- ... Więc poszedłem z Sevikiem
na komisariat, wspierając go po drodze niemalże tak jak fundamenty wspierają
całe budynki, a Walter Hofer nasz skoczny cyrk.
- Jeej, Wanki, pięknie się
zachowałeś. Severin pewnie cieszy się, że ma tak wspaniałego przyjaciela. -
Dejvi pokiwał głową z uznaniem. - Też kiedyś byłem takim przyjacielem dla
Jaśka. A teraz... po tej nocy... właściwie nie wiem.
- Nie smutaj. Jak chcesz to mogę
cię przytulić? - Andreas już wyciągał ramiona w stronę Kubackiego, gdy ten
wstał z krzesła, by trochę pogimnastykować się przed skokiem. Nie chciał
przytulać nikogo, kto nie był Jaśkiem lub Dawidową dziewczyną.
- Co się stało na komisariacie?
Wank zrobił zamyśloną minę,
próbując przedrzeć się przez własne myśli o patatających jednorożcach i
ślicznych skarpetkach dzierganych przez jego babcię do wspomnień z poprzedniej
nocy.
- Pan komisarz w bardzo
nieprzyjemny sposób wyśmiał Sevi'ego. A Sevi chciał się tylko zachować tak jak
należy. Po tym jak zostaliśmy odprawieni z kwitkiem, Sevi ponownie się załamał,
a ja musiałem go pocieszać. Czuł się taki zdemoralizowany, dlatego pomyślałem,
że potrzebuje zrobić dobry uczynek...
***
Gdy Wanki patrzył na załamanego
Sevika tulącego do siebie słoik ogórków i puszkę pasztetu, serduszko kroiło mu
się na miliony części, a chęć przytulenia tego kochanego, zębiastego blondyna
była jeszcze silniejsza niż zazwyczaj. Musiał więc coś zrobić, zanim Freund
zapłacze się na śmierć. W jego umyśle już zaczął kreować się pomysł, dzięki
któremu Severin odzyska szacunek do siebie samego.
- Idę do sklepu. Oddam to sam,
skoro oddanie się w ręce pff sprawiedliwości nic nie dało. - Sevi pociągnął
noskiem wciąż wyglądając jak siedem nieszczęść.
Wanki przygarnął skoczka do
siebie.
- Przesyłam ci moje przytulasowe
moce, a ja hasam załatwić coś hiperważnego.
- W środku nocy?
- Taak, przypomniałem sobie o
czymś. Bądź dzielny, szczurku, wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
Severin nie wydał się być
przekonany.
- Nie wiem, jak ja będę żył z
takim poczuciem winy.
- Dasz radę.
Wank jeszcze raz przytulił
kumpla, po czym oddalił się szybko w tylko sobie znanym kierunku. Sevi wzruszył
ramionami nieprzejęty dziwnym zachowaniem Wieżowca; znał go na tyle, że
wiedział, iż Andreas jest jak marcowa pogoda i nigdy nie wiadomo, co przyniesie
jego zmienna natura - słoneczny uśmiech czy gradowy grymas zakończony popsuciem
bramki wyprowadzającej ze zeskoku? Czasami naprawdę lepiej nie wnikać.
Także Sevi wyruszył do sklepu,
gdzie poprosił o natychmiastową rozmowę z kierownikiem tudzież inną ważną
osobistością. Po dwudziestu minutach przyjął go w gabinecie zaspany pan z
fryzurą na Elvisa Presleya i uśmiechem Marinusa Krausa.
- Spał pan? - Zapytał, dziwiąc
się wielce zaspanemu kierownikowi. Wszakże był Sylwester, a do północy zostało
już tylko kilkanaście minut.
- Co? Ach tak. Ale nieważne. -
Mężczyzna machnął ręką, po czym ziewnął przeciągle. - Co pana do mnie
sprowadza?
- Ukradłem to. - Severin spuścił
skromnie oczy, czując jak czerwień oblewa jego policzki. Z przygniatającymi
wyrzutami sumienia położył na biurku rzeczy, które przecież zupełnie
nieświadomie wyniósł ze sklepu, po czym w zupełnym uniżeniu czekał na wyrok.
Kierownik najpierw obdarzył
zdziwionym spojrzeniem ów produktu, po czym przeniósł wzrok na zarumienionego
po koniuszki uszów blondyna. Jego mózg powoli otrząsał się z resztek snów, a
jakieś przebłyski zdawały się głośno do niego przemawiać. W końcu tryumfująco
wskazał na niego palcem i z iście dziecięcą euforią zaczął podskakiwać w
miejscu.
- Pan to Severin Freund, Severin Freund to pan!
Sevik strzelił klasycznego
facepalma. Człowiek się tutaj upokarza, wyznaje wszystkie grzechy jak na
spowiedzi, a ten wyjeżdża z Severinem Freundem. Może jeszcze o autograf
poprosi?
- Mógłbym autograf? I zdjęcie?
Wie pan, mam taki telefon, którym można robić zdjęcia nawet, wie pan, przodem!
Czego to dzisiaj ludzie nie wymyślą!
W blondynie aż się zagotowało.
Czyżby znowu miało mu wszystko ujść płazem, tylko dlatego, że jest sławny,
zdolny i śliczny? To dziwne, dotąd nieznane uczucie ogarnęło całym Severinie,
każąc mu unieść pięść i mocnym sierpowym znokautować pana kierownika. I już
Sevi unosił dłoń i już wykrzywiał twarz w brutalnym grymasie, gdy oto jakaś
anielska jasność spłynęła na jego oczy, a on zrozumiał, jakim stanie się niegodziwcem,
gdy uderzy tego pseudo Elvisa Krausa. Dlatego też dla zamaskowanie swych
niecnych zamiarów skrępowany przeczesał dłonią swoje złote włosy, posyłając
swojemu fanowi nikły uśmiech.
- Oczywiście. - Odrzekł
uprzejmie, ustawiając się obok kierownika i czekając aż ten przybierze
odpowiednią pozę. Zanim mężczyźnie udało się znaleźć swój lepszy profil, Sevi
zdążył porozmyślać nad tym, co przed chwila miało miejsce. Olaboga, przecież on
był o krok od stania się takim niegrzecznym, niesubordynowanym Harri Olli'm
albo Schlierenzauerem z okresu buntu młodzieńczego! On! Sevi! Prawy obywatel
przyświecający wszystkim swymi moralnymi zasadami. To przecież niedorzeczne i
absurdalne. Aż Freundowi świat zatrząsł się w fundamentach. W przeciągu
kilkunastu minut zaliczył półtorej upadku moralnego i to najgorszej klasy! Czy
powinien się za to schłostać? Jaką pokutę powinien odmówić? Czy pielgrzymka na
klęczkach do Częstochowy wszystko zadośćuczyni?
Niestety Sevik nie zdążył wyjść
ze swojej depresji, bo oto kierownik wreszcie ustawił się prawidłowo, a obaj
panowie mogli cyknąć sobie fotkę. Do tego symboliczny kieliszek szampana
przegryziony mannerem i kilka odpowiedzi na dziwne pytania kierownika. A potem
Sevi mógł odejść - bez poniesienia żadnej odpowiedzialności karnej jedynie z
gigantycznymi wyrzutami sumienia i samohejtem większym od pewnego wysokiego
Szwajcara.
***
Andreas Wank, odziawszy czarne
odzienie, przemykał się po ciasnych korytarzach. Wcześniej zrobił bardzo
dokładny wywiad środowiskowy i wiedział, że raczej nikt nie powinien
przeszkodzić mu w jego misternej intrydze. Większość ludzi o tej porze balowała
gdzieś, czekając na przybycie 2015 w procentami różnego gatunku w ręce. Także
Wanki miał wolną drogę ku uratowaniu samoszacunku i moralności pana F.
Chłopak wreszcie znalazł pokój
numer dwanaście. Dla upewnienia zastukał palcami w drzwi dwukrotnie, po czym
przyłożył szklankę do drewnianej bariery i nasłuchiwał. Nic. Żadnego szmeru,
szurania kapciami, pijackich prób wstania z łóżka. Wanki, zadowolony jak po
dobrym przytulasie, wyjął ze swojego tajnego przybornika wytrych i metodami
znanymi mu od niekoniecznie prawych i niezwiązanych z kryminałem ludzi, dostał
się do pokoju, który to był przydzielony Hayboeckowi i Kraftowi.
Potem wszystko działo się bardzo
szybko.
Wank bez problemu znalazł
miejsce, w którym Michi przechowywał swój makaron. Z niemałymi wyrzutami
sumienia spakował wszystko do czarnego worka, który pożyczył sobie ze schowka z
miotłami, po czym uciekł, czekając aż Hayboeck odkryje, co się stało i spanikuje
i wywołując wielką sensację wśród skocznej braci. A potem... a potem sprawę
przejmie Severin Freund.
***
Hayboeck rwał sobie włosy z
głowy, a Kraft próbował go uspokoić najróżniejszymi sposobami - od przekupowania
mannerami zacząwszy a na polewaniu wódki skończywszy. Niestety nic nie dawało
pożądanego rezultatu, a Michcio trząsł się jak w febrze, wciąż nie mogąc
przestać myśleć o swoim makaronie.
- Gdzie go ostatni raz
widziałeś? - Zapytał Hilde, przechadzając się wzdłuż pokoju. Tak, Tom Hilde z
własnej i nieprzymuszonej woli postanowił pobawić się w detektywa i pomóc tej
austriackiej niedołędze. Sam właściwie nie wiedział, dlaczego to robi. Jest
Sylwester, a on zamiast rwać laski, śmiać się z Delty i pić Gorzką Żołądkową de
Luxe, wciela się w świętego Franciszka i próbuje zbawić świat. Miał dwa
podejrzenia albo a) alkohol już całkiem zniszczył jakiekolwiek pozostałości po
jego mózgu, który - jak głoszą legendy - kiedyś posiadał albo b) na starość
zmiękcza się jego serce.
Tom zdecydowanie wolał trzymać
się wersji A. Bo tacy jak on nigdy się nie starzeją.
- Schowałem go pod łóżkiem.
Norweg prychnął.
- Dlaczego wy wszystko chowacie
pod łóżkiem? To jakaś austriacka tradycja? Najpierw Kofler i wódka, teraz ty i
makaaa...Czy to znaczy, że Kuttin chowa pod łóżkiem jakieś swoje tajne i krwawe
plany zdobycia skoczni?
- Jja, nie wiem. - Michcio
jeszcze bardziej skulił się w sobie. Nie wiedząc czemu, Tom Hilde zawsze go
przerażał.
Wtem do pokoju wkroczył dziwnie
przygaszony Sevik. Nawet hołota grająca w karty (w postaci Dzióbao, Jaśka,
Schlierenzauera, Fettnera, Koflera, Fannisa i Delty; SMSKAK-eski poszły szukać
jakiś fajerwerek, ktorze stworzą na niebie podobiznę Andreasa, oczywiście
Andreasa bez koszulki) poprzestała gry, by zerknąć na smutnego pysia Niemca.
- Jestem najgorszym prawym
obywatel na świecie. - Przyznał tylko Sevik i złapawszy za butelkę wódki, napił
się zachłannie, czując, że tylko alkohol może ugasić ten dziwny ból jaki szalał
w jego serduszku. Dopiero kiedy opróżnił
butelkę, zobaczył Michaela wyglądającego jak siedem nieszczęść. - A temu co? -
Skinął głową w stronę Austriaka.
- Porwali jego makaron. -
Wyjaśnił Hilde.
Sevi natychmiast pożałował, że
wypił przed chwilą tyle alkoholu, albowiem oto los zesłał mu szansa na
zrehabilitowanie się. Może jak pomoże Michaelowi, równowaga wróci do przyrody,
a Freundowa godność zostanie uratowana? Tak, to był bardzo dobry pomysł. Tylko
Sevi... Sevi czuł się za bardzo pijany, by samemu dać radę znaleźć makaron. Na
szczęście nie był typem człowieka, który wstydzi się pytać o pomoc, dlategoż
bez słowa wyjaśnienia wypadł z pokoju, kierując swe kroki ku człowiekowi,
którego nadludzkie moce potrafią zdziałać cuda.
I tą niezwykłą osobą bynajmniej
nie był Walter Hofer.
***
- Myślicie, że zapomniał
ukołysać do snu swoje wkładki? - zapytał Dejvi, patrząc za znikającą sylwetką
Freunda.
- Na pewno. Inaczej, by tak nie
zapierdalał. - Stwierdził Schlierenzauer. - Tylko wkładki tak na niego
działają.
- Wkładki są, aha aha, gorące. -
Zaśpiewał pod nosem Jasiek.
- To co? Gramy dalej? -
Zaproponował Fannemel.
Chłopcy pokiwali głowami.
- Dołączam się! - Stwierdził
Hilde. Bycie dobrym jednak go przerosło.
- Hej, a co z moim makaronem?
- Spokojnie, Michi, tylko
spokojnie. Widzisz Tom? Doprowadziłeś go do ataku apopleksji.
- Daj spokój, jutro kupicie w
sklepie. Poszedłbym z wami teraz, ale coś wątpię, czy mnie wpuszczą.
- Ale to nie ten makaron!
- Michi, spokojnie.
- Jedna partyjka, a potem go
poszukamy.
Michael ze złością założył ręce
na piersiach i schował się w kącie, fochając się na cały świat. Jego całe
jestestwo legło w gruzach, a ci prostacy grają sobie w pokera. A to ci łajdacy!
***
Anders Bardal nie lubił, gdy
przeszkadzano mu w jakże ważnej czynności, jaką bez wątpienia był manicure.
Norweg nie znosił mieć zaniedbanych pazurków - jego paznokcie zawsze musiały
być równo przycięte, czyste i połyskujące, inaczej stawał się nerwowy i klął na
czym świat stoi. A że był właśnie w trakcie piłowania paznokietka palca
środkowego, niezbyt życzliwie przyjął swojego gościa, którym okazał się być nie
kto inny jak Severin Freund. Niemiec miał rozbiegane oczy i na kilometr było
czuć od niego desperacją. Anders odłożył na bok swój zestaw do manicure i z
ciekawością spojrzał na skoczka. Jego gniew jakby zelżał w obliczu plotki, jaką
przyniósł ze sobą Freund.
- Bordal! Sprawę mam. Ktoś
ukradł makaron Hayboecka!
- I co ja mam z tym wspólnego? -
Anders uniósł do góry brwi, na co Severin przewrócił oczami.
- Jak to co? Przecież jesteś
SuperZiemniakiem, znaczy SuperBordalem, znaczy... Jeśli połączymy siły,
odzyskamy makaron. No dalej Bordal, wiem, że jesteś dobrym człowiekiem.
- Dlaczego przekręcasz moje
nazwisko?
Sevi ze zdziwienia wytrzeszczył
oczy, po czym spuścił wzrok, strzepując z rękawa niewidzialny pyłek.
- Słyszałem, jak jakiś
dziennikarz tak do ciebie mówił. To nie jest poprawne?
Bardal prychnął. Ale po chwili
się rozpromienił. Wszakże, jak powiedział wcześniej Severin, Anders był dobrym
człowiekiem.
- Pomogę ci. Tylko poczekaj,
muszę znaleźć kalesony Supermana. Tylko w nich moje moce działają.
Ze wzruszeniem i wilgotnymi
oczami Sevi rzucił się na szyję Norwega, obejmując go mocno i śpiewając mu do
ucha pieśń pochwalną. Bardal pomyślał
jedynie, że Niemcy to tylko, by się przytulali, po czym z trudem wyplątał się z
objęć Freunda i poszedł szukać swoich kalesonów.
Świat nie musi się bać, gdy
czuwa nad nim SuperZiemnior!
*****************
Ponieważ depresja posezonowa, depresja ponastoletnościowa, z uznaniem i dedykacją dla Sevika i Ziemniaczka..