*breaking news*


sobota, 10 października 2015

Szesnaście: Degustacje i inne takie


- Jeśli trener się o tym dowie... - Dawid wstrzymał oddech, przerażony wizją wściekłego Kruczka. - Na pewno się dowie. Sam widziałeś, jak skoczyłem w próbnej. Przecież on tutaj zaraz wparuje, będzie chciał wiedzieć wszystko, wymusi na mnie prawdę torturami! Pewnie już grzeje prostownicę i szuka po sklepie jakieś turbochemicznej odżywki do włosów.
- Stary, nie panikuj. - Mruknął Ziobro. Próbował udawać opanowanego, by w ten sposób wesprzeć Dzióbiego, ale, szczerze mówiąc, telepał się jak tłuszczyk na ciele starych związkowców. - Wymyślimy jakąś historyjkę.
 - Wymówka ze zdechłą rybką ani malowanie płotu przyszłej teściowej tym razem nie przejdą. - Kubacki wydął usta. - Jestem zgubiony!
Wtem rozległo się głośno pukanie. Dawid wstrzymał oddech, w duchu odmawiając zdrowaśki, by jego śmierć była szybka i bezbolesna. Wiedział, że wściekły Kruczek to nie łagodny Kruczek.
Jednak rozczapirzona głowa, która po chwili pojawiła się w drzwiach domku nie należała do Łukasza. Tak samo, jak żółta kurtka z czarnym napisem "Deutschland" na plecach i twardy, niemiecki akcent.
- Guten Tag.
- Rysiek! - Z serca Dzióbiego spadł głaz wielki jak ego Kota. Z tego szczęścia miał ochotę wyściskać Freitaga, póki temu nie zabraknie tchu. Może pożyje jeszcze pięć minut!
Może w tym czasie wymyśli jakąś lepszą wymówkę.
- Przyniosłem ulotki, o których wczoraj wam mówiłem.
Albo dowie się kolejnych rzeczy, których powinien się wstydzić. Które sprawią, że trener tupnie nogą, zbełta, powyklina i wyrzuci z drużyny...
*
Norwegowie byli naprawdę zabawni, choć w piciu narzucali takie tempo, że Dzióbao szybko przywitał się z helikopterem w głowie. Tylko, że jakoś mu to nie przeszkadzało. Bo przecież było całkiem miło, a Dawidowe myśli nie pędziły ku presji, jakiej starał się codzienne sprostać. No i - co ważniejsze - znalazł nowych kumpli, takich, którzy nie śmiali się za każdym razem, gdy zaczynał rozmowę o rossmanowych promocjach lub nawijał o nowych, modowych trendach.
Nawet Janek patrzył na niego przychylniejszym okiem, gdy Dzióbi poruszał temat wpływu niskiej temperatury na kondycję włosów. A przecież na każdą kłakową wzmiankę reagował wręcz alergicznie!
Wszystko wreszcie się układało!
- Mogę się dosiąść?
Koło ich stolika zatrzymał się Richard Freitag. Kubacki przekręcił nieco głowę, zastanawiając się, czy w czasie tego Sylwestra spotkał się już z Niemcem. Cóż, w ciągu wieczoru przewinęło się przez jego życie wielu ludziów, ale zdecydowanie nie było wśród nich Ryśka. A dziwne, bo przecież skoczek od melanży nigdy nie stronił.
W każdym razie, Freitag otrzymał odpowiedź pozytywną i wraz ze swoim piwem przysiadł się do polsko-norwerskiej paczki.
- Musiałem wyrwać się z hotelu, bo Wanki i Sevik kłócą się jak stare małżeństwo. Nawet talerze i wkładki latają. - Wytłumaczył Niemiec, obracając w dłoniach butelkę heinekena i uśmiechając się nieco nerwowo. - Wiecie może, o co im poszło?
Każdy wlepił wzrok w coś, co nie było oczami Freitaga; Dzióbi okazał zainteresowanie własnym, poogryzanym paznokciom, Janka zainteresowała kula dyskotekowa, Tom kontrolował końcówki swoich włosów, Fannemel zaczął hejtować jakieś lale, które nie mogły oderwać od niego wzroku, a Velta... Velta po prostu gapił się w przestrzeń z totalnym nieogarem na fejsie.
- Czyli wiecie.
- To długa historia. - Westchnął Tom z miną kogoś, kto nie ma czasu na pierdoły. - Wiesz, jak to jest, Wank chciał dobrze, a wyszło jak zawsze. Ale teraz to nieważne. Napijmy się.
I się napili. A potem znowu i znowu. Aż Dejvi zapomniał, jak ma na nazwisko i każdemu - no okej, każdej nowo poznanej niewieście przedstawiał się, jako Michał Anioł. I flirtował! Walterze słodki, flirtował, jakby był zakochaną na zabój licealistką próbującą zdobyć aktualną miłość swojego życia. Szło mu, jakby co najmniej samym Hilde był, a kobiety, słodki niczym miód, lgnęły do niego z szybkością Usaina Bolta.
W życiu nie miał takiego powodzenia, jak tej nocy!
- Hej, Jungs, musicie wpaść do mojego Ferienhaus! - Richard objął ramionami Dawida i Janka, nieco chwiejąc się na nogach. Jego oczy lśniły od alkoholu, a włosy zaczęły żyć swoim życiem, niemiłosiernie się wijąc i odstając na wszystkie strony świata. - Mamy bardzo fajną ofertę dla sportowców! Dla was ze zniżką, meine Kollegen!
Kubacki wyswobodził się z objęć Niemca. O nie, wiedział, że jak Ryś zacznie ględzić o swoim Ferienhaus to nie poprzestanie na jednym zdaniu. Będzie mówić i mówić, aż nocy będzie mu mało.
- Wpadniemy, na pewno.
- Widoki są cholernie wunderbar! Naprawdę, lepszych w Niemczech nie uświadczycie. Nasz pensjonat wygodny, w okolicy znajdzie się bar z  schӧne paniami. Wszystko, co chcecie znajdziecie w Ferienhaus Freitag.
- Wierzymy ci na słowo...
- Ależ ja nie kłamię. Pojedziecie, zobaczycie...
- Wiemy, wiemy.
- Ale...
- Rysiek! Zobacz, jaka ładna dziewczyna.
Richard obrócił głowę, spoglądając na młodą kobietą siedzącą w kącie baru i sączącą kolorowego drinka.
- Okej, przyniosę wam jutro ulotki. A teraz idę zaprosić tę piękną damę, bo wiecie, mamy ładne apartamenty dla małżeństw. Jeszcze nie wiem, czy są, uh, wygodne. Muszę je wypróbować. I chyba wiem z kim.
- Idź już!!!
I poszedł.
- Jak myślisz, ile z nim wytrzyma? - Janek szturchnął Dawida w bok, z rozbawieniem patrząc jak Freitag, nawijając na palce swoje ciemne włosy i robiąc słodkie minki, próbuje uwieść dziewczynę.
Dzióbi obdarzył Niemca oceniającym spojrzeniem.
- Na pewno niedługo. Więc zwiewajmy.


