przez brak czasu i odrywanie się od dotychczasowego życia oraz pracowite, acz warte zapamiętania wakacje zawieszam patę. Widzimy się na przełomie września i października! ❤
*breaking news*
środa, 29 lipca 2015
środa, 15 lipca 2015
Piętnaście: Za przyjaźń.
Deschwanden
zawiesił głos, delektując się przerażonymi minami Polaków. Skoczkowie mocno
zaciskali pięści, z zapartym tchem słuchając historii Gregora i modląc się w
duchu o happy end. Wiele działo się tej nocy, ale nic nie mogło się równać współudziale
w zabójstwie. Przecież nigdy by sobie tego nie wybaczyli. NIGDY!
- No mówże, co
było potem? - Głos zadrżał Dawidowi. Zacisnął mocno oczy, czując jak traci
grunt pod nogami. To wszystko nie mogło być prawdą. Nie. Nienienie. Nie
potrafił znaleźć odpowiednich słów, które mogłyby wyrazić to, jak podle się
czuł. Na szczęście poczuł, jak Janek kładzie dłoń na jego ramieniu. Co by się
nie zdarzyło, przejdą przez to razem.
- Cóż. -
Szwajcar zmrużył oczy, uśmiechając się cwano. Te rzadkie chwile, w których
udawało mu się manipulować uczuciami innych przynosiły mu tyle radości, ile
rozmowa z Włodzimierzem Szaranowiczem, w której komentator nie odnosił się do
potężnego wzrostu Gregora.
- Gregor! -
Zawołali równo Ziobro i Kubacki. Z tych nerwów zaczęli się trząść i pocić. W
końcu, ileż można?
- No okej, okej.
- Szwajcar przewrócił oczami, ale w końcu wrócił do opowieści.
***
Janek krzyknął z
przerażania, Dawid zakrył dłonią oczy, a Simon w głębokim szoku patrzył, jak
śniadanie ucieka mu z deski do krojenia. Tasak Szwajcara zatrzymał się
dosłownie centymetr od ciała królika, omal nie przycinając mu ogonka. Zwierzak
jakby pokręcił z dezaprobatą wąsami i kicnął w bok, jak najszybciej chcąc się
oddalić od Ammanna.
- Nie żyje? -
Zapytał słabo Dzióbao, nawet nie zdejmując z oczu dłoni. Widok krwi zawsze
sprawiał, że blondyn mdlał jak hot trzynastki na widok nagiego torsu Wellingi.
- Co ja powiem
Prevcowi? To wszystko moja wina. - Lamentował Ziobro. - I jak ja się z tego
wyspowiadam księdzu Bożydarowi?
Ammann westchnął
z frustracją. Naprawdę miał ochotę na ten rosół. Ale skoro królik należał do
Prevca to może i dobrze, że jednak nie trafił tasakiem w futrzaka.
- Chybiłem i
królik gdzieś zwiał.
Z serc Polaków
spadły ogromne ciężary. Jak dobrze, że nie będą musieli tłumaczyć się Peterowi
z trupa. Perspektywa spotkania w jakimś zaułku Gangu P nie była szczególnie
zachęcająca, albowiem każdy wiedział, jacy bracia Prevc - wbrew pozorom -
potrafią być agresywni.
Chwila ulgi nie
trwała jednak długo, gdyż drzwi odtworzyły się nagle, a do pomieszczenia
wparował czerwony ze złości Peter. Za nim podążał struchlały Deschwanden.
- Gdzie mój
Truś, niegodziwcy?! - Wrzasnął. - Musiałem przerwać zabawę ze ślicznymi
dziewczynami, bo wyczułem, że dzieje się mu coś niedobrego.
Wtem spojrzenie
Słoweńca spadło na leżący na desce tasak oraz stojącego nieopodal Ammanna.
Peter zacisnął pięści i rzucił się na Szwajcara, przewalając go na ziemię i
częstując swoim popisowym prawym sierpowym. W obliczu straty najbliższych w
Peterze zawsze włączało się poczucie, że musi bronić bliskich choćby do
ostatniej kropli krwi. Nikt bezkarnie nie mógł grozić jego rodzinie, a Truś
bez wątpienia do niej należał.
Minęło kilka
minut i ciosów zanim polskim skoczkom udało się odciągnąć Słoweńca od Ammanna.
Gregor natomiast wylał na Prevca garnek lodowatej wody, aby nieco ostudzić
rozgrzanego furią sportowca.
- Uspokój się.
Truś żyje. - Zapewnił Janek, na co Słoweniec prychnął.
- Miałeś go
pilnować! Gdzie on jest?
Ziobro spuścił
oczy, czując jak wstyd pali mu policzki.
- Uciekł.
- Jak to
uciekł?!
Polak wzruszył
żałośnie ramionami, na co Prevc prychnął z rozdrażnieniem.
- Hej. - Dejvi
poczuł się w obowiązku uratowania przyjaciela od nienawistnych spojrzeń Petera.
- Może na rozluźnienie strzelimy sobie kolejkę, a potem pójdziemy szukać
twojego królika?
- Dejvi, to
nienajlepszy pomysł, przecież przed chwilą umierałeś...
- Eww, ja wezmę jakąś mrożonkę, coby mieć czym czoło uratować i spadam. - Rzucił Ammann, znacząco spoglądając na Petera.
- Właściwie...
Muszę się napić, inaczej zwariuję. Myśl, że mój Truś kica gdzieś wśród tylu przebywających
tutaj dzikusów sprawia, że wariuję jak Walter podczas sprawiedliwego i
sprawnego konkursu. - Stwierdził Prevc.
Kubacki
uśmiechnął się promiennie i zaczął myszkować po pomieszczeniu. Ucieszył się,
gdy znalazł półkę z drogimi i wykwintnymi szampanami. Peter na pewno nimi nie
pogardzi, przy okazji rozluźniając się i przestając srać żarem. Tak, to był
całkiem dobry pomysł.
Więc chłopcy
napili się, wznosząc toast na cześć Nowego Roku i zapominając o wszelkich
problemach.
***
Velta westchnął
głośno i po raz kolejki przechylił flaszkę z polską wódką.
- Ile razy mam
jeszcze was przepraszać? - Mruknął, rzucając niby przyjaciołom niechętne
spojrzenie. Miał już dość. Łasił się przed nimi, przynosił kolorowe drinki i
obsypywał komplementami, a oni mieli go w nosie. Nawet Fannis zaprzestał
hejtowania go wzrokiem! Zupełnie jakby był powietrzem. I to po tych wszystkich
latach, kiedy był im tak oddany, mimo ciągłych żartów i docinków z ich strony.
Niewdzięcznicy.
Ale... Byli jego
przyjaciółmi i nie zamierzał odpuścić.
- A może przez
chwilę postawicie się w mojej sytuacji?
Nic. Cholerna
cisza. Skoczkowi chciało się ryczeć z bezsilności.
- I to wszystko
przez jeden, głupi taniec, tak? Okej, jeśli chcecie, już nigdy nie będę
tańczył. Koniec z dzikimi bansami po stołach. - Rune skrzyżował ramiona na
piersiach, patrząc na nich wyzywająco. Mógł to zrobić. Kurwa, oczywiście, że
mógł dla nich przestać tańczyć. Nawet jeśli była to jego, poza skokami,
największa pasja w życiu.
- To było coś
więcej niż taniec. - Mruknął z nad drinka Tom.
Aha, to już jakiś postęp!, wykrzyknął w
duchu Turtle.
Rune postanowił,
że spróbuje ich sprowokować. Przecież potrzebowali szczerej rozmowy. Jakiejkolwiek rozmowy.
- Ach tak?
- Zakumplowałeś
się ze Schlirencałą. - Hilde wymówił nazwisko swojego największego wroga z jawną
niechęcią. - Przecież wiesz, jak go nie znoszę. Pieprzona księżniczka.
- Oj tam, od
razu zakumplował.
- Myślałem, że
tylko z nami lubisz tańczyć. - Dopowiedział Fannemel.
Rune przewrócił
oczami.
- Szkoda, że wy
nie lubicie tańczyć ze mną.
- Bo to
niebezpieczne. Pamiętasz, jak raz popchnąłeś biodrami Stjernena i wpadł na
stół? Cztery szwy, kolego. Cztery!
Velta zarumienił
się na to wspomnienie. Tańczyli wtedy do Samba
de Janeiro i wydawało mu się, że za słabo machał biodrami. Więc rozkołysał
się bardziej i bam, Stjernen w szpitalu.
- Ale dzisiaj
pokazałem wam, że jednak nie jestem taki beznadziejny. Szkoda, że nie
dostrzegliście we mnie potencjału.
- Nie rób z
siebie ofiary. - Rzucił z przekąsem Tom, ale Rune zauważył, że jego spojrzenie
nie było już tak pewne. Powoli zaczęli pękać. Albo mieli już dość, że marudził
gorzej niż Tande, który znowu nie może znaleźć swojego lakieru do włosów.
- Może trochę
przesadzaliśmy. - Fannis zagryzł wargę, usilnie nad czymś myśląc, o czym
świadczyło zmarszczone czoło i skupienie, które nie często gościło na
Andersowej twarzy.
Nadzieja znowu
zapłonęła w sercu Rune. Aż z tej radości wziął łyka wódki.
- Więc mi
wybaczycie? - Spojrzał na kumpli, próbując wyglądać jak kot ze Shreka. Albo jak
sto nieszczęść.
Chłopcy przez
chwilę mruczeli coś pod nosami, ale w końcu wyciągnęli w stronę Delty dłoń,
uśmiechając się niepewnie.
- No okej.
Zgoda.
- Już się na
ciebie nie gniewamy.
- A nawet -
Hilde zawiesił głos, taksując Rune spojrzeniem. - Jeśli znowu będziemy nagrywać
filmik, w którym tańczymy...Nie zamkniemy cię w piwnicy. Pozwolimy ci tańczyć.
I zaproponować choreografię.
Żółwik był
wzruszony. Do cholery, gdyby mógł, zamieniłby się w fontannę, aby oczyścić
siebie z wszystkich negatywnych emocji, jakie targały jego drobnym ciałkiem.
Niemal usłyszał, jak kamień spadł z jego serca, a chóry anielskie zaczęły
śpiewać gdzieś na skraju jego umysłu. Wybaczyli mu, czy ta noc nie mogła
skończyć się piękniej?
Już miał rzucić
się w ich ramiona i wyrazić słowami swoją wdzięczność oraz lojalność, kiedy
skoczkowie wstali ze swoich miejsc podekscytowani, jakby ktoś podarował im
gwiazdkę z nieba. Może faktycznie tak było, stwierdził Delta, gdy zobaczył, jak
Fannis trzymał w swoich ramionach małego i do porzygu słodkiego królika.
***
- To gdzie
proponujecie zacząć szukać? - Zapytał Janek, słaniając się no nogach. Za dużo szampana, oj za dużooo. Chyba trochę przesadziliśmy. Już
współczuł Dawidowi i Peterowi, w końcu będą musieli jutro wziąć udział w
konkursie. Właściwie to dzisiaj. Przechlapane. Bo kac morderca był bardziej niż
pewny.
- Gdzie
najbardziej lubi kicać?
- To królik. -
Prevc posłał Dejviemu zirytowane spojrzenie. - Nie ma ulubionych miejsc.
Kubacki tylko
wzruszył ramionami.
- Chociaż... -
Słoweniec zadumał się. - Wydaje mi się, że Truś, słuchając łupanek jest jakiś
bardziej pobudzony i szczęśliwszy, więc może... klub?
- Znowu? - Dejvi
jęknął. Ten klub, póki co, nie był dla niego łaskawym miejscem.
- Idziemy!
***
Fannemel tulił
do siebie królika, jakby nie mając zamiaru puścić go kiedykolwiek. Co chwilę
głaskał go po pyszczku lub całował w czubek głowy, wyglądając przy tym, jak
ośmiolatek, który wreszcie dostał wymarzonego pieska. Deltę bawił ten widok,
ale nic nie mówił. Wciąż miał nadzieję, że Anders pozwoli mu - choć przez
chwilę - potrzymać zwierzaczka. Królik od razu wpadł mu do serca.
- Może nauczymy
go skakać przez płonącą obręcz? - Zaproponował Tom. Aż oczy mu błyszczały na
myśl o tym, czego ten królik może dokonać. - Walterze Nielitościwy, jeśli
nauczymy go czadowych trików, na zawsze zamkniemy mordę Bjoernowi. Koniec z
wysłuchiwaniem o jego cudownych i niesamowitych psach!
- Może wreszcie
przestałby być taki monotematyczny. - Pokiwał głową Fannis.
- No nie wiem. -
Rune nie był przekonany do pomysłu Hildeły, ale nie chciał za ostro
zaprotestować. Wiedział, że kompromis, który osiągnęli był jeszcze za kruchy,
by wystawić go na próbę różnicy zdań. - On jest taki malutki. A co jeśli spali
sobie ogonek?
- Nie bądź babą.
Będzie fajnie.
Rune westchnął,
ale nic już nie odpowiedział. Niech się dzieje wola Hildeła, może wszystko
ujdzie im na sucho, a królikowi nic nie będzie.
- A może jakoś
go nazwiemy? - Zapytał, przyglądając się uważnie futrzakowi.
Jego kumple
pokiwali głowami.
- Tom?
- Co jeszcze?
- Tom Junior?
- A idź się puknij
w tę głupią łepetynę.
- Alex.
- Co?
Rune wzruszył
ramionami, próbując znieść przewiercające spojrzenia swoich łosi. Tylko spokojnie, Velta. Raz dwa trzy.
- Alex. Tak na
cześć trenera. Na pewno się ucieszy. - Odpowiedział, nie dając się ponieść
emocjom. W środku radość i samozadowolenie wręcz go rozrywało. - Poza tym ma
podobne oczy do trenera, tylko spójrzcie.
Hilde i Fannis
zamyślili się nad jego pomysłem. Po minucie ich lica rozświetliły się w
szerokich uśmiechach.
- Typowy
Velta-lizus. Ale dobry pomysł nie jest zły, kolego.
I nawet - w
ramach nagrody - pozwolili mu przytulić królika!!!
***
Kubacki, Ziobro,
Prevc i Deschwanden z oddali obserwowali, jak Velta ustawiał na stoliku jakąś
obręcz, a Tom bawił się zapalniczką. Niepokoił ich ten widok, zwłaszcza, że
Truś znajdował się w objęciach Fannemela, którego oczy, o dziwo, nie były
przepełnione hejtem, a miłością w najczystszym wydaniu.
- Mój Truś
potrafi rozkochać w sobie każdego. - Powiedział z dumą Peter. - Więc już chyba
rozumiecie, że to najlepszy bajer na laski, nie?
- To teraz chyba
nieistotne.
- Tak, tak. -
Peter zarumienił się. - Więc co? Idziemy?
Chłopcy
przytaknęli i podeszli do stolika Norwegów pewnym krokiem i z dziarskimi
minami, próbując wyglądać na niebezpiecznych mięśniaków. Chrząknęli głośno i
skrzyżowali na piersiach ramiona, czekając aż jaśnie panowie ich zauważą.
Norwegowie
jednak, zaabsorbowani swoimi pomysłami, nawet na nich nie spojrzeli.
Peter nie
wytrzymał. W końcu jakiś Norweg nie będzie dłużej molestował jego królika, a
tym bardziej nikt nie będzie go tak bezkarnie olewał.
- Co wy, do
cholery i ośmiu Janusów, robicie z moim królikiem?! - Zagrzmiał, łypiąc na nich
groźnie.
Norwegowie
wreszcie zaszczycili Prevca spojrzeniem.
- Z jakim twoim
królikiem? Alex jest nas. - Odparli lekceważąco.
W Peterze się
zagotowało. Chciał rzucić się na nich i pięściami wybić im z głowy jego
królika, ale koledzy Polacy i kolega Szwajcar powstrzymali go. Swoją drogą,
ALEX?! Czy oni chcą skrzywdzić tego zwierzaka do końca jego króliczych dni?
Idioci!
- Nazywa się
Truś i należy Prevca, więc bądźcie tak mili i go oddajcie. - Powiedział stanowczo Jan, omal
nie dostając z łokcia od wyrywającego się Petera.
Tom cmoknął z
niezadowoleniem.
- Mamy oddać go
takiemu furiatowi? - Prychnął. - Co najwyżej możemy poskarżyć się na niego
obrońcom praw zwierząt.
- Pięć flaszek
Pana Tadeusza.
- Okej.
- Ale Tom?
- Fanni, oddaj
Alexa Peterowi. - Hildełowi aż oczy się zaświeciły. W końcu nie od dziś
wiadomo, że darmowa polska wódka to coś, co tygryski lubią najbardziej.
Fannemel z bólem
w sercu i hejtem w spojrzeniu przekazał królika Prevcowi. Peter od razu
przytulił go do siebie, obiecując mu, że już nigdy go nie opuści i nie pozwoli,
by jakieś obce ręce go dotykały. Rzucił w przestrzeń szybkie dzięki i oddalił się.
- To co. - Janek
szturchnął Rune w ramię, kiedy sadowił się obok niego w loży. - Widzę, że
pogodziłeś się z kumplami?
Delta wyglądał,
jakby trafił szóstkę w lotka. Jego oczy świeciły się jak miliony monet, a
uśmiech był szerszy niż uśmiech samego Krausa.
- Chyba tak.
Nawet pozwolili mi z nimi tańczyć.
- To supi.
- A wiecie, że
ja i Jasiek też się pogodziliśmy? - Wtrącił się tryumfalnie Dejvi. - Więc może
wypijemy za przyjaźń, co? Ja stawiam!
Reszta przyjęła
propozycję Dawida z aprobatą. W końcu nikt z nich nie był takim idiotą, by
odmawiać darmowego alkoholu. A skoro przyjaźnie, ogórki, króliki i inne takie zostały uratowane można patować dalej!
*********
niedziela, 5 lipca 2015
Czternaście: Znalezione niekradzione
Opowieść
Ahonena była chyba najgorsza ze wszystkich. Jak to się stało, że Dejvi
doprowadził się wczoraj do TAKIEGO stanu? Przecież on nigdy! No okej, może raz
się zdarzyło, ale sytuacja była wyjątkowa, więc alkohol hardcorowo się piło i
nie zważało się na potencjalne konsekwencje. Ale tak poza tym to nigdy, jak
własną matkę kochał.
- Masakra. -
Mruknął, wciąż będąc w potężnym szoku. Zwątpił w siebie. Najpierw dał się
namówić na potężne picie w noc poprzedzającą konkurs, potem ta cała Hilde, a na
koniec sytuacja mocno kryzysowa. Błagam,
niech nie usłyszę o żadnym pawiu!
- Kubacki,
twoja kolej.
Dawid wziął
głęboki wdech, próbując odgonić od siebie złe myśli. Musiał się skoncentrować i
skoczyć dobrze. Bez latania na prawo, z poprawnym wybiciem i ładną odległością.
Blondyn usiadł
na belkę, wciąż telepiąc się jak Janek w dniu swojego ślubu. Językiem oblizał
spierzchnięte usta i na znak trenera odepchnął się od belki. Cała akcja
zamknęła się w kilku sekundach, mimo to wydawało mu się, że skok trwał w
nieskończoność. Jak na złość nie mógł zapomnieć o sylwestrowej nocy i kurka,
jakie miał zakwasy w nogach! W efekcie spóźnił wybicie z progu, a cały skok się
posypał. Z taką odległością to mógłby skakać w kazachskiej kadrze. No nic, miał
nadzieję, że chociaż w konkursie będzie lepiej.
- Dejvi! -
Ktoś mocno go przytulił. Dzióbacki odepchnął od siebie istotę z syndromem Wanka
i spostrzegł, że to nikt inny jak Jasiek. No wreszcie frajer się znalazł!
- Nawet nie
wiesz, jakie straszne rzeczy słyszałem! Myśmy się wczoraj pokłócili!
Ziobro spuścił
wzrok niczym zawstydzona uczennica. Chyba również nie miał dobrych wieści.
- Sylwester
całkowicie wymknął się nam spod kontroli.
- Ale wiesz,
że ja nigdy...
- Wiem,
Dzióbi, wiem. - Jaśko ponownie przytulił blondyna. - My jak bracia, przecież
wiesz.
- Kogo my tu
mamy?
Chłopcy jak na
komendę podnieśli głowy i przeklęli głośno. Deschwanden. Intuicja mówiła im, że
lepiej nie zaczynać z nim rozmowy...
***
Dawid nie
wierzył własnym oczom. Właściwie miał wrażenie, że umarł i powędrował do innego świata, gdzie Janek trzymający na
rękach jakiegoś zająca (!) nie patrzy na Kubackiego ze spodziewaną złością czy
odrazą ani nie ciska w niego hejtami. Wręcz przeciwnie, Ziobro zerkał z troską
na blondyna, mając przy tym tak bezradny wyraz twarzy, że Dawidowi robiło się
jeszcze słabiej. Z trudem oparł się o ścianę altanki, napinając wszystkie
mięśnie i modląc się do Najwyższego, by raczył powstrzymać dawidowe treści
żołądkowe od wydostania się na zewnątrz.
Janek
niepewnie usiadł koło blondyna. Jedną ręką przyciskał futrzaka do swojej klatki
piersiowej, a drugą poklepał byłego przyjaciela po plecach.
- Dzióbi,
trzymaj się.
- Łatwo ci
mówić. - Prychnął Kubacki. Nie czuł się tak źle nawet wtedy, gdy przechodził chrzest
bojowy w kadrze narodowej. A chłopaki nieźle go wtedy przywitali, do dzisiaj
Dzióbao nie tyka Soplicy.
Ziobro spuścił
wzrok. Nie mógł patrzyć na cierpienia Dawida, nawet jeśli ten na to zasłużył.
Właściwie chciał przeprosić kudłatego za wszystko i poprosić o jeszcze jedną
szansę dla ich przyjaźni. Panicznie bał się przyszłości bez co wtorkowego
jedzenia kanapek z salcesonem u mamy Dawida i wspólnego zaśmiewania się do łez
na całonocnych maratonach "Przyjaciół". Chciał, aby Kubacki był w
jego życiu.
- Znasz
Trusia? - Powiedział jedynie, nie bardzo wiedząc jak powinien zachować się w
tej sytuacji. Że też życie musi być takie skomplikowane!
- Na świętej
pamięci wąsy Apoloniusza, zaraz wyrzygam bebechy, a ty mi z jakimiś zającem
wyskakujesz! - Zirytował się Dzióbacki i jakby potwierdzając własne słowa, ponownie złapał się za brzuch i zgiął się w pół, z trudem powstrzymując kolejną
falę mdłości.
Ziobro
obrzucił Dawida oburzonym spojrzeniem, głaszcząc i tuląc do siebie zwierzaka.
- Ignorancie,
to jest królik, nie zając. Chcesz go w kompleksy wpęę...
- Do cholery,
Janie!
- Już, już,
oddychaj Dzióbi. Na trzy przyj. - Jasiek zaczął panikować. Dawid mu tutaj zaraz
padnie, a on nawet nie miał pojęcia, co robić. Myśl, zakuty łbie, myśl!
- Nie rodzę,
bałwanie!
- Przypilnuj
Trusia, zaraz wrócę i cię uratuję! - Ziobro wcisnął w ramiona Kubackiego
pupilka Prevca, nie zważając na to, że Dawid coraz bardziej zieleniał na twarzy
i popędził w stronę wejścia hotelu. Biegł, ile sił w chudych nogach, nie
zatrzymując się nawet na widok uśmiechniętych twarzy norweskich skoczków (wszak
wiedział, że minuta spędzona z nimi zamieni się w godzinę i kilka kolejek).
Zgrabnie ominął tłum japońskich turystów i wracającego z sylwestrowego bajlanda
trenera Słoweńców, przeskoczył nad zbudowanym przez Koreańczyków z puszek po
niemieckim piwie zamkiem i wreszcie dopadł do kuchni. Na szczęście w
pomieszczeniu nikogo nie było, także Janek mógł w spokoju przyrządzić miksturę
anty-pawiową. Tak jak uczył go niegdyś ojciec, wlał do blendera mleka, wsypał
garść szpinaku, dodał dwa jajka i wrzucił pokruszoną aspirynę. Następnie
wszystko wymieszał i przelał do wysokiej szklanki. Voila, Dawidowi na pewno nie posmakuje, ale zadziałać zadziała!
Niemal pękając z dumy, Ziobro począł wracać do swojego prawie znowu
przyjaciela. Wiedział, że jeśli uratuje blondasa od nieznośnych mdłości,
Dzióbao spojrzy na niego przychylniejszym okiem, a nawet może i przytuli równie
mocno, co Wank.
- No wreszcie!
- Wykrzyknął na widok Jaśka, Kubacki. - Ten zając ugryzł mnie w rękę, zostawił
na mojej dłoni bobka i uciekł! Owalterzezmiranem, jak niedobrze.
- Nie odlatuj,
druhu! - Ziobro usiadł obok niego i przysunął naczynie z miksturą do jego ust,
wcześniej przezornie zaciskając mu palcami nos. - Do dna.
Kubacki
posłusznie zaczął pić, krzywiąc się przy tym okropnie. Jeszcze w życiu nie pił
czegoś równie ohydnego. Jednakże ku własnemu zaskoczeniu, mdłości przeszły
niemalże natychmiast, a Dawid poczuł się jak nowonarodzony. W tej chwili mógł
wszystko! A że był w stanie dokonać niemożliwego, mocno przycisnął do siebie
Jaśka, dziękując, przepraszając i błagając o wybaczenie!
- Ja ci nawet
piwo za to postawię. I kabanosy kupię. Nawet przyszłego syna twojej córce
oddam. Tylko bądź mi znowu przyjacielem!
- Dejviii. -
Ziobro ze łzami w oczach uśmiechnął się szeroko. - Tęskniłem za tobą i twoimi
kłakami! I też przepraszam, nie byłem za miły dla ciebie.
- Sztama?
- Sztama!
- To co?
Tradycyjnie żelki na zgodę?
- Tak, Dzióbi,
tak. Tylko powiedz mi, gdzie, kurwa, jest Truś?! Bo jak Prevc z braćmi dopadnie
mnie w jakimś zaułku, marny mój los!
***
- A może
wyskoczymy po konkursie na jakieś piwko i dziewczyny? - Deschwanden sugestywnie
poruszył brwiami, obrzucając swojego mentora i idola proszącym spojrzeniem.
Ammann tylko
prychnął, dobitnie podkreślając swoją wyższość nad wyższością Gregora
(oczywiście tylko w sensie metaforycznym - fizycznie nikt nie dorównywał
Deschwandenowi).
- Niestety
jestem już umówiony z moim osobistym stomatologiem. Wybielanie i te sprawy. No
wiesz, muszę dbać o swoje okazałe zębiska, w końcu to pierwsze zęby
Skokolandii.
Gregor
przewrócił oczami. Miał dość tego, że uzębienie Simona było jego chlubą i
największym skarbem. Toż to starszy skoczek ciągle o nich prawił, opowiadał
Deschwiemu, jak prawidłowo dbać o swe perełki, rozwodził się nad zaletami
różnych past, panikował na myśl, że kiedyś będzie musiał nosić protezę. Gregor,
zdobywszy taką rozległą wiedzę, z łatwością mógłby napisać poradnik
stomatologiczny, a może nawet i zostać dentystą.
- Ehh, może
trener ze mną pójdzie. - Mruknął niechętnie. W końcu pójść z trenerem na piwo
to jak pójść na imprezę z ojcem. Lamersko bardzo.
Wtem młody
przetarł oczy ze zdumienia. Tej nocy nie wypił tak wiele, a mimo to miał jakieś
dziwne omany. Oto kilka metrów od niego, na podłodze kicał sobie króliczek.
Miał długie wąsy, brązową sierść i słodkie oczka. Gregor zawsze o takim marzył!
- E, Simi, on
ma takie zęby jak ty! - Zaśmiał się głośno, wstając z krzesła i nieporadnie
próbując złapać zwierzaka. W końcu znalezione niekradzione!
Ammann
popatrzył na Deschwandena jak na idiotę (czyli w sumie tak, jak patrzył na
niego przez większość czasu), po czym przeniósł wzrok na podłogę. O słodki Walterze, Simon wytrzeszczył
oczy, obserwując jak jego kumpel potyka się o własne nogi biegając za tłustym
królikiem po całej stołówce. Nie miał zielonego pojęcia, skąd wziął się w
hotelu futrzak i dlaczego w najlepsze pomykał po całym pomieszczeniu.
Jednakże... cóż, Ammann dawno nie jadł potrawki z królika. Chociaż taki rosół z
rana, na kaca to chyba nienajgorszy pomysł...
- Łap go! -
Wykrzyknął, dopingując Gregora.
Kiedy młodszy
skoczek wreszcie dopadł ssaka, dumnie tuląc go do siebie, niemal płacząc ze
wzruszenia, Ammann agresywnie wydarł z rąk Deschwandena królika, rechocząc
złowieszczo.
- Pyszny rosół
będzie z ciebie, kolego!
Deschwanden
stał na środku pomieszczenie skołowany. Bezwiednie patrzył jak Simon znika za
drzwiami prowadzącymi do kuchni, niechybnie prowadząc królika na śmierć. Mimo
to, młody skoczek nie mógł ruszyć się z miejsca. Był cały zdrętwiały, a w jego
głowie przenikały się najstraszniejsze wizje. O nie, nie może pozwolić, by
króliczek zginął w tak bestialski sposób! Musi coś zrobić, tylko co? I dlaczego
nie może się ruszyć? Do cholery, tutaj ważyły się losy żywej istoty, a on nawet
nie miał na tyle odwagi, by sprzeciwić się swojemu idolowi. Co było z nim nie
tak?
- Gregor?
Brunet
podniósł wzrok na stojącego przed nim spanikowanego człowieka.
- Ziobro?
- Widziałeś
gdzieś królika? Takiego słodkiego?
Prawdopodobnie
najwyższy skoczek w Pucharze Świata kiwnął głową. Czyli nie tylko jemu zależało
na tym futrzaku. Może oni będą na tyle silni, by go uratować. Może to ostatnia
deska ratunku.
- Tak. Ammann
wziął go do kuchni. On chce... chce - Gregor był bliski łez. - chce zrobić z
niego rosół na kaca.
Janek prawie
zachłysnął się własną śliną, a Dawidowy wytrzeszcz tak wystraszył
przechodzącego nieopodal Dietharta, że Austriak upuścił niesione kotlety
(oczywiście z kurczaka, broń Boże ze świnki) na ziemię.
- Ratujmy go!
- Ziobro chwycił Kubackiego za rękaw i pociągnął w stronę w kuchni. Z hukiem
wpadli do pomieszczenia, sprawiając, że Ammann podskoczył ze zdziwienia, a jego
ręka dzierżąca potężny tasak dotychczas uniesiona nad królikiem opadła...
************
Bang! Dejvi ładnie skacze, a pata wreszcie się pisze!
Subskrybuj:
Posty (Atom)