Opowieść
Ahonena była chyba najgorsza ze wszystkich. Jak to się stało, że Dejvi
doprowadził się wczoraj do TAKIEGO stanu? Przecież on nigdy! No okej, może raz
się zdarzyło, ale sytuacja była wyjątkowa, więc alkohol hardcorowo się piło i
nie zważało się na potencjalne konsekwencje. Ale tak poza tym to nigdy, jak
własną matkę kochał.
- Masakra. -
Mruknął, wciąż będąc w potężnym szoku. Zwątpił w siebie. Najpierw dał się
namówić na potężne picie w noc poprzedzającą konkurs, potem ta cała Hilde, a na
koniec sytuacja mocno kryzysowa. Błagam,
niech nie usłyszę o żadnym pawiu!
- Kubacki,
twoja kolej.
Dawid wziął
głęboki wdech, próbując odgonić od siebie złe myśli. Musiał się skoncentrować i
skoczyć dobrze. Bez latania na prawo, z poprawnym wybiciem i ładną odległością.
Blondyn usiadł
na belkę, wciąż telepiąc się jak Janek w dniu swojego ślubu. Językiem oblizał
spierzchnięte usta i na znak trenera odepchnął się od belki. Cała akcja
zamknęła się w kilku sekundach, mimo to wydawało mu się, że skok trwał w
nieskończoność. Jak na złość nie mógł zapomnieć o sylwestrowej nocy i kurka,
jakie miał zakwasy w nogach! W efekcie spóźnił wybicie z progu, a cały skok się
posypał. Z taką odległością to mógłby skakać w kazachskiej kadrze. No nic, miał
nadzieję, że chociaż w konkursie będzie lepiej.
- Dejvi! -
Ktoś mocno go przytulił. Dzióbacki odepchnął od siebie istotę z syndromem Wanka
i spostrzegł, że to nikt inny jak Jasiek. No wreszcie frajer się znalazł!
- Nawet nie
wiesz, jakie straszne rzeczy słyszałem! Myśmy się wczoraj pokłócili!
Ziobro spuścił
wzrok niczym zawstydzona uczennica. Chyba również nie miał dobrych wieści.
- Sylwester
całkowicie wymknął się nam spod kontroli.
- Ale wiesz,
że ja nigdy...
- Wiem,
Dzióbi, wiem. - Jaśko ponownie przytulił blondyna. - My jak bracia, przecież
wiesz.
- Kogo my tu
mamy?
Chłopcy jak na
komendę podnieśli głowy i przeklęli głośno. Deschwanden. Intuicja mówiła im, że
lepiej nie zaczynać z nim rozmowy...
***
Dawid nie
wierzył własnym oczom. Właściwie miał wrażenie, że umarł i powędrował do innego świata, gdzie Janek trzymający na
rękach jakiegoś zająca (!) nie patrzy na Kubackiego ze spodziewaną złością czy
odrazą ani nie ciska w niego hejtami. Wręcz przeciwnie, Ziobro zerkał z troską
na blondyna, mając przy tym tak bezradny wyraz twarzy, że Dawidowi robiło się
jeszcze słabiej. Z trudem oparł się o ścianę altanki, napinając wszystkie
mięśnie i modląc się do Najwyższego, by raczył powstrzymać dawidowe treści
żołądkowe od wydostania się na zewnątrz.
Janek
niepewnie usiadł koło blondyna. Jedną ręką przyciskał futrzaka do swojej klatki
piersiowej, a drugą poklepał byłego przyjaciela po plecach.
- Dzióbi,
trzymaj się.
- Łatwo ci
mówić. - Prychnął Kubacki. Nie czuł się tak źle nawet wtedy, gdy przechodził chrzest
bojowy w kadrze narodowej. A chłopaki nieźle go wtedy przywitali, do dzisiaj
Dzióbao nie tyka Soplicy.