Więc wyszli z klubu, kierując się w stronę hotelu. Noc była jasna, choć cholernie zimna. Śnieg skrzypiał pod nogami, echa śmiechów niesione ulicami Garmisch dźwięczały w uszach. Dawid niepewnie spojrzał na Janka.
- Nie będziemy rozpamiętywać naszej kłótni, prawda? Nie lubię się z tobą kłócić.
- Wiem, Dzióbi. - Ziobro uśmiechnął się lekko. - Oboje byliśmy idiotami, ale wiesz, jesteś moim przyjacielem i nikt tego nie zmieni.
Kubacki wyszczerzył zębami.
- Dobrze to słyszeć. - Powiedział. - Nie chce mi się jeszcze wracać do hotelu. W końcu to Sylwester, jej, nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz porządnie schlałem się w Sylwestra!
- Poczujesz to jutro i to bardzo mocno. - Zachichotał Janek. - Powinieneś pójść spać, jutro konkurs.
Blondyn westchnął głęboko, jakby nagle markotniejąc. Spojrzał na Jaśka smutnymi oczami, ręką potarł szorstki policzek. To chyba nadszedł TEN moment - taka krótka chwila, kiedy Dawid jest na tyle pijany, by uzewnętrzniać się każdej napotkanej osobie. Włącza wtedy w telefonie swoją emo playlistę, wyrzuca z siebie wszystkie troski, trochę użala się nad niesprawiedliwością świata, a potem popija swoje wyznania jakąś mocną gorzałą i na powrót jest wesołym Dzióbao, którego poczucie humoru nie zna granic.
Janie, ratuj się póki możesz.
Kubacki wyciągnął z kieszeni telefon, poszperał w nich trochę, a kiedy z głośnika wypłynęła piosenka Jeden Osiem "Jak zapomnieć", uśmiechnął się satysfakcją.
- O nie. - Jęknął cicho Ziobro.
- Posłuchaj. - Dawid usiadł na pierwszej napotkanej ławce i pociągnął kumpla za rękaw, by ten usiadł obok niego. - Na kochanicę Apolla, wszystko jest tak, jak być nie powinno. I to nie tylko dzisiaj, to tak... przez całe życie.
Janek wykrzykiwał twarz w grymasie i uniósł głowę, w duchu wręcz krzycząc do Tego na Górze o wręcz anielską cierpliwość do tego kudłatego barana. Bo z takim to naprawdę trudno wytrzymać, zwłaszcza, jeśli przebywasz z nim prawie dwadzieścia cztery na siedem.
- Co masz na myśli? Tylko - Ziobro rzucił blondynowi ostre spojrzenie - zero nawijania o włosach.
Dzióbao spochmurniał, ale grzecznie pokiwał głową.
- Bo ja skacze na lewo, wiesz? A jak nie skacze na lewo to za wysoko. Albo za krótko. Ewentualnie wszystko na raz. I tak mało czasu spędzam ze swoją dziewczyną, a jeśli już spędzamy razem czas to jemy i oglądamy tv. Tak jakbyśmy byli starym małżeństwem. Na litość kruczkowską, to już przecież Tajner ma bardziej urozmaicone życie miłosne łamane przez erotyczne.
- Cóż, nikt nie posiada w sobie tyle seksapilu, ile Apollo.
Dawid parsknął.
- Zawsze myślałem, że to ja jestem pierwszą twarzą polskiej drużyny w skokach narciarskich. A tu okazuje się nią sześćdziesięcioletni facet z nadwagą.
Jeden Osiem zamilkli, by po chwili mogła rozbrzmieć Verba i "Młode Wilki VI". Czyli robiło się coraz sentymentalniej, a tym samym coraz gorzej. Janek na samą myśl aż zadrżał i już począł szukać po kieszeniach czystych chusteczek, które będzie mógł podarować Dawidowi, gdy ten całkiem się rozklei.
Dzióbi zawsze płakał, przy "Młodych Wilkach".
- Czuję się nieszanowany. A ja tylko chciałbym, aby ktoś mnie podziwiał, by patrzył na mnie jak na superbohatera, który potrafi wzbić się w powietrze i pływać wśród chmur. Bożenko, jaka ta piosenka jest smutna.
- Chusteczkę?
