*breaking news*


niedziela, 5 lipca 2015

Czternaście: Znalezione niekradzione


Opowieść Ahonena była chyba najgorsza ze wszystkich. Jak to się stało, że Dejvi doprowadził się wczoraj do TAKIEGO stanu? Przecież on nigdy! No okej, może raz się zdarzyło, ale sytuacja była wyjątkowa, więc alkohol hardcorowo się piło i nie zważało się na potencjalne konsekwencje. Ale tak poza tym to nigdy, jak własną matkę kochał.
- Masakra. - Mruknął, wciąż będąc w potężnym szoku. Zwątpił w siebie. Najpierw dał się namówić na potężne picie w noc poprzedzającą konkurs, potem ta cała Hilde, a na koniec sytuacja mocno kryzysowa. Błagam, niech nie usłyszę o żadnym pawiu!
- Kubacki, twoja kolej.
Dawid wziął głęboki wdech, próbując odgonić od siebie złe myśli. Musiał się skoncentrować i skoczyć dobrze. Bez latania na prawo, z poprawnym wybiciem i ładną odległością.
Blondyn usiadł na belkę, wciąż telepiąc się jak Janek w dniu swojego ślubu. Językiem oblizał spierzchnięte usta i na znak trenera odepchnął się od belki. Cała akcja zamknęła się w kilku sekundach, mimo to wydawało mu się, że skok trwał w nieskończoność. Jak na złość nie mógł zapomnieć o sylwestrowej nocy i kurka, jakie miał zakwasy w nogach! W efekcie spóźnił wybicie z progu, a cały skok się posypał. Z taką odległością to mógłby skakać w kazachskiej kadrze. No nic, miał nadzieję, że chociaż w konkursie będzie lepiej.
- Dejvi! - Ktoś mocno go przytulił. Dzióbacki odepchnął od siebie istotę z syndromem Wanka i spostrzegł, że to nikt inny jak Jasiek. No wreszcie frajer się znalazł!
- Nawet nie wiesz, jakie straszne rzeczy słyszałem! Myśmy się wczoraj pokłócili!
Ziobro spuścił wzrok niczym zawstydzona uczennica. Chyba również nie miał dobrych wieści.
- Sylwester całkowicie wymknął się nam spod kontroli.
- Ale wiesz, że ja nigdy...
- Wiem, Dzióbi, wiem. - Jaśko ponownie przytulił blondyna. - My jak bracia, przecież wiesz.
- Kogo my tu mamy?
Chłopcy jak na komendę podnieśli głowy i przeklęli głośno. Deschwanden. Intuicja mówiła im, że lepiej nie zaczynać z nim rozmowy...
***

Dawid nie wierzył własnym oczom. Właściwie miał wrażenie, że umarł i powędrował do  innego świata, gdzie Janek trzymający na rękach jakiegoś zająca (!) nie patrzy na Kubackiego ze spodziewaną złością czy odrazą ani nie ciska w niego hejtami. Wręcz przeciwnie, Ziobro zerkał z troską na blondyna, mając przy tym tak bezradny wyraz twarzy, że Dawidowi robiło się jeszcze słabiej. Z trudem oparł się o ścianę altanki, napinając wszystkie mięśnie i modląc się do Najwyższego, by raczył powstrzymać dawidowe treści żołądkowe od wydostania się na zewnątrz.
Janek niepewnie usiadł koło blondyna. Jedną ręką przyciskał futrzaka do swojej klatki piersiowej, a drugą poklepał byłego przyjaciela po plecach.
- Dzióbi, trzymaj się.
- Łatwo ci mówić. - Prychnął Kubacki. Nie czuł się tak źle nawet wtedy, gdy przechodził chrzest bojowy w kadrze narodowej. A chłopaki nieźle go wtedy przywitali, do dzisiaj Dzióbao nie tyka Soplicy.
Ziobro spuścił wzrok. Nie mógł patrzyć na cierpienia Dawida, nawet jeśli ten na to zasłużył. Właściwie chciał przeprosić kudłatego za wszystko i poprosić o jeszcze jedną szansę dla ich przyjaźni. Panicznie bał się przyszłości bez co wtorkowego jedzenia kanapek z salcesonem u mamy Dawida i wspólnego zaśmiewania się do łez na całonocnych maratonach "Przyjaciół". Chciał, aby Kubacki był w jego życiu.
- Znasz Trusia? - Powiedział jedynie, nie bardzo wiedząc jak powinien zachować się w tej sytuacji. Że też życie musi być takie skomplikowane!
- Na świętej pamięci wąsy Apoloniusza, zaraz wyrzygam bebechy, a ty mi z jakimiś zającem wyskakujesz! - Zirytował się Dzióbacki i jakby potwierdzając własne słowa, ponownie złapał się za brzuch i zgiął się w pół, z trudem powstrzymując kolejną falę mdłości.
Ziobro obrzucił Dawida oburzonym spojrzeniem, głaszcząc i tuląc do siebie zwierzaka.
- Ignorancie, to jest królik, nie zając. Chcesz go w kompleksy wpęę...
- Do cholery, Janie!
- Już, już, oddychaj Dzióbi. Na trzy przyj. - Jasiek zaczął panikować. Dawid mu tutaj zaraz padnie, a on nawet nie miał pojęcia, co robić. Myśl, zakuty łbie, myśl!
- Nie rodzę, bałwanie!
- Przypilnuj Trusia, zaraz wrócę i cię uratuję! - Ziobro wcisnął w ramiona Kubackiego pupilka Prevca, nie zważając na to, że Dawid coraz bardziej zieleniał na twarzy i popędził w stronę wejścia hotelu. Biegł, ile sił w chudych nogach, nie zatrzymując się nawet na widok uśmiechniętych twarzy norweskich skoczków (wszak wiedział, że minuta spędzona z nimi zamieni się w godzinę i kilka kolejek). Zgrabnie ominął tłum japońskich turystów i wracającego z sylwestrowego bajlanda trenera Słoweńców, przeskoczył nad zbudowanym przez Koreańczyków z puszek po niemieckim piwie zamkiem i wreszcie dopadł do kuchni. Na szczęście w pomieszczeniu nikogo nie było, także Janek mógł w spokoju przyrządzić miksturę anty-pawiową. Tak jak uczył go niegdyś ojciec, wlał do blendera mleka, wsypał garść szpinaku, dodał dwa jajka i wrzucił pokruszoną aspirynę. Następnie wszystko wymieszał i przelał do wysokiej szklanki. Voila, Dawidowi na pewno nie posmakuje, ale zadziałać zadziała! Niemal pękając z dumy, Ziobro począł wracać do swojego prawie znowu przyjaciela. Wiedział, że jeśli uratuje blondasa od nieznośnych mdłości, Dzióbao spojrzy na niego przychylniejszym okiem, a nawet może i przytuli równie mocno, co Wank.
- No wreszcie! - Wykrzyknął na widok Jaśka, Kubacki. - Ten zając ugryzł mnie w rękę, zostawił na mojej dłoni bobka i uciekł! Owalterzezmiranem, jak niedobrze.
- Nie odlatuj, druhu! - Ziobro usiadł obok niego i przysunął naczynie z miksturą do jego ust, wcześniej przezornie zaciskając mu palcami nos. - Do dna.
Kubacki posłusznie zaczął pić, krzywiąc się przy tym okropnie. Jeszcze w życiu nie pił czegoś równie ohydnego. Jednakże ku własnemu zaskoczeniu, mdłości przeszły niemalże natychmiast, a Dawid poczuł się jak nowonarodzony. W tej chwili mógł wszystko! A że był w stanie dokonać niemożliwego, mocno przycisnął do siebie Jaśka, dziękując, przepraszając i błagając o wybaczenie!
- Ja ci nawet piwo za to postawię. I kabanosy kupię. Nawet przyszłego syna twojej córce oddam. Tylko bądź mi znowu przyjacielem!
- Dejviii. - Ziobro ze łzami w oczach uśmiechnął się szeroko. - Tęskniłem za tobą i twoimi kłakami! I też przepraszam, nie byłem za miły dla ciebie.
- Sztama?
- Sztama!
- To co? Tradycyjnie żelki na zgodę?
- Tak, Dzióbi, tak. Tylko powiedz mi, gdzie, kurwa, jest Truś?! Bo jak Prevc z braćmi dopadnie mnie w jakimś zaułku, marny mój los!
***

- A może wyskoczymy po konkursie na jakieś piwko i dziewczyny? - Deschwanden sugestywnie poruszył brwiami, obrzucając swojego mentora i idola proszącym spojrzeniem.
Ammann tylko prychnął, dobitnie podkreślając swoją wyższość nad wyższością Gregora (oczywiście tylko w sensie metaforycznym - fizycznie nikt nie dorównywał Deschwandenowi).
- Niestety jestem już umówiony z moim osobistym stomatologiem. Wybielanie i te sprawy. No wiesz, muszę dbać o swoje okazałe zębiska, w końcu to pierwsze zęby Skokolandii.
Gregor przewrócił oczami. Miał dość tego, że uzębienie Simona było jego chlubą i największym skarbem. Toż to starszy skoczek ciągle o nich prawił, opowiadał Deschwiemu, jak prawidłowo dbać o swe perełki, rozwodził się nad zaletami różnych past, panikował na myśl, że kiedyś będzie musiał nosić protezę. Gregor, zdobywszy taką rozległą wiedzę, z łatwością mógłby napisać poradnik stomatologiczny, a może nawet i zostać dentystą.
- Ehh, może trener ze mną pójdzie. - Mruknął niechętnie. W końcu pójść z trenerem na piwo to jak pójść na imprezę z ojcem. Lamersko bardzo.
Wtem młody przetarł oczy ze zdumienia. Tej nocy nie wypił tak wiele, a mimo to miał jakieś dziwne omany. Oto kilka metrów od niego, na podłodze kicał sobie króliczek. Miał długie wąsy, brązową sierść i słodkie oczka. Gregor zawsze o takim marzył!
- E, Simi, on ma takie zęby jak ty! - Zaśmiał się głośno, wstając z krzesła i nieporadnie próbując złapać zwierzaka. W końcu znalezione niekradzione!
Ammann popatrzył na Deschwandena jak na idiotę (czyli w sumie tak, jak patrzył na niego przez większość czasu), po czym przeniósł wzrok na podłogę. O słodki Walterze, Simon wytrzeszczył oczy, obserwując jak jego kumpel potyka się o własne nogi biegając za tłustym królikiem po całej stołówce. Nie miał zielonego pojęcia, skąd wziął się w hotelu futrzak i dlaczego w najlepsze pomykał po całym pomieszczeniu. Jednakże... cóż, Ammann dawno nie jadł potrawki z królika. Chociaż taki rosół z rana, na kaca to chyba nienajgorszy pomysł...
- Łap go! - Wykrzyknął, dopingując Gregora.
Kiedy młodszy skoczek wreszcie dopadł ssaka, dumnie tuląc go do siebie, niemal płacząc ze wzruszenia, Ammann agresywnie wydarł z rąk Deschwandena królika, rechocząc złowieszczo.
- Pyszny rosół będzie z ciebie, kolego!
Deschwanden stał na środku pomieszczenie skołowany. Bezwiednie patrzył jak Simon znika za drzwiami prowadzącymi do kuchni, niechybnie prowadząc królika na śmierć. Mimo to, młody skoczek nie mógł ruszyć się z miejsca. Był cały zdrętwiały, a w jego głowie przenikały się najstraszniejsze wizje. O nie, nie może pozwolić, by króliczek zginął w tak bestialski sposób! Musi coś zrobić, tylko co? I dlaczego nie może się ruszyć? Do cholery, tutaj ważyły się losy żywej istoty, a on nawet nie miał na tyle odwagi, by sprzeciwić się swojemu idolowi. Co było z nim nie tak?
- Gregor?
Brunet podniósł wzrok na stojącego przed nim spanikowanego człowieka.
- Ziobro?
- Widziałeś gdzieś królika? Takiego słodkiego?
Prawdopodobnie najwyższy skoczek w Pucharze Świata kiwnął głową. Czyli nie tylko jemu zależało na tym futrzaku. Może oni będą na tyle silni, by go uratować. Może to ostatnia deska ratunku.
- Tak. Ammann wziął go do kuchni. On chce... chce - Gregor był bliski łez. - chce zrobić z niego rosół na kaca.
Janek prawie zachłysnął się własną śliną, a Dawidowy wytrzeszcz tak wystraszył przechodzącego nieopodal Dietharta, że Austriak upuścił niesione kotlety (oczywiście z kurczaka, broń Boże ze świnki) na ziemię.
- Ratujmy go! - Ziobro chwycił Kubackiego za rękaw i pociągnął w stronę w kuchni. Z hukiem wpadli do pomieszczenia, sprawiając, że Ammann podskoczył ze zdziwienia, a jego ręka dzierżąca potężny tasak dotychczas uniesiona nad królikiem opadła...

************

Bang! Dejvi ładnie skacze, a pata wreszcie się pisze!


3 komentarze:

  1. Trusiu żyj! Króliczek Prevca nie może zginąć w taki sposób! Bo to króliczek PREVCA! ^^
    Rozdział genialny, no naprawdę. Płakałam ze śmiechu czytając, wiesz? :D
    Oby był internet i obyś miała czas, bo nie wytrzymie tych dwóch miesięcy bez Paty! ;o :)
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie! tylko nie Truś!!!
    Dejvi i Janek znowu razem, hura!
    Pata znowu w akcji hip-hip-HURRA!
    A Dawidowi należą się ogromne brawa, tak zacząć sezon, ho-ho! Oby mu tak już zostało (choć ponoć nadal znosi go na prawo, ale to chyba taki znak rozpoznawczy ;P).
    Czekam na więcej. Internetu, weny i czego tam jeszcze :)
    ElusivE_ArtisT :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Szymon! Zostaw królika! Zająca! Cokolwiek! Kup sobie na wielkanocnego z czekolady, a daj Trusiowi żyć!!! No chyba, że już za późno na tego typu krzyki i już po ptokach? W sensie po króliku? Boże, Szymonie, ogarnij się. :c
    Ale jak przeczytałam składniki jaśkowego eliksiru na kaca, to mnie samą cofnęło i jestem pełna podziwu dla wytrzymałości Dzióbackiego! Ten to jest heros nie od święta. A Jan! Prawdziwy przyjaciel! Nie grzeszą wspaniałością obaj. Zresztą... Jak każda tutejsza postać. <3
    Uśmiałam się jak zawsze. Teraz to mi tylko pozostaje czekać i mieć nadzieję, że będziesz miała i internety i czas tam, gdzie wyjeżdżasz (udanego wyjazdu!). Bo wiesz... W takim miejscu zakończyć to krzywda dla czytelnika. Już nie mówiąc o Trusiu!
    Ściskam <3

    OdpowiedzUsuń