Ziobro spuścił
wzrok. Nie mógł patrzyć na cierpienia Dawida, nawet jeśli ten na to zasłużył.
Właściwie chciał przeprosić kudłatego za wszystko i poprosić o jeszcze jedną
szansę dla ich przyjaźni. Panicznie bał się przyszłości bez co wtorkowego
jedzenia kanapek z salcesonem u mamy Dawida i wspólnego zaśmiewania się do łez
na całonocnych maratonach "Przyjaciół". Chciał, aby Kubacki był w
jego życiu.
- Znasz
Trusia? - Powiedział jedynie, nie bardzo wiedząc jak powinien zachować się w
tej sytuacji. Że też życie musi być takie skomplikowane!
- Na świętej
pamięci wąsy Apoloniusza, zaraz wyrzygam bebechy, a ty mi z jakimiś zającem
wyskakujesz! - Zirytował się Dzióbacki i jakby potwierdzając własne słowa, ponownie złapał się za brzuch i zgiął się w pół, z trudem powstrzymując kolejną
falę mdłości.
Ziobro
obrzucił Dawida oburzonym spojrzeniem, głaszcząc i tuląc do siebie zwierzaka.
- Ignorancie,
to jest królik, nie zając. Chcesz go w kompleksy wpęę...
- Do cholery,
Janie!
- Już, już,
oddychaj Dzióbi. Na trzy przyj. - Jasiek zaczął panikować. Dawid mu tutaj zaraz
padnie, a on nawet nie miał pojęcia, co robić. Myśl, zakuty łbie, myśl!
- Nie rodzę,
bałwanie!
- Przypilnuj
Trusia, zaraz wrócę i cię uratuję! - Ziobro wcisnął w ramiona Kubackiego
pupilka Prevca, nie zważając na to, że Dawid coraz bardziej zieleniał na twarzy
i popędził w stronę wejścia hotelu. Biegł, ile sił w chudych nogach, nie
zatrzymując się nawet na widok uśmiechniętych twarzy norweskich skoczków (wszak
wiedział, że minuta spędzona z nimi zamieni się w godzinę i kilka kolejek).
Zgrabnie ominął tłum japońskich turystów i wracającego z sylwestrowego bajlanda
trenera Słoweńców, przeskoczył nad zbudowanym przez Koreańczyków z puszek po
niemieckim piwie zamkiem i wreszcie dopadł do kuchni. Na szczęście w
pomieszczeniu nikogo nie było, także Janek mógł w spokoju przyrządzić miksturę
anty-pawiową. Tak jak uczył go niegdyś ojciec, wlał do blendera mleka, wsypał
garść szpinaku, dodał dwa jajka i wrzucił pokruszoną aspirynę. Następnie
wszystko wymieszał i przelał do wysokiej szklanki. Voila, Dawidowi na pewno nie posmakuje, ale zadziałać zadziała!
Niemal pękając z dumy, Ziobro począł wracać do swojego prawie znowu
przyjaciela. Wiedział, że jeśli uratuje blondasa od nieznośnych mdłości,
Dzióbao spojrzy na niego przychylniejszym okiem, a nawet może i przytuli równie
mocno, co Wank.
- No wreszcie!
- Wykrzyknął na widok Jaśka, Kubacki. - Ten zając ugryzł mnie w rękę, zostawił
na mojej dłoni bobka i uciekł! Owalterzezmiranem, jak niedobrze.
- Nie odlatuj,
druhu! - Ziobro usiadł obok niego i przysunął naczynie z miksturą do jego ust,
wcześniej przezornie zaciskając mu palcami nos. - Do dna.
Kubacki
posłusznie zaczął pić, krzywiąc się przy tym okropnie. Jeszcze w życiu nie pił
czegoś równie ohydnego. Jednakże ku własnemu zaskoczeniu, mdłości przeszły
niemalże natychmiast, a Dawid poczuł się jak nowonarodzony. W tej chwili mógł
wszystko! A że był w stanie dokonać niemożliwego, mocno przycisnął do siebie
Jaśka, dziękując, przepraszając i błagając o wybaczenie!
- Ja ci nawet
piwo za to postawię. I kabanosy kupię. Nawet przyszłego syna twojej córce
oddam. Tylko bądź mi znowu przyjacielem!
- Dejviii. -
Ziobro ze łzami w oczach uśmiechnął się szeroko. - Tęskniłem za tobą i twoimi
kłakami! I też przepraszam, nie byłem za miły dla ciebie.
- Sztama?
- Sztama!
- To co?
Tradycyjnie żelki na zgodę?
- Tak, Dzióbi,
tak. Tylko powiedz mi, gdzie, kurwa, jest Truś?! Bo jak Prevc z braćmi dopadnie
mnie w jakimś zaułku, marny mój los!
***
- A może
wyskoczymy po konkursie na jakieś piwko i dziewczyny? - Deschwanden sugestywnie
poruszył brwiami, obrzucając swojego mentora i idola proszącym spojrzeniem.
Ammann tylko
prychnął, dobitnie podkreślając swoją wyższość nad wyższością Gregora
(oczywiście tylko w sensie metaforycznym - fizycznie nikt nie dorównywał
Deschwandenowi).
- Niestety
jestem już umówiony z moim osobistym stomatologiem. Wybielanie i te sprawy. No
wiesz, muszę dbać o swoje okazałe zębiska, w końcu to pierwsze zęby
Skokolandii.
Gregor
przewrócił oczami. Miał dość tego, że uzębienie Simona było jego chlubą i
największym skarbem. Toż to starszy skoczek ciągle o nich prawił, opowiadał
Deschwiemu, jak prawidłowo dbać o swe perełki, rozwodził się nad zaletami
różnych past, panikował na myśl, że kiedyś będzie musiał nosić protezę. Gregor,
zdobywszy taką rozległą wiedzę, z łatwością mógłby napisać poradnik
stomatologiczny, a może nawet i zostać dentystą.
- Ehh, może
trener ze mną pójdzie. - Mruknął niechętnie. W końcu pójść z trenerem na piwo
to jak pójść na imprezę z ojcem. Lamersko bardzo.
Wtem młody
przetarł oczy ze zdumienia. Tej nocy nie wypił tak wiele, a mimo to miał jakieś
dziwne omany. Oto kilka metrów od niego, na podłodze kicał sobie króliczek.
Miał długie wąsy, brązową sierść i słodkie oczka. Gregor zawsze o takim marzył!
- E, Simi, on
ma takie zęby jak ty! - Zaśmiał się głośno, wstając z krzesła i nieporadnie
próbując złapać zwierzaka. W końcu znalezione niekradzione!
Ammann
popatrzył na Deschwandena jak na idiotę (czyli w sumie tak, jak patrzył na
niego przez większość czasu), po czym przeniósł wzrok na podłogę. O słodki Walterze, Simon wytrzeszczył
oczy, obserwując jak jego kumpel potyka się o własne nogi biegając za tłustym
królikiem po całej stołówce. Nie miał zielonego pojęcia, skąd wziął się w
hotelu futrzak i dlaczego w najlepsze pomykał po całym pomieszczeniu.
Jednakże... cóż, Ammann dawno nie jadł potrawki z królika. Chociaż taki rosół z
rana, na kaca to chyba nienajgorszy pomysł...
- Łap go! -
Wykrzyknął, dopingując Gregora.
Kiedy młodszy
skoczek wreszcie dopadł ssaka, dumnie tuląc go do siebie, niemal płacząc ze
wzruszenia, Ammann agresywnie wydarł z rąk Deschwandena królika, rechocząc
złowieszczo.
- Pyszny rosół
będzie z ciebie, kolego!
Deschwanden
stał na środku pomieszczenie skołowany. Bezwiednie patrzył jak Simon znika za
drzwiami prowadzącymi do kuchni, niechybnie prowadząc królika na śmierć. Mimo
to, młody skoczek nie mógł ruszyć się z miejsca. Był cały zdrętwiały, a w jego
głowie przenikały się najstraszniejsze wizje. O nie, nie może pozwolić, by
króliczek zginął w tak bestialski sposób! Musi coś zrobić, tylko co? I dlaczego
nie może się ruszyć? Do cholery, tutaj ważyły się losy żywej istoty, a on nawet
nie miał na tyle odwagi, by sprzeciwić się swojemu idolowi. Co było z nim nie
tak?
- Gregor?
Brunet
podniósł wzrok na stojącego przed nim spanikowanego człowieka.
- Ziobro?
- Widziałeś
gdzieś królika? Takiego słodkiego?
Prawdopodobnie
najwyższy skoczek w Pucharze Świata kiwnął głową. Czyli nie tylko jemu zależało
na tym futrzaku. Może oni będą na tyle silni, by go uratować. Może to ostatnia
deska ratunku.
- Tak. Ammann
wziął go do kuchni. On chce... chce - Gregor był bliski łez. - chce zrobić z
niego rosół na kaca.
Janek prawie
zachłysnął się własną śliną, a Dawidowy wytrzeszcz tak wystraszył
przechodzącego nieopodal Dietharta, że Austriak upuścił niesione kotlety
(oczywiście z kurczaka, broń Boże ze świnki) na ziemię.
- Ratujmy go!
- Ziobro chwycił Kubackiego za rękaw i pociągnął w stronę w kuchni. Z hukiem
wpadli do pomieszczenia, sprawiając, że Ammann podskoczył ze zdziwienia, a jego
ręka dzierżąca potężny tasak dotychczas uniesiona nad królikiem opadła...
************
Bang! Dejvi ładnie skacze, a pata wreszcie się pisze!
Trusiu żyj! Króliczek Prevca nie może zginąć w taki sposób! Bo to króliczek PREVCA! ^^
OdpowiedzUsuńRozdział genialny, no naprawdę. Płakałam ze śmiechu czytając, wiesz? :D
Oby był internet i obyś miała czas, bo nie wytrzymie tych dwóch miesięcy bez Paty! ;o :)
Pozdrawiam! ;*
O nie! tylko nie Truś!!!
OdpowiedzUsuńDejvi i Janek znowu razem, hura!
Pata znowu w akcji hip-hip-HURRA!
A Dawidowi należą się ogromne brawa, tak zacząć sezon, ho-ho! Oby mu tak już zostało (choć ponoć nadal znosi go na prawo, ale to chyba taki znak rozpoznawczy ;P).
Czekam na więcej. Internetu, weny i czego tam jeszcze :)
ElusivE_ArtisT :D
Szymon! Zostaw królika! Zająca! Cokolwiek! Kup sobie na wielkanocnego z czekolady, a daj Trusiowi żyć!!! No chyba, że już za późno na tego typu krzyki i już po ptokach? W sensie po króliku? Boże, Szymonie, ogarnij się. :c
OdpowiedzUsuńAle jak przeczytałam składniki jaśkowego eliksiru na kaca, to mnie samą cofnęło i jestem pełna podziwu dla wytrzymałości Dzióbackiego! Ten to jest heros nie od święta. A Jan! Prawdziwy przyjaciel! Nie grzeszą wspaniałością obaj. Zresztą... Jak każda tutejsza postać. <3
Uśmiałam się jak zawsze. Teraz to mi tylko pozostaje czekać i mieć nadzieję, że będziesz miała i internety i czas tam, gdzie wyjeżdżasz (udanego wyjazdu!). Bo wiesz... W takim miejscu zakończyć to krzywda dla czytelnika. Już nie mówiąc o Trusiu!
Ściskam <3