- Jasne, dzięki. Jesteś najlepszy, wiesz? Chociaż ty jeden jesteś przy mnie, choć jestem chodzącą porażką.
- Eejj. - Janek szturchnął kumpla w bok, by trochę go rozweselić. - Ale nikt nie ma takich zdrowych i ładnych włosów jak ty.
- No racja. - Dawid uśmiechnął się przez łzy, po czym przełączył piosenkę na Rubika. - No co? Tamta mnie tak bardzo dołowała. - Wyjaśnił, gdy podchwycił zdziwione spojrzenie Ziobry.
Jan wzruszył ramionami.
- Możemy sobie poklaskać jak chcesz. I pośpiewać! Mówią, mówią, że mówią, że to nie jest miłość, nie.
- Ładnie wyciągasz, ale... - Dawid wykonał bliżej nieokreślony ruch głowy. Janek nie zrozumiał.
- Że niby okna z ram wypadają? No bez przesady.
- Nie. - Dawid zaśmiał się. - Czas zmienić Rubika na Matta Pokorę i odwiedzić hotel Francuzów. I może wreszcie zacząć słuchać kogoś na czasie, wiesz 1D, Sarsa i takie tam.
Wina! Dużo wina!, pomyślał tylko Ziobro i dał porwać się Dzióbackiemu.
***
- Roquefortu?
- Co?
Jan spojrzał podejrzliwie na Ronana Lamy Chappuisa, który stał przed nim z wielkim uśmiechem na twarzy i kawałkiem jakieś dziwnej masy w ręce. Śmierdzącej masy, trzeba dodać. Polak skrzywił się i aby ukryć niechęć, wziął potężny łyk wina ("najlepszego wykwintnego wina, lepszego w całej Francji nie znajdziesz" - Descombes Sevoie 2k15).  Hej, przecież żadnych żabich udek czy innych ślimaków nie będzie jadł, mowy nie ma. Jeszcze się potruje i cały dzień spędzi w łóżku, raz po raz biegając do toalety, zamiast dopingować orzełków na skoczni.
- Sera, ignorancie. - Ronan fuknął, obdarzając go pełnym wyniosłości spojrzeniem. Odwrócił się na pięcie i dumnie odszedł w stronę Kubackiego.
Niedobrze, czyżbym złamał etykietę królewską?
Z poczuciem winy podszedł do stołu, który uginał się od dziwnych, francuskich przystawek i butelek z winem. Krytycznie prześlizgnął wzrokiem po tych wszystkich - okej, niech im będzie - wspaniałością, po czym zatrzymał spojrzenie na czymś dziwnym, białym i w niebieskie plamki.
To niby ser? Capi jak majtasy Bieguna.
Jan zacisnął palcami lewej ręki nos, do drugiej dłoni biorąc kawałek tego, eh, sera. Zamknął oczy, zmówił zdrowaśkę i wziął porcję roquefortu do ust. Przez chwilę chciał zwrócić przeżuwany kawałek i wypić całą butelkę Château Calon-Ségur rocznik 1996, aby pozbyć się tego ostrego, nieprzyjemnego posmaku, póki nie zorientował się, że w sumie ten ser nie jest taki zły. Właściwie smakował mu. O Klemeńku wciąż rosnący, przecież to smakuje, jak olimpijski medal wywalczony latami treningów, hektolitrami krwi oraz potu. Niebo w gębie!
Skoczek pożarł cały talerz, nie przejmując się tym, że prawdopodobnie tak nie wypada. Bo jak żreć taki wykwintny ser, jakby był jakimś kawałkiem kiełbasy wiejskiej? Toż to powinno się stać w szanowanym towarzystwie i rozpływać się nad walorami smakowymi tego ósmego cuda świata. Jednakże Janek pieprzył to. Nie mógł powstrzymać się przed pochłonięciem każdego kawałka roquefortu. Z ustami wciąż wypchanymi serem pobiegł do Ronana, który spojrzał na niego z przerażeniem.
- W pytę ten wasz ser! - Pochwalił Ziobro, a nabiałowe okruszki poleciały prosto na wykrochmalony kołnierz Francuza.
Ronan zaczerwienił się po koniuszki uszów, nawet nie próbując kryć odrazy.
- Cóż to za zniewaga!
I w tym momencie Janek poczuł, że koniec świata jeszcze nigdy nie był bliższy.

************

No cześć po - o rety - prawie trzech miesiącach!
Przepraszam za tak długą nieobecność i, aby chociaż w małym stopniu ją zrekompensować, starałam się, by rozdział był odrobinę dłuższy niż te ostatnie. Całość okazała się średnia, ale bardzobardzobardzo potrzebuję nowego sezonu. Rozumiecie, nie? :(
W ogóle... jesteście tutaj, prawda?
Halo?


4 komentarze:

  1. Jestem, rozumiem, również potrzebuję nowego sezonu i - matuchno! - płakuniam ze śmiechu! Właśnie tego potrzebowałam: doskonałej, nowe Paty. <3 To takie fajne wrócić do domu z pracy, gdy śmierdzisz gofrem i zimno Ci w stópki, a zasiadasz do lapcia i widzisz nowy rozdział tutaj. Serduszko podskoczyło mi w salwie pociesznego chichotu, buziak uśmiechnął i cóż mi pozostało, jak nie zagłębić się w lekturę? Tym bardziej, że na samym początku poleciał hit każdego lata. A ja tak kocham Danzę Kuduro!
    Ja Ci powiem, że duet Kubacki&Ziobro rozwala system i teraz jak tylko widzę ich gdzieś razem, to wyobraźnia stawia przede mną Patę. Wspaniały paring by z nich był. Jakieś KUBRO, albo ZIOBACKI... Coś w ten deseń. Mogliby za rączkę przejść wspólnie przez życie, gdyby to tylko gejozą nie zajeżdżało.
    Anyway, Cam, uwielbiam Cię. Ja nie wiem jak Ty to robisz, skąd bierzesz te wszystkie teksty i porównania, ale chylę czoła, zazdraszczam niezmiernie i proszę o więcej. Bo nic tak humoru nie poprawia, jak tutejsze rewelacje. c:
    Zatem ściskam bardzo mocno, posyłam pozytywne fluidy i pisz! Na Boga! Pisz mi jak najwięcej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak!
    już po chwili czytania, śmiałam się w do laptopa :D jak napisała Emma - podziwiam Twoje porównania :)
    Pozdrawiam ,
    Ewe

    OdpowiedzUsuń
  3. Halo, halo. Autorka do E_A, E_A do autorki. Jam jest. A już niby ta noc miała zbliżać się ku końcowi... A tu... kolejna niespodzianka. W każdym razie Kruczek nie będzie zadowolony, oj nie... :)
    Dobrze że między Dejvim i Jankiem wszystko OK. A 1D wcale nie jest takie złe :P
    E_A
    PS: Wino rocznik '96? Ależ to bardzo dobry rocznik! Najlepszy, same dobre rzeczy (i nie tylko) wtedy powstały :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialny :)
    Czekam na następny :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń