- Hilde, masz szlaban na
dokuczanie Forfangowi. - Stoeckl, gdy skończył wysłuchiwać historii snapów i
zacinającej się windy, westchnął głośno. Znał swoich podopiecznych na tyle
dobrze, że dawno przestał się dziwić ich dziecinnemu zachowaniu, jednakże, aby
podkreślić swój autorytet, musiał dać Tomowi surową karę. Potem powiedział, by
nigdy już tak nie robili i poszedł w swoją stronę. W końcu nikt za niego flagą
nie machnie ani nie otworzy kolejnych snapów, które już na niego czekały. Cóż,
każdy ma swoje drobne uzależnienia.
- Dobra, dawajcie resztę
historii. - Ponaglił chłopaków Jan. - Czas dowiedzieć się całej prawdy.
- Jestem z ciebie dumny. -
Fettner położył dłoń na ramieniu Polaka. - Przyjmij to na klatę jak na faceta
przystało.
Ziobro kiwnął głową, po czym
przeniósł wzrok na Hilde. Tom już zaczynał opowiadać...
***
Andreas Wank
czuł się, jakby ktoś wyrwał mu wątrobę i poćwiartował ją na jego oczach.
Rozczarowane spojrzenie Severina wręcz fizycznie bolało Wieżowca i Wanki
wiedział, że tutaj nie pomoże nawet hiper mocny przytulas. Jeszcze wiele
wkładek Sevik będzie musiał przeżuć, by wybaczyć Andi'emu.
Scheisse.
Najgorsze
jednak było to, że Wanki naprawdę nie chciał źle. Przecież nie o to w tym
wszystkim chodziło. Sevi miał zapomnieć o swojej kryminalnej przyszłości i z
powrotem być szczęśliwym oraz dobrym obywatelem. Więc co poszło nie tak?
- Andreasie
Wank, tłumacz się. - Zażądał twardo Severin, posyłając Wieżowcowi tak jadowite
spojrzenie, że Wank naprawdę zaczął się obawiać, że wykroczenie z ogórkami
przeciągnęło Freunda na mroczną i złą stronę.
Wanki zacisnął
usta i pokręcił głową. O nie, nie będzie z nikim rozmawiać, skoro traktują go
jak kryminalistę. Zupełnie jakby go nie znali!.
- Ostatnie
słowo, zanim cię ukażemy? - Dzióbacki uniósł pytająco brew, jednocześnie
patrząc na Andreasa jak na jakąś zarazę.
Mistrz Świata
Juniorów 2008r. prychnął głośno.
- A jak Sevik
ukradł prowiant to jakoś go nie karaliście.
Strzał w
dziesiątkę. Freund zarumienił się po koniuszki uszów, mocno zaciskając pięści,
a jego niebieskie oczy zapełniły się łzami. Andi wiedział, że przegiął. Nie
chciał krzywdzić (jeszcze bardziej) swojego najlepszego Przyjaciela, ale też
nie mógł zostać wtrącony do lochów znajdujących się pod Olympiaschanze.
Przecież jego metr dziewięćdziesiąt tam się nie zmieści, przez co Wank będzie
musiał się kulić, co poskutkuje tym, że całą starość spędzi będąc Quasimodo. A
kto go pokocha, gdy będzie wyglądać jak Quasimodo?
- On ma rację.
- Więc niby
mamy mu to darować?
- Wanki?
Andreas
westchnął głośno.
- No okej -
powiedział z ociąganiem. - Uknułem to wszystko, by Sevi mógł wykazać się swoimi
super mocami i chęcią niesienia pomocy oraz by z powrotem stał się spoko
ziomkiem i zapomniał o całym tym zajściu z ogórkami.
Freund jakby
na chwilę rozjaśniał, po czym szybko spochmurniał, rzucając Wankowi niechętne
spojrzenie.
- Mimo
wszystko nie powinieneś tak karygodnie postępować. Wiesz, ile osób zraniłeś?
- Ależ
Severinie, ja to dla ciebie....
- Nie chcę
tego słuchać.
Sevik odwrócił
się plecami do Wieżowca, a Wankowi pozostało tylko zrobić minę udręczonego
człowieka. Bardal wzruszył ramionami, reszta też odpuściła. Co będą wtrącać się
w prywatne sprawy Niemców, zwłaszcza, że tutaj północ wybiła i zaczęła się
najlepsza pata całego skocznego tournee? Skoczkowie szybko się rozproszyli i,
znajdując odpowiednie dla siebie towarzystwo, poszli w tango, na jakie
pozwalali sobie tylko raz do roku. Impreza rozkręciła się na dobre, Walter raz
po raz znosił toasty na swoją cześć, a Miran tylko mu przyklaskiwał. Seppa
Gratzer, nie wychodząc ze swojej roli ani na chwilę, latał za skoczkami z
metrem krawieckim w ręce i próbował wmówić im, że ich spodnie są za luźne w
kroku tudzież t-shirty za bardzo opinają ich klaty.
- Dejviiii!
Kubacki, ku
własnemu zaskoczeniu (bo przecież starał się unikać osoby Jaśka jak Koch
fryzjera) ujrzał przed sobą niepewną twarz Ziobra. Jan niezręcznie przestępował
z jednej nogi na drugą, nie wiedząc, gdzie podziać wzrok.
- Chciałem
pogadać.
- A mamy o
czym? - Burknął niechętnie Dawid, wydymając wargi i obrzucając kumpla
spojrzeniem pełnym wyższości. O nie! Niczego nie będzie mu ułatwiał!
- Chciałem cię
przeprosić. Wiem, co sobie pomyślałeś. Ale to nie tak było. - Jan skromnie
spuścił wzrok, niemal z rozżaleniem bijąc się w piersi. - Tamto nic nie
znaczyło. Dla mnie najważniejszy jesteś ty! Póki nas Walter nie rozłączy!
Serce Dawida
momentalnie zabiło szybciej i nawet jego włosy jakby przestały być
przyklapnięte. Ciało blondyna wręcz rwało się w stronę Jaśka, by zamknąć go w
mocnym uścisku, jednakże Dzióbi dzielnie walczył z głupimi porywami swojej
sentymentalnej strony. Jego męska duma nie pozwalała mu na taki desperacki
krok.
Nawet jeśli
pragnął tego uścisku jak Sev wkładek.
- Zdradziłeś
naszą przyjaźń. - Wytknął mu.
Jan westchnął
ciężko, jakby z oburzeniem.
- Przecież nie
mamy siebie na wyłączność. Swoją drogą, to TY pierwszy mnie zdradziłeś, idąc z
Dimą w tany! A mnie najbezczelniej na świecie zostawiłeś razem z krzyczącym
niczym moja matematyczka z podstawówki Denisem. Przecież wiesz, że przez
krzyczących nauczyli mam traumę! I w ogóle to teraz ja strzelam focha forever i
nawet nie właź do mojego łóżka, gdy przyśni ci się znowu koszmar o goniących
cię nożyczkach! Dosyć tego dobrego, ty... ty... egoisto jeden! A tak poza tym
to masz przesuszone końcówki! - Ziober wyrzucił wszystko, co zalegało mu na
wątrobie, dzięki czemu poczuł się o wiele lepiej i był, jak stwierdził w
myślach, w stanie przechylić jeszcze kilka kieliszków. Także postanowił to
uczynić, zostawiając tym samym oszołomionego Dejva samego. Niech on się teraz
trochę pomęczy.
Jaśko przez
chwilę rozglądał się po okolicy, szukając godnego dla siebie towarzystwa
(najlepiej żeby miało dobry asortyment). Norwegów skreślił na samym początku -
co za dużo, to nie zdrowo. Gdzieś z boku, Walter walił kielich za kielichem, od
czasu do czasu uśmiechając się w stronę trochę już podchmielonego i
wygłaszającego ody do Schlierenzauera, których rymów nie powstydziłby się nawet
sam Mickiewicz, Szaranowicza. W tej chwili skoczkowi aż zatęskniło się do Apoloniusza. Z tym to dopiero byłaby pata.
Wybierając
między lepiącymi bałwana Japończykami a Prevcem jedzącym marchewki i
przytulającym królika, Jan wybrał opcję numer dwa. Wydawało mu się, że mimo
wszystko, z Peterem zabawa będzie bezpieczniejsza. Bo choć Słoweniec jest
człowiekiem, z którym można nieźle zapatować, zawsze wie, gdzie stoją jakieśtam
granice.
- Witaj
bracie. Dlaczego żresz marchewki swojemu królikowi?
Peter obdarzył
Polaka zdziwionym spojrzeniem, po czym przeniósł wzrok na swojego zwierzaka
odzianego w zwiewne fatałaszki.
- Trusiowi nie
smakują. Woli te eko.
- Kapryśny.
Podziel się swoją nalewką, co?
- Jasne. -
Słoweńcowi aż oczy się zaświeciły. - Receptura mojej babuni. Drugiej takiej nie
znajdziesz.
I się napili.
Z świadomości Janka szybko ulotniły się męczące duszę myśli i chłopak mógł
cieszyć się wolnością. Tak naprawdę tej nocy mógł wszystko i taki tam Dzióbacki
niczego nie może mu zabronić. Skoro Ziobro chce melanżować z innymi ludźmi, to
będzie! A Dawid niech lepiej wraca do pokoju i zagrzebie się w łóżku niczym
osiemdziesięcioletnia babcia.
- Wiesz co -
Peter nachylił się w stronę swego rozmówcy, jak zawsze miał w zwyczaju, gdy
nachodziła go ochota na ploteczki - ponoć Wellinga nie wróci do PŚ, póki nie
skończy trzydziestki. Matka zabrania brać mu udział w takich grzesznych,
skocznych patach.
Ziobro
wybałuszył oczy.
- Grzesznych?
Czy widzisz tu jakieś grzeszne rzeczy? Przecież z kulturką jest!
- No właśnie.
- Zza ich pleców dobiegł ich czyjś rozbawiony głos.
Tom Hilde. No nie. Znowu on. To nie może się
dobrze skończyć.
- Chodźmy
trochę nagrzeszyć. - Norweg sugestywnie poruszył brwiami. - Koleżanki już jadą!
Polak nakrył
tylko twarz dłonią, modląc się w duchu, by Opatrzność Małyszowa miała go w
opiece, Prevc natomiast wydawał się być uradowanym rychłym nadejściem płci
pięknej. Nawet jego królik radośnie zamachał wąsami (albo Jasiek miał już zwidy
od tego alkoholu).
- Będzie
fajnie. - Dodał jeszcze Hylde i napił się Prevcowej naleweczki.
************
Zapraszam do Waltera na jednoparta KLIK
Edit: Tak jak powyżej, zawieszam/rzucam pisanie.