego Augustina Egurroli. Co gorsza, naprawdę to im wychodziło. Tańczyli jak zawodowi tancerze, ich ruchy były przesiąknięte seksapilem i, na krótkofalówkę Hofera, nikt nie mógł oderwać od nich wzroku.
            - Nawet Velta się nie wywraca. - Zauważył Fannis. - Co oni z nim zrobili?
            - Właśnie. Jego taniec wygląda jak... taniec? - Hilde przedarł oczy ze zdumienia, nie wierząc w to, co widział. Przecież gdy wychodzili z klubu, Rune walał się gdzieś po podłodze, kolanami czyszcząc parkiet, a teraz? Teraz wymiatał nie gorzej niż Fettner i Ziobro! Bo Schlierenzauerowi również w tańcu nikt nie dorównywał.
            - Chcę mojego starego, pokracznego Rune! - Fanni przytulił się do boku Toma, smarkając w rękach starszego kolegi. - Teraz już nie będzie odstraszał lasek swoim tańcem, co gorsza wszystkie wybiorą jego! Nam zostaną tylko te, które odrzuci. Tom, zrób coś! Błagam! Chyba nie chcesz, by taki Velta ukradł ci wszystkie panienki.
             - Po moim trupie, Fannisku...
            - Koledzy, ja mam tu większy problem, halo! - Kubacki pomachał Norwegom przed twarzami, by skupić na sobie ich uwagę. - Janek znalazł sobie nowych przyjaciół. Chyba już mnie nie kocha.
          Norwegowie spojrzeli na Dawida z litością. Oto opuścił go najlepszy kumpel, woląc towarzystwo tych pazernych autów i Velty-zdrajcy (phi!). Teraz Dejvi bez swojego psi-psi był forever alone i nawet Fannemel musiał przyznać, że zrobiło mu się szkoda tego rozczapirzonego Polaczka. Na szczęście w jego głowie już rodził się mhroczny plan.
            - Nie przejmuj się, Dejvi. - Anders pokrzepiająco poklepał blondyna po plecach z zadziornym błyskiem w oku. - Zemścimy się na nich. Nikt bezkarnie nie będzie kradł naszych przyjaciół.
            - I uczył Delty tańca! - Dodał Hilde. - Jeśli mnie pamięć nie myli, to Jacobsen obiecał Rune kilka lekcji tańca.
            - No tak. To było na urodzinach Stjernena. Pamiętasz? Velta wpadł na szalony pomysł pójścia w ślady Jacobsena i wzięcia udziału w "Tańcu z Gwiazdami".
            - I to tylko dlatego, że spodobał mu się strój Andersa do cha-chy. Jak dobrze, że mu to wyperswadowaliśmy. Biedak upokorzył by się na cały świat!
            - A takie gatki, jakie miał na sobie Jacobsen, strasznie by Veltę pogrubiły.
            - Dokładnie! I teraz tak nam się opłaca za uratowanie jego wątpliwej reputacji? Nie możemy tego tak zostawić. Dejvi, wchodzisz w to?
            Dzióbi spojrzał swoimi jeszcze niewinnymi oczami na norkowe twarze, po czym przeniósł wzrok na parkiet, gdzie Jasiek uśmiechał się szeroko i śmiał się razem ze swoimi nowymi przyjaciółmi. Serce Dawida w tym momencie przypominało rozjechanego na ulicy kota (tego przez małe k oczywiście!), a żołądek zacisnął się w supełek. I oczka zaczęły jakoś tak podejrzanie szczypać.
            - Okej, zróbmy to. - Orzekł decydująco i aby zapieczętować sojusz przybił z chłopakami piątkę.

***
           
            - Więc jaki jest plan?
            - Możemy ich upić tak, że jutro nie wstaną na konkurs.
            - Poważnie? To jest ten twój wielki plan?
            - A masz coś lepszego?
            - Wszystko byłoby lepsze od tego. Twój pomysł jest cienki jak warkocz Kocha.
         - Możemy ukraść Velcie jego pluszowego żółwia. Bez niego nie zaśnie, przecież wiesz. A Janek z czym zasypia?
            - Pewnie z zero siódemką, co?
            - Za kogo nas macie? My tylko dzisiaj tak... Jak ja mogłem się tak upić, ojej!
            - I ślinić się na widok Hilde.
            - Dejvi, nie mówiłeś, że ci się podobam.
            - Bo się nie podobasz.
            - Nie okłamuj się, każdemu się podobam.
       - Ej, a może sprowokujemy ich, by zrobili coś głupiego jak na przykład, no nie wiem, ukradnięcie krótkofalówek Hofera albo ścięcie włosów Freitaga. Choć za to ostatnie poszkodowany powinien im podziękować. O, albo lepiej, niech podmienią wszystkie majtki Tepesa Seniora na jakieś typu "Instruktor Seksu" czy coś.
            - Lol.
            - Mam pomysł. Chodźmy.

***

            - Tom Hilde. - Wycedził chłodno Gregor Schlierenzauer, gdy Norweg zatrzymał się naprzeciwko niego.
            Tom w odpowiedzi uniósł kąciki ust w skąpym uśmiechu, nie odrywając wyzywającego spojrzenie od ukochanego skoczka Szaranowicza. Nigdy nie przepadał za tym krzywonogim Austriakiem i jakoś specjalnie się z tym nie krył, zwłaszcza w takiej sytuacji jak ta.
            Velta nie dostał natomiast od Hilde ani jednego spojrzenia, jeśli o ów sytuacji mowa.
            - Ładnie tańczyliście. - Prychnął Tom. - Trochę jakbyście mieli hemoroidy.
            - Kiedy nauczysz się przegrywać, co? - Gregor wykrzywił usta w kpiącym uśmiechu.
            - Wyzywamy was.
            - Co?
            Hilde wyszczerzył się jak dziecko na widok czekoladowego zająca.
            - Rzucamy wam wyzwania. Za to, że te paskudy - Tu powędrował wzrokiem do Delty i Jaśka - spiskują z wami.
            Schlierenzauer tylko prychnął z pogardą. Hildeł natomiast wciąż kontynuował swoją wypowiedź, zwracając się bezpośrednio do Velty.
            - Rune, poważnie się tobą rozczarowaliśmy. Z kim jak z kim, ale że z Austriakami? Taka zdrada wymaga kary.
            Oczy Żółwia zaszły łzami, ale zanim ktokolwiek mógłby zauważyć, że Velta jest o krok od zamienienia się w fontannę, chłopak szybko otarł wierzchem dłoni zwiastun płaczu.
            - Wy nigdy nie chcieliście ze mną tańczyć. - Wytknął im. - Zamknęliście mnie w piwnicy!
            - A ty nadal o tym samym. To było dla twojego bezpieczeństwa, kiedy to zrozumiesz?
            Rune pokręcił tylko głową, krzyżując ręce na piersiach i rzucając swoimi "kumplom" harde spojrzenie. Nie rozumiał dlaczego próbują zrzucić winę za całe zło na świecie na jego barki.
            - Wy mnie wcale nie lubicie! - W jego głowie brzmiało to naprawdę groźnie i złowrogo, ale gdy wypowiedział ów oskarżenie na głos zabrzmiał jak pięciolatka skarżąca się na starszego brata, który popsuł jej lalkę.
            No cóż, Velta czasami dokładnie tak się czuł.
            - Czy ty czujesz się przez nas niekochany? - Tom wybałuszył oczy.
          - Przecież piłem z tobą polską wódkę. A polską wódką dzielę się tylko ze swoimi przyjaciółmi. - Fannemel obdarzył Rune bardzo smutnym, rozczarowanym spojrzeniem. Doprawdy zawiódł się na Velcie jak na nikim innym.
            - Kryzys w małżeństwie. - Podsumował krótko Fettner.
            Natomiast Kubacki miał już dość tej sytuacji. Norwegowie robili sobie jakąś terapię grupową opartą na wypominkach, a w tym czasie chęć zemsty paliła Dawidowe policzki i wypełniała jego ogromne serduszko. Dzióbi nabrał w płuca powietrza i odważył się przerwać ten cyrk.
            - Przejdźmy do konkretów może tak. Niech ci konfidenci zapłacą za swoje czyny.
            - Dejvi, ale co ty?
            - Janie, zawiodłem się na tobie. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, a ty... - Dawid przerwał, czując, że był blisko rozpadnięcia się na kawałki. A przecież nie mógł dać Ziobrze tej satysfakcji!
            Hilde, widząc mały kryzys Dzióbackiego, postanowił przejąć inicjatywę.
            - Oto nasze wyzwanie. Wyścig. Ale nie taki zwykły. Byliście w tym całodobowym tesco w centrum? Mają tam bardzo ciekawe wózki zakupowe ala samochodziki...


********

Rozdział trochę o niczym, taki przejściowy, z praktycznie samymi dialogami, ale no trudno.
Ogólnie, ostatnio zastanawiałam się dlaczego tak dużo tutaj o Norwegach piszę, ale dzisiaj weszłam na insta Toma, zobaczyłam jego najnowszy filmik... i no cóż xDD

PS. Dzięki za 50 "czytających" głosów w poniższej ankiecie. Jesteście wspaniałe, a ja niezmiernie wzruszona :'). Jeszcze raz dziękuję!

Buźka!

czwartek, 12 lutego 2015

Cztery: najebany, ale panicz


(zapętlić!)


            - Nie chcę was dłużej słuchać, nie wierzę wam! - Jan zerwał się na równe nogi, obdarzając Norwegów najsurowszym spojrzeniem, na jakie tylko mógł się zdobyć. - Łżecie jak psy!
            Norwegowie zaśmiali się pod nosami. W końcu Ziobro, póki co, poznał tylko małą część wspomnień z sylwestrowej balangi, a lista rzeczy, jakie miały miejsce tej nocy była długa.  Bardzo. I naprawdę chcieli go oświecić w tej kwestii. Ich dobre serduszka nie mogły zostawić Polaka w takiej nieświadomości! No i to zawsze jeden dobry uczynek więcej i jedna więcej cegiełka w ich niebiańskim domku czy coś.
            - No to zapytaj się Fettnera!. - Velta pomachał do przechodzące nieopodal Austriaka.
            Manu z szerokim uśmiechem podszedł do swoich kumpli po fachu.
            - I jak tam? Trzymasz się, mistrzu? - Ze śmiechem uderzył Janka w ramię. - Pewnie Sahara w gębie, co? Nie przejmuj się, nie jesteś sam w tej kacowej udręce. Schlierenzauer wyglądał rano jak jakieś zombi, co chce tylko wyjeść swoim nie-skacowanym przeciwnikom mózgi, by wygrać konkurs. Ale potem wypił wszystkie swojego Red Bulle, przez co dostał takiego przyśpieszenia, że olaboga. Człowiek ADHD, normalnie. Posprzątał swój pokój, wyprasował wszystkie moje koszule, wyprostował Kochowi włosy, nauczył Poppi'ego wzorów skróconego mnożenia i rozwiązał zasupłowane przez Krafta sznurowadła Didla. A w międzyczasie zdążył milion razy zadzwonić do Sandry i upewnić ją, że nadal ją kocha i że jest jego jedynym i najpiękniejszym kwiatuszkiem, szyneczką i gazelą.
            - Gregor nazywa Sandrę gazelą? - No tak, Fettner chyba nie wie, że mózgu na kacu nie powinno się obarczać takim przypływem informacji, bo ludzie w takiej sytuacji najzwyczajniej się gubią i z całej paplaniny wyłapują najmniej istotne informacje. Tak też było w przypadku Janka. Bo czy serio interesowały go wszystkie eufemizmy, którymi Schlieri określa swoją lubą?
            Właściwie...tak. - Ziobro wsłuchał się w swoje myśli. - Może coś podłapię i będę wiedzieć, jak zwracać się do swojej żony. W końcu taki Schlierenzauer chyba zna się na kobietach.
            - Och, słodko. Rzygam jednorożcem, który rzyga tęczą. - Tom z irytacją wywrócił patrzałkami. - To takie lamerskie.
            - Też tak myślałem, ale potem, bum, zakochałem się i sam zacząłem nazywać swoją dziewczynę króliczkiem. - Manuel pokiwał smętnie głową, jakby z lekką odrazą dla swojego moralnego upadku. Ta miłość to jednak zmienia ludzi.
            - W każdym bądź razie nie mieliśmy o tym rozprawiać. - Przypomniał grzecznie Rune, na co oczy Fettnera rozżarzyły się blaskiem miliona monet. Tak, plotkowanie było, obok skoków, największą pasją tego tunelowego Austriaka.
            - No tak... Janek, nie przejmuj się. Jeśli niczego nie pamiętasz to albo było bardzo źle albo bardzo dobrze. Nie ma nic pomiędzy.
            - Pocieszenie...
            - Ale patrząc na to, jak się wczoraj bawiłeś... Było zajebiście!

***

- A ty jeszcze w dresach?
Manuel Fettner wyszedł z łazienki wypindrzony jak Krzysiu Ibisz w "Grze w ciemno". Poprawiając swoją koszulę i błyszczący światłem własnym tunel, obdarzył Gregora Schlierenzauera lekceważącym spojrzeniem. Gregor w tym swoim rozciągniętym dresie i fryzurą rozczapirzoną na wszystkie strony świata wyglądał jak facet w średnim wieku zamierzający spędzić sobotni wieczór przed telewizorem z paczką chipsów w ręce. Manuelowi aż ręce opadały, gdy tak patrzył na swojego kolegę. Schlieri chyba nie myślał, że Fettner zostawi go w takim stanie!
- No już, raz dwa! - Brunet rzucił w kumpla, jego zdaniem, najlepszą gregorową koszulą i spodniami, które wyglądały na czyste.
- Spadaj, nigdzie nie idę. - Gregor wzruszył ramionami  i wrócił do klikania na czacie.
Chat dla fanów Fryderyka Chopina, Manu zerknął przez schlierenzauerowe ramię i westchnął bezradnie. Cóż, Gregor nie pozostawił mu innego wyjścia.
- Albo idziesz na imprezę albo zadzwonię do twojej mamy i powiem, że nie jesz brukselek!
W obliczu takiej groźby Gregorowi nie pozostało nic innego jak udanie się z Fettnerem do bardzo złego miejsca, gdzie szerzyła się jedynie rozpusta i grzech.

***

            Na Fettnerowego pysia wypłynął uśmiech pełen satysfakcji - oto Schlierenzauer stał pośrodku parkietu i oczami pełnymi zachwytu lustrował wnętrze klubu. Gregor to taka aspołeczna istotka, która nogami i rękami broni się przed wyjściem na dyskotekę, najchętniej spędzając noc na skejpowaniu z Sandrą, a namówienie go na małą imprezkę jest naprawdę arcytrudnym zadaniem, dlatego też Fettner niemal pękał z dumy. Grzesiowi ewidentnie się tutaj podobało, a w jego sercu narastało pragnienie przeżycia dobrego bajlando - choć niekoniecznie sam zainteresowany był tego świadom. Ale od czego ma się kumpli, jak nie od organizowania niezapomnianych, patowych przyjęć?
            Manuel pogratulował sobie w myślach świetnego pomysłu i pociągnął za sobą Gregora, prowadząc go do loży w kącie pomieszczenia, gdzie siedziała już reszta teamu na czele z samym Heinzem Kuttinem. W końcu nic tak nie integruje drużyny jak wypad na piwo.
            - Jest i nasza cnotka! - Skwitował z uśmiechem przybycie Schlierenzauera Didl.
            - Odezwał się ogier! - Prychnął rozdrażniony Greg. Zdecydowanie nie podobało mu się, że koledzy śmieli się z jego nieimprezowego trybu życia. Przynajmniej, w przeciwieństwie do tych matołów, mógł się pochwalić całkiem pokaźną kolekcją pucharków, medali, dyplomów i innych takich. Gdyby tylko swędał się po klubach, jak ten pijaczyna Hilde, nie osiągnąłby tego wszystkiego, co dotychczas. I to była właśnie jego recepta na sukces.
            Aczkolwiek Schlierenzauer zdecydował, że pokaże dzisiaj swoim aroganckim kolegom, co to znaczy balować. O tak, Gregor sztywniakiem nie był i czas, aby świat się o tym wreszcie dowiedział! Duszkiem więc opróżnił kufel pełen złocistego piwa, który podał mu - niczym Ewa Adamowi zakazany owoc - Fettner. Nie zwalniając z tempa, pił wszystko, co pojawiło się na ich stole - piwo, kolorowe shoty, drinki nonszalancko nazwane After Sex. Dawno nie czuł się tak lekko. Doprawdy, w tej chwili mógł wszystko!
            Cały świat u moich stóp, ojej.
            - Spójrz na naszych królów imprezy. - Gregor z wyższością wskazał wzrokiem na Didla, który spał na ramieniu również śpiącego Krafta. Hayböckowi i Koflerowi powieki także opadały i jedynie Kuttin trzymał fason, podrygując rytm jakieś elektronicznej muzyki i rozrysowując na skrawku papiery plan na jutrzejsze zawody (albo rozwiązał sudoku, licho jedno wie).
            - Jak to mówią, pies, co najgłośniej szczeka, nie gryzie. - Zaśmiał się Fettner.
            - Skąd ty takie przysłowia znasz? Aaa tak, zapomniałem, że jesteś już stary.
            - Pff, nieważna metryka, kiedy wygląda się jak młody bóg.
            - Jak twierdzisz.
            - Siema koledzy!!! - Ktoś uwiesił się na szyi Gregora, przy okazji wylewając na niego połowę piwa. Utytułowany skoczek odsunął ktosia od siebie z odrazą. Ci pijacy! - No to zdrowie Kubackiego, bo Dzióbi wygra jutro konkurs!
            - Ej, to chyba ten Ziobro. Z Polski. - Fettner szturchnął Schlierenzauera w bok.
            - Kto?
            - No ten, z którym w Planicy tak upił się Pointner. Śliwowica siedemdziesięcioprocentowa i te sprawy.
            - A, ten.
            - Jak się bawicie? - Ziobro odstawił kufel na stole i przeczesawszy dłonią włosy, stanął wyprostowany przed austriackimi skoczkami. Najebany, ale panicz!
            - Całkiem zacnie. - Odparł niechętnie Gregor.
            Janek popatrzył na niego smutno. Widział, o co się rozchodzi - nie chciano go tutaj. Ale Polak głowę ma nie od parady i wie, co zrobić by go chciano.
            - No to po kolejce na mój koszt! - Zaklaskał radośnie w głowie.
            Jego pomysł się sprawdził, Schlierenzauer spojrzał na niego przychylniejszym okiem. Ziobro napuszył się niczym paw, w końcu nie codziennie zostaje się psi psi takiej supergwiazdy jaką bez wątpienia był Gregor. A Jan lubił otaczać się sławami.
            - Dlaczego nie balujesz z Dejvim? - Zaciekawił się Manuel.
            - Phi, ten nikczemnik! - Jan nadąsał się. - Ja za niego toasty ze wszystkimi wnoszę, a on bezczelnie mnie zostawił i wolał balować z Dimą. Paskuda! Ale i tak go kocham, jest moim bff i bardzo lubię czesać jego blond kłaki. Widzieliście go gdzieś?
            - Wychodził gdzież z Hilde i Fannemelem.
            Pod powiekami Janka zebrały się łzy, ale skoczek, nie chcąc okazać swojej słabości, dzielnie przełknął łzy. O nie, przecież nie będzie beczeć przez tego rozczochranego pajaca!
            - Trudno. - Wzruszył jedynie ramionami. - O Boże, patrzcie na tą pokrakę! Maserakiem to on nie jest. - Janek kiwnął głowę w stronę Rune Velty, który (wciąż) wykręcał na środku parkietu piruety, narażając tym zdrowie fizyczne i psychiczne innych imprezowiczów.
            Austriacy wybuchnęli śmiechem. Uwielbiali śmiać się z Norwegów, a gdy mieli ku temu takie mocne podstawy... No cóż, oczy paliły, gdy przyglądało się tanecznym poczynaniom tego ciapowatego Norwega.
            - Pokażmy mu jak to się robi! - Gregor poprawił swoją koszulę i z szelmowskim uśmiechem numer pięć udał się na parkiet. Za nim poszli również nieco zdziwieni Janek i Manu.
            Gregor zaczął tańczyć w rytm niemieckich disco-pomp. Jego kocie ruchy i niesamowita choreografia udowadniały, że Szlirencała kawałkiem drewna w tańcu to na pewno nie jest. Wił się niczym sama Rihanna, a jego oczy błyszczały zadziornie, hipnotyzując połowę dam, które go otaczały. Nawet samemu Delcie kopara opadła po samą ziemię. W końcu jak to możliwe, że ktoś ośmielił się być lepszym tancerzem niż on! Zdziwienie Żółwia pogłębiło się, gdy do Gregora dołączyli Fettner i Ziobro, tworząc trio nie do pobicia. Chłopcy stworzyli coś na wzór boysbandu rodem z lat 70., jedynie brakowało im lateksowych, rozkloszowanych spodni i uroczych loczków na głowie. Ale, poza tym jednym aspektem, dawali radę (co było niedopowiedzeniem stulecia, ale Velcie trudno było przełknąć gorzką pigułkę, jaką był fakt, że jednak chyba nie jest takim dobrym tancerzem, za jakiego do tej pory się uważał). I jeszcze te staniki, które zaczęły przelatywać nad głowami tego austriacko-polskiego teamu!
            Velta zaczął być zły. I zdesperowany. Też chciałby dostać od samej Czarnej Mamby same dwudziestki, przecież noty od niej są ważniejsze niż noty za piękny telemark! Dlatego musiał to zrobić...poniżyć się...świadomy śmiechów i hejtów reszty swojej norweskiej załogi...ale taniec...
            Yolo czy coś.
            I zanim zdążył rozpatrzyć wszystkie plusy i minusy swojej decyzji, dopadł do niesamowitego trio, błagając ich niemalże na kolanach o krótką lekcję tańca.
            - Unglaublich. - Z uśmiechem skwitował Schlierenzauer, rozkoszując się głęboką rozpaczą, która malowała się w oczach Norwega. - Ale okej.
            I razem z Jankiem oraz Fetti'm pokazali Rune kilka ruchów, które mur beton uwiodą laski i przy okazji nikogo nie zabiją. Velta z trudem naśladował ich precyzyjne ruchy i wyszukane figury, ale koniec końców, co prawda trochę nieporadnie, umiał całkiem sexy zadensić do polskiego Bo ja tańczyć chcę.
            Skoczkowie przybili ze sobą delciaka i ustawiwszy się w równym rządku czekali, aż w klubie rozbrzmi wspomniana wcześniej piosenka. Kiedy powietrze przecięły pierwsze dźwięki polskiej łupanki a dyskotekowa kula rozbłysła nad ich głowami, podnieśli do góry ręce i zatrzęśli trząść biodrami. Tłumy wręcz mdlały!
            Wszyscy byli szczęśliwi - Gregor, bo publiczność znów go uwielbiała, Fetti, bo czuł na sobie napalone spojrzenia kobiet, Jasiek, bo lubił tańczyć, a Rune, bo ich taniec wyglądał lepiej niż pamiętne Glow w wykonaniu jego kolegów (a on naprawdę chciał wtedy z nimi tańczyć, ale frajerzy mu tego zakazali i dla własnej pewności zamknęli w jakieś piwnicy). Tylko kilkoro gapiów stojących w kącie klubu z niechęcią przeszywało wzrokiem tancerzy, mając już w głowie słodką wizję zemsty...
***********

W mojej głowie wyglądało to naprawdę zabawnie, w wordzie to trochę gorzej, ale cóż, mam nadzieję, że macie dobrą wyobraźnię ;p
I popatrzcie, Janek się znalazł!
A tak poza tym to z okazji Tłustego Czwartku wszystkiego najlepszego i żeby pączki, faworki i inne cudka poszły w cycki!

Aaa, i danke für 45 głosów w ankiecie, z czego 40 deklarujących czytanie. Co za duma! <3


czwartek, 5 lutego 2015

Trzy: Hilde Hilde




            No dobra, czas nieubłaganie upływał, a po Jaśku nie było żadnego śladu. Dawid westchnął, z frustracją  odkładając na bok butelkę po wodzie mineralnej. Znając życie, Ziobro po prostu zasnął na jakieś ławce i odsypiał trudy nocy - no zdarza się. Sam miał ochotę walnąć się jak długi w jakimś kącie i uciąć sobie kilkanaście, w porywach kilkadziesiąt, minut porządnej, regenerującej drzemki. Ale nie ma tak łatwo. Jak to mówią, najpierw obowiązki, a potem przyjemności. Choć widocznie wczoraj Dawidowi kolejność trochę się poprzestawiała...
            Co on, do cholery, wczoraj robił?
            Na myślenie oto nie miał czasu, bo trzeba było zebrać się jakoś w garść, wziąć narty i przetransportować się na górę, by oddać próbny skok. Na samą myśl o tym wręcz nieludzkim wysiłku wszystkie mięśnie w ciele Dzióbackiego się napinały i odmawiały posłuszeństwa.
            No nic, wczoraj ponoć (!!!) było fajnie, więc dzisiaj trzeba cierpieć.
            Wychodząc z domku i kierując się w stronę wyciągu, natknął się na Dmitrija Wasiljewa. Rosjanin uśmiechnął się do niego szeroko i przywitawszy się, pokręcił wesoło głową.
            - Gdzie wczoraj zginąłeś?
            Dawid obdarzył go zdziwionym spojrzeniem. Uznał, że cokolwiek się wczoraj działo, musi zostać to tajemnicą.
            - Byłem tu... i tam.
            - Aha. Bo ta Niemka strasznie się o Ciebie pytała. Ty to umiesz zbajerować kobietę.
            Tego było już za wiele. Kubacki zatrzymał się gwałtownie, czego idący z tyłu i niczego nieświadomy Wank omal nie przypłacił życiem, i spojrzał bardzo poważnie na Dimę. Okej, Jasiek zawalił, zaginął w akcji, cokolwiek. Zresztą... To było do przewidzenia. Jasiek zawsze nawala. Dlatego to Dejvi musiał wziąć sprawę w swoje ręce i dowiedzieć się całej prawdy.
            - Gdzie ten matoł, Ziobro? - mruknął ni to do siebie, ni to do Dimy, przez chwilę po prostu kontemplując nad swoim losem i zastanawiając się nad pytaniami, które powinien zadać rosyjskiemu skoczkowi.
            - Znowu zgubiłeś Ziobrę? Serio? Co za sierota! - Jęk zza Dawidowych pleców mógłby wskazywać, że znowu przywalił Wankowi nartami, jednakże gdy Polak odwrócił się, zarywając z przyzwyczajenia głowę do góry, zobaczył tylko powietrze. Przez chwilę stał z zdziwioną miną i nieogarem stulecia, zastanawiającym się, czy to możliwe, aby Wank się jakimś cudem skurczył, ale gdy opuścił wzrok, zamiast wielkiego Niemca zobaczył malutkiego Fannemela.
            Myślenie na kacu tak bardzo trudne.
            - Czy ktoś mi tutaj powie, co się wczoraj stało? - Fuknął ze złością Kubacki, tylko siłą woli powstrzymując się przed efektownym tupnięciem.
            Las rąk, jaki ujrzał po swoim pytaniu, aż go przeraził. Czy każdy pamiętał wczorajszą noc tylko nie on?
            - Dima? - Zapytał słabo.
            - Spokojnie, zaraz ci wszystko opowiem....

***

            - Niezły utarg, co? - Dima spojrzał z podziwem na stos banknotów przeliczany przez Denisa. Kornilov wypiął dumnie pieść, chowając pieniądze głęboko pod materac.
            - Każdy lubi moje alkohole.
            - Są najlepsze. - Zgodził się starszy z Rosjan. - Może już czas otworzyć własny biznes. No wiesz... legalny.
            Denis posłał tylko koledze krótki uśmiech, w duchu śmiejąc się z jego naiwności. Przecież każdy nie od dzisiaj wie, że bycie fair się najzwyczajniej na świecie nie opłaca. A póki Kornilov zarabiał dobrą kasę na sprzedawaniu bimbru spragnionym skoczkom, to po co cokolwiek zmieniać?
            Wtem po pokoju rozległo się głośne pukanie. Denis już zacierał ręce - nowi klienci przybyli!
            Dima otworzył drzwi, a do środka wparował Ziobro, ciągnąc za sobą Kubackiego; Dawid miał minę nadąsanej pięciolatki, a jego spojrzenie wręcz ciskało gromami.
            - Ale tu u was biało... - Zaczął Janek.
            - ... Jak na skoczni. - Dokończyli Rosjanie, przyzwyczajeni do dziwnego sposobu witania się młodego Polaka. Doprawdy dziwne te polskie tradycje!
            Dzióbao ze zdziwieniem spojrzał na kolegów.
            - Czy powinienem teraz powiedzieć: Latacie? Jaki macie zasięg? - Zapytał z przekąsem.
            - Potknąłeś się o próg? - Wykrzyknęli z rozbawieniem Dima oraz Denis i przybili deltę.
            - Panowie. Po bimberek przyszedłem. - Janek przeszedł w końcu do konkretów.
            - A ten, co taki obrażony? - Denis wskazał wzrokiem na Kubackiego, który stał na uboczu z skrzyżowanymi na piersiach rękami i minę udręczonego człowieka.
            Janek wzruszył ramionami.
            - Czasami się zastanawiam, czy się nie zsynchronizował z tą swoją dziewczyną i tak, jak ona nie ma PMS. A uwierzcie mi, jego dziewczyna przed okresem to naprawdę tykająca bomba. - Ziobro pokiwał głową jakby ze współczuciem dla kolegi. - Chciałem tylko żeby spróbował twojego bimbru. Jeden kieliszek, co by w nowym roku dobrze się skakało. Więc zaciągnąłem go tutaj siłą, co nie było łatwym zadaniem. Pogryzł mnie, paszczur jeden. - Polak podwinął rękaw i pokazał skoczkom ślad na swoim przedramieniu.
            Kornilov zaśmiał się pod nosem, podchodząc do swojej tajemniczej walizki. Wiedział, że kto raz posmakuje jego alkoholów, ten na jednym kieliszku nie poprzestanie.
            - Obgadujcie mnie głośniej. - Fuknął obrażony Dejvi.
            - No już, Dzióbi, nie bocz się. - Jasiek przytulił się do blondyna, po czym wcisnął w jego dłoń kieliszek napełniony Kornilovym bimbrem. - Napij się, humor od razu ci się poprawi. I w ogóle, szczęśliwego Nowego Roku, Dejvi.
            No to Dawid się napił. Bo jak tu nie pić, kiedy otaczają cię same matoły, swoją głupotą przyprawiające o depresję nawet najtwardsze serce? No nie da się, to jest po prostu awykonalne. Więc Dawid wypił jeden kieliszek, potem drugi, co by mieć pewność, że alkohol zadziała i Jasiek nie będzie takim cymbałem jak zwykle. A że alkohol był dobry i działał z niemałą mocą to Kubacki przechylił jeszcze kilka kieliszków, śmiejąc się z żartów Denisa i jedząc suszone jabłka Dimy. Nawet Ziobro przestał być kretynem, więc Dejvi przytulił się do jego boku, czochrając jego misternie ułożoną fryzurę.
            - Za tfoje strowie, Jasiuu - Kubacki jeszcze raz uścisnął młodszego kolegę, po czym wlał w swój przełyk nową porcję bimbru.
            - I było się tak obrażać, pysiu? - Janek szturchnął blondasa w bok, śmiejąc się głośno. Wiedział, że Dejvi w końcu przestanie się na niego dąsać. Dobra impreza najlepsza na wszystko!
            Minuty mijały, alkoholu ubywało, a w głowach coraz bardziej szumiało. Denis wyciągnął gitarę i zaczął brzdękać jakąś wesołą melodię. Ziobro, pilnie uczący się niegdyś rosyjskiego i lubiący rosyjskie disco-pompowe hity, niezdarnie zaczął podśpiewywać, kalecząc niemiłosiernie przy tym język swoich wschodnich sąsiadów. Kornilov nie mógł już słuchać jego wycia i odstawiwszy gitarę na bok, postanowił popracować nad rosyjskim Janka. W końcu Rosja niegdyś opanuje cały świat, kosmos i Waltera Hofera, więc ważnym jest, by znać rosyjski w stopniu co najmniej komunikatywnym. A wiadomo, że po alkoholu nic nie wchodzi do głowy tak bardzo jak język obcy (w dosłowni i przenośni).
            - Dejvi, chodźmy na densy. - Dima obdarzył Kubackiego błagalnym spojrzeniem, nie chcąc dłużej słuchać Jana. - Będzie fajnie! - Dodał entuzjastycznie.
            Dawid wahał się przez kilka chwil. No bo a) jutro konkurs; b) był ubrany w jakiś stary dres; c) jego włosy stanowiły istną katastrofę - prawie jak włosy Kocha. Jednakże szybko porzucił swoje rozterki i uśmiechnąwszy się szeroko, wzruszył ramionami.
            - No jasne. Czemu by nie?
            Zanim jednak panowie wyruszyli na podbój klubów, Dzióbao pod pretekstem opróżnienia pęcherza, udał się do łazienki. Przeszukawszy bardzo dokładnie pomieszczenie, wreszcie znalazł jakiś rosyjski żel do włosów aka jego wybawienie. Wypindrzył się niczym Apoloniusz do studia TVP i wreszcie był gotowy, aby oczarować swym wdziękiem wszystkich w promieniu dziesięciu kilometrów. Wypił jeszcze z Dmitrijem kielicha na drogę i poszli w świat...

***

            W klubie było tłocznie i głośno, a od stroboskopowych lamp mąciło się w głowie nie gorzej niż od alkoholu. Dejvi niepewnie rozglądnął się wokół, dostrzegając tutaj dosłownie wszystkich, których przecież nie powinno być, bo konkurs jutro, kac morderca i takie tam. Jednakże widok Słoweńców tańczących makarenę i Austriaków sączących w kącie piwo był jak balsam na targaną wyrzutami sumienia duszę Kubackiego. Polak usiadł wraz z Dimą przy barze i zamówiwszy piwo zaczął rozmawiać z kolegą o polskiej kiełbasie (która notabene jest najlepsza i ceniona przez wielu smakoszy, w tym także przez całą rodzinę Wasiljewów).
            Piwo nie było dobrym pomysłem, stwierdził w myślach Dejvi, gdy wypiwszy ostatnią kroplę tego napoju bogów, odsunął od siebie kufel. Browar uderzył w już narąbaną głowę Polaka, telepiąc światem Dawida na wszystkie strony. Jednakże było to dziwnie przyjemne uczucie, trochę przypominające przejażdżkę na jakieś szybkiej karuzeli, które tak bardzo uwielbiał blondyn. No i rzeczywistość z każdym kolejnym promilem alkoholu we krwi stawała się coraz zabawniejsza i jakby mniej przerażająca. Kubacki chyba tego właśnie potrzebował - takiej chwili wytchnienia od męczących myśli i selfhejtów. Bo skaczesz na prawo, bo masz nierówno obcięte końcówki, bo zupa znowu była za słona, a mannery za słodkie.
            - No cześć.
            Dejvi poczuł jakiś nacisk na własnym udzie. Najpierw spojrzał na swoją nogę, na której spoczywała dłoń z pomalowanymi na czerwono paznokciami, a potem uniósł wzrok krzyżując spojrzenie z napalonym wzrokiem jakieś białogłowej. Chłopak przełknął głośno ślinę - oto los wystawił go na pokuszenie! Dziewczyna była wręcz, jakby to określił Maciej Ka, petardą! Zgrabna, smukła, z sięgającymi pasa blond włosami i czysto-niebieskimi oczami przewiercającymi człowieka na wylot. I te usta - pełne, kuszące, krwistoczerwone. Aż chciałoby się ów niewiastę przygwoździć do ściany i całować do utraty tchu.
            Kubacki, opanuj się, napaleńcu!!!!
            Dawid wziął głęboki wdech, najbezczelniej na świecie ignorując miniaturową wersję siebie przyozdobioną skrzydełkami i aureolą, krzyczącą mu do ucha o wierności, wstrzemięźliwości i celibacie. Skoczek nie chciał teraz myśleć o tych wszystkich rzeczach, przed którymi ostrzegali go rodzice. Chciał tylko się wyluzować.
            Może luz w dupie to recepta na wyśrodkowanie skoku?
            - Cześć. - Zaczął dość niepewnie i, aby zamaskować onieśmielenie, chrząknął. - Ładne oczy, pasują do mojej pościeli. - Rzucił tekstem na podryw, który to "mur beton rzuci panienkę do twoich stóp", jak to kiedyś uczył go Murańka.
            Cóż, po reakcji dziewczyny, wiedział, że Murańka specjalistą w tych sprawach raczej nie jest, więc nawet nie próbował z tekstem numer dwa: Jesteś tak gorąca, że aż cały śnieg w Klingenthal stopniał.
            Ciekawe, czy Klimek wyrwał swoją lasię na teksty typu: Wystrzałowa bluzka, ale wiesz co by lepiej na tobie leżało? Ja!
            Blondynka zaśmiała się sztucznie i usiadła na krześle obok Dzióbackiego.
            - Jestem Hilde. - Podała mu dłoń, którą Dawid niezręcznie uścisnął.
            - Dawid. Dlaczego Hilde? - Zapytał, marszcząc czoło i dziwiąc się wielce. Czyżby laska była jakąś fanyną Hildeły, która nadała sobie pseudo na znak uwielbienia dla tego norweskiego roztrzepańca?
            - Co złego jest w Hilde? To zwykłe, niemieckie imię.
            - Więc, kiedy wyjdziesz za mąż za Toma Hilde będziesz nazywać się Hilde Hilde?
            Niemka otworzyła szeroko oczy. O nie, Dawid oddalał się od portu z piorunującą szybkością.
            - Nie pierdol, tylko zamów jakiegoś drinka.
            Blondyn kiwnął szybko głową i zamówił dla swojej nowej koleżanki mojito, a dla siebie kolejne piwo.
            - Wracając do Hilde... Toma, nie do ciebie, chociaż do ciebie trochę też, musisz go poznać! - Paplał skoczek, dając się ponieś pijackiej fali. Jego gadka zmierzała w baaardzo złym kierunku. - Albo i nie, bo mi cię jeszcze poderwie. Straszny z niego lowelas. Jak Apoloniusza kocham, przeleciałby wszystko, co się rusza i ma cycki.
            - Wiesz co, Dejvid? Jesteś naprawdę słodki. Ale potem otwierasz jadaczkę i czar pryska. - Hilde zaśmiała się, trącając jego ramię. - Próbuj dalej.
            - Możemy porozmawiać o kabanosach. Kabanosy to dobry temat.
            - Jestem wegetarianką.
            - Badum tss - Wtrącił ze śmiechem Dima.
            - Przemyśl sprawę, zaraz wrócę. - Niemka puściła Kubackiemu oczko, a Polak załamany tym, że wypadł z formy, jeśli chodzi o bajerowaniu, zamówił następna piwo. Naprawdę złe rzeczy dzieją się z człowiekiem, gdy jest w stałym związku. Dawid uświadomił sobie, że spędzanie czasu ze swoją dziewczyną polega u niego głównie na jedzeniu fit sałatek i oglądaniu "Pamiętnika". Przerąbane.
            - Idę poszukać Hilde. - Dawid zeskoczył z wysokiego, barowego krzesła, omal nie przypłacając tego życiem (helikopter w głowie tak bardzo). Przeczesał dłonią włosy i chwiejąc się na boki, ruszył... gdzieś. Ciężko było mu się skupić, a każda mijana twarz wyglądała dosłownie tak samo. Po kilku chwilach coś objęło go ramieniem i wcisnęło mu w dłoń bardzo ładnego, kolorowego drinka. Dzióbi uniósł wzrok na to coś, co okazało się być Hilde. Polak uśmiechnął się szeroko - Hilde znaleziona!
            - Dawidku, przyjacielu!
            Kubacki zmarszczył czoło i pobudził swój mózg na jakieś sto procent. Bo oto istota, która przed nim stała, nie była Hilde. A przynajmniej nie tą Hilde, której szukał. Przez chwilę przypatrywał się ów człowiekowi, który z entuzjazmem nastolatki zaczął nawijać o włosach, pleceniu warkoczyków i innych takich. W końcu pojął, że przed nim nie stoi nikt inny niż Tom Hilde.
            A to znaczyło tylko, że... party hard będzie bardziej hard niż dotąd myślał...


****************

No nie wiem, co to się napisało. Nikt nie mówił, że musi być logicznie i w ogóle. A poza tym to uczcijmy tym rozdziałem, mam nadzieję, koniec mojej sesyjnej udręki :D :D :D

(ps. wciąż odsyłam poniżej do ankietki